Po 9 dniach w Seulu wróciliśmy do Singapuru z górą brudnych ubrań, toną nowych kosmetyków, garścią wspomnień i kilkoma butelkami soju. Gdyby nie singapurskie przepisy buteleczek byłoby znacznie więcej, bo Seul i soju są parą nierozłączną.
W Seulu soju można kupić wszędzie i wypić prawie z każdym. Ryżowym napojem raczą się panowie w garniturach, wypindrzone lolity, zakochane pary, umęczeni urzędnicy, nobliwe staruszki i turyści. Musieli sporo wypić, bo w roku 2011 soju zostało najpopularniejszym alkoholem na świecie wyprzedając nawet wódkę Smirnoff.
Aż trudno uwierzyć, że ów trunek przybył do Korei ze świata arabskiego w XIII gdy najeżdżający Koreę Mongołowie przywlekli arak, który można uważać za ojca klasycznego, koreańskiego soju przechowywanego glinianej beczce na zewnątrz domu.
Dla nas klasyczne soju wygląda, smakuje i pachnie jak polska wyborowa. Co prawda moce procentowe ma ciut słabsze, ale kto by się takimi drobiazgami na wakacjach przejmował.
Aż trudno uwierzyć, że ów trunek przybył do Korei ze świata arabskiego w XIII gdy najeżdżający Koreę Mongołowie przywlekli arak, który można uważać za ojca klasycznego, koreańskiego soju przechowywanego glinianej beczce na zewnątrz domu.
![]() |
Aparatura do destylacji |
Dla nas klasyczne soju wygląda, smakuje i pachnie jak polska wyborowa. Co prawda moce procentowe ma ciut słabsze, ale kto by się takimi drobiazgami na wakacjach przejmował.
Widze, ze światłe umysly myślą podobnie ;)
OdpowiedzUsuńOd samego początku naszej przygody w Korei powtarzam wszystkim, którzy chcą słuchac, ze Koreanczyk i Polak to dwa bratanki!
Piją wódke? -Piją. Kiszą kapuste-kiszą. Gotują zupy na kościach?-gotują. Jedzą tatara?-Jedzą. A resztą, jak pisze Kura, kto by sie przejmował :)
Mając do dyspozycji taką aparaturę proponuję recepturę 1410 :)
OdpowiedzUsuńnic tylko jechać do braci
OdpowiedzUsuńj
wyjątkowe paskudztwo, jakieś takie syntetyczne....
OdpowiedzUsuńCiekawe jaki przepis mają Koreańczycy na "grunwaldówkę" i jak się ona u nich nazywa. A aparatura pierwsza klasa, przynajmniej nie kusi/lub nie brzydzi fermentującą zawartością... jak sobie przypomnę to winko nastawiane przez wujka w balonie, z którego ukradkiem sie pociągało podczas imprez rodzinnych za czasów szczenięcych... Nie umiem sobie wyobrazić, co by się działo na wsiach i miasteczkach, gdyby alkohol, nie ważne jak parszywej mocy - trzymano w beczce na zewnatrz :D
OdpowiedzUsuńZboże jej doślijmy, niech się swiaty łaczą ;-)
OdpowiedzUsuńKarola
Gongzhu Majia, koreanska "grunwaldowka" nazywa sie makgeolli, a przepis znajdziesz na przyklad tutaj. Co prawda utensylia nie takie ladne, jak na zdjeciach Kury, ale efekt osiagniety :)
OdpowiedzUsuńKuro, ja z zupelnie innej beczki - jaka pogoda u Was? Wszystkie prognozy donosza o niekonczacym sie deszczu :( Prawda to? Mam uzbroic sie (o zgrozo!) w parasol?
OdpowiedzUsuńŚwiecie, dziękuję :D
OdpowiedzUsuńBardziej zastanawiałm się nad nieoficjalną nazwą i jej etymologią. Bo bimber to bimber, ale nazwy ma w różnych językach ciekawe. Moja babcia mówiła na bimber "krzakówka" lub "paryjówka" (w zalezności od miejsca gdzie ją pędzono), Anglicy mają "księżycowy blask", Brazylijczycy - szaloną Marię itp.
Z przepisem (dzięki :D jeszcze raz) chodzilo mi o to, czy proporcje też mają 1410 i czy w związku z tym powiązali je z jakąś ciekawą datą. Ale już widzę, że choć skład w zarysie podobny, to niestety inne ilości.No cóż, jak by nie byli do nas podobni, pod Grunwald koreańskie oddziały specjalne nie dotarły, i nie mieli okazji się zapoznać z taką średniowieczną recepturą :D
Majia paczkę do Ciebie wysłałam dopiero dziś, więc jak ją otrzymasz przyślij proszę maila z potwierdzeniem.
OdpowiedzUsuńMarta nie bierz parasolki szkoda miejsca w bagażu. Gdy się porządnie rozpada to Ci żaden parasol nie pomoże, a zestaw ratunkowy na "drobny deszczyk" kupisz wszędzie (nawet na stacjach metrach). Na pocieszenie powiem, że prognoza to jedno, a życie drugie i od kilku tygodniu nie widziałam w Singapurze porządnego deszczu.. Chinki twierdzą , że w roku konia zwykle mniej pada ;).
Dziekuje Kuro, czuje sie pocieszona :) Ekscytacja siega zenitu powoli, bo to juz pojutrze ruszamy w swiat :)
OdpowiedzUsuńKiedys koreanski kolega poprosil mnie abym przywiozl z Polski wodke. Prosbe spelnilem a poniewaz mielismy wspolna kolacja zwiazana z projektem to zabralem ja na owa kolacje. Polalismy do kieliszkow od soju i Koreanczycy lykneli tak jakby to bylo soju.
OdpowiedzUsuńHa, ha, ha trzeba bylo widziec ich miny po kilku sekundach!
a czy jest JAKIEKOLWIEK miejsce w Polsce czy Polskim internecie gdzie mozna kupic soju? pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń