Papierowy The Straits Times pojawił się naszym domu niepostrzeżenie. Wszystko oczywiście przez Przychówka który załapał się na opłacane przez rząd zajęcia integrujące. Trzy razy w tygodniu Dzieciak uczy się:
- jak okazywać szacunek singapurskiej fladze,
- jak się zachować gdy grany jest singapurski hymn
- co trzeba zrobić gdy widzi się sytuację niebezpieczną.
Oczywiście w The Straits Times można znaleźć ciekawsze rzeczy, ale nie zmienia to faktu, że owa gazeta to rządowa tuba różniącą się od polskiej Trybuny Ludu jedynie szatą graficzną i ilością reklam.
Kura dwa razy w tygodniu kupuje The Straits Times, dzieciak wycina potrzebne artykuły, a potem odnosi na stertę z innymi papierami. Gdy sterta robi się zbyt duża Kura pakuje gazety w worek i traktuje jak zwykłą makulaturę.
Od dzisiaj Kura wie, że nieświadomie popełniała ciężką zbrodnię, bo tej gazecie należy się szacunek równy portretowi króla w Tajlandii. Gdyby nie jej amerykańska koleżanka Kura nadal grzeszyłaby nieświadomie. Podczas babskich ploteczek Amerykanka powiedziała, że jej mąż został wezwany na dywanik do szefa korporacji tylko dlatego, że postawił swoje brudne, przemoczone buty na tej świętej gazecie. Niby rozmowa była miła i na upomnieniu się skończyło, ale jakimś dziwnym trafem mąż Amerykanki nie dostał ostatniej premii, a pani z serwisu technicznego jakoś częściej zagląda do jego kosza na śmieci.
Chciało by się powiedzieć raz dwa trzy .... Baba Jaga patrzy, ale wszyscy i tak wiedza, że to żadna Baga Jaga tylko Wielki Brat.
http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:TrybunaLudu.png&filetimestamp=20050729220647 |
Od dzisiaj Kura wie, że nieświadomie popełniała ciężką zbrodnię, bo tej gazecie należy się szacunek równy portretowi króla w Tajlandii. Gdyby nie jej amerykańska koleżanka Kura nadal grzeszyłaby nieświadomie. Podczas babskich ploteczek Amerykanka powiedziała, że jej mąż został wezwany na dywanik do szefa korporacji tylko dlatego, że postawił swoje brudne, przemoczone buty na tej świętej gazecie. Niby rozmowa była miła i na upomnieniu się skończyło, ale jakimś dziwnym trafem mąż Amerykanki nie dostał ostatniej premii, a pani z serwisu technicznego jakoś częściej zagląda do jego kosza na śmieci.
Chciało by się powiedzieć raz dwa trzy .... Baba Jaga patrzy, ale wszyscy i tak wiedza, że to żadna Baga Jaga tylko Wielki Brat.
Jak zwykle-strzal w dziesiatke pod kazdym wzgledem. Podziwiam tematy i tresc...
OdpowiedzUsuń:)))))))))))
OdpowiedzUsuńbyłabym skłonna zgodzic się na taka cześć, pod warunkiem, że naprawdę rząd singapurski dwoi sie i troi, by uszczęśliwic ukochany naród.
Ja pamiętam taką prasówkę to musiałam odrabiać na zajecia z przysposobienia obronnego. Pamiętacie takie zajecia w polskich szkołach, czy tylko ja tu jestem taka stara...;-D
OdpowiedzUsuńhmm nie wiem czy nie masz "podsłuch" na blogu będę teraz ostrożna w wypowiedziach, a może tylko cenzura zaczęła dobierać się do bloga ;-)))
OdpowiedzUsuńTo mi przypomina historyjkę znajomego mojego taty, który ze 30 lat temu wybrał się służbowo do Korei Pn.
OdpowiedzUsuńMieszkał w hotelu dla inostrańców i codziennie wraz z poranną kawą dostawał lokalną gazetę. Nie czytał jej oczywiście, albowiem koreańskiego nie znał.
I pewnego poranka stuka uprzejmy posługacz i wręcza mu wczorajszą prasę. - Szanowny Pan się pomylił i wyrzucił gazetę - mówi - więc odniosłem ją drogiemu gościowi, bo tu jest przecież portret Ukochanego Przywódcy.
Znajomego zatkało.
- To co wy robicie z przeczytaną gazetą? - pyta.
- Wycinamy z niej zdjęcia Ukochanego Przywódcy - wyjaśnił uprzejmie Koreańczyk.
No dobrze, ale co w takim razie można zrobić z taką przeczytaną gazetą? Czy są osobne kosze na recykling "The Straits Times"? Pytam najzupełniej poważnie, bo sytuacja mnie zaskoczyła.
OdpowiedzUsuńn/A
N/A nie ma m pojęcia co trzeba zrobić z gazetą, ale mokrych brudnych butów stawiać na niej nie należny przynajmniej jak widzi jakiś Singapurczyk.;) Osobnych koszty na ową gazetę nie ma, ale ja tam nie wiem czy można ją wrzucić od tak do wora czy może trzeba ją złożyć w kostkę i zanieść do recyklingu tytułem do góry. Olena w sumie nie po raz pierwszy obserwując singapurskie życie mam skojarzenie z mniej miłą Koreą.
OdpowiedzUsuńWieki temu mój ojciec też miał problem gazetowy, bo pociął Trybunę Ludu i położył w wojskowej latrynie ( wiadomo do czego). Wylądował nawet na dywaniku u oficera politycznego, ale ponieważ był młody i podczas zasadniczej służy wojskowej na upomnieniu się skończyło.
Sznupcia ja też robiłam prasówkę, ale nie na PO tylko na wiedzę o społeczeństwie.
OdpowiedzUsuńNo nieźle! Czyli jeśli codziennie czytam TST online, ukochany rząd mnie przygarnie? ;) Akcja z butami wrzuciła mnie w fotel - Korea jak się patrzy. Czy można zaryzykować stwierdzenie, że SG to taka bańka - "projekt cudowny świat"? I aby wszystko chodziło jak w maszynce to potrzebne są rządy twardej ręki?
OdpowiedzUsuńIm bardziej poznaję singapurski świat tym mniej na jego temat wiem. Jednego jestem pewna obywatele pilnują się na wzajem. Sąsiedzki donosik,telefon go szkoły gdy się widzi wagarowiczów, zwrócenie uwagi na brak szacunku dla rządowej gazety są tu czymś zwyczajnym. Tu to działa. Tego ludzie nauczeni są od dziecka.
OdpowiedzUsuńi ja wryta w fotel myślę i myślę teraz tylko o tej gazecie...
OdpowiedzUsuńMama zaś opowiadała mi, że w stolicy bratniego kraju naszych najlepszych przyjaciół wchodząc do metra/autobusu z biletem miesięcznym należało podnieść go w górę i okazać współpasażerom.
OdpowiedzUsuńCzyli Koreańczykom wystarczyło wyciąć portret Ukochanego Przywódcy, a w Singapurze... no właśnie, co? Weź się Kuro spróbuj jeszcze delikatnie dopytać, bo widzę, że nie tylko mnie temat zaciekawił :)
OdpowiedzUsuńMożna masę gazetową przygotować, a z niej popiersia ku chwale rządzących :P
OdpowiedzUsuńTo by nie był taki głupi pomysł zważywszy na poziom zajęć plastycznych w szkole. Przynajmniej na coś by się te gazety przydały.
OdpowiedzUsuńo, dywanik za wykorzystanie Trybuny w szczytnym celu? .... hm...
OdpowiedzUsuńchyba się wychowałam w głębokiej prowincji, bo to mało czytana prasa była... ale do mycia okien - doskonała , zacieków nie było , a płyny do szyb były marne... jeśli w ogóle były
Pajesia
Pajesia ty wiesz, że ja chciałam kiedyś umyć okna " po staremu" ekologicznie używając " nowoczesnej" Gazety Wyborczej i niestety nie udało się.
OdpowiedzUsuń