wtorek, 25 marca 2014

S jak soju

Po 9 dniach w Seulu wróciliśmy do Singapuru z górą brudnych ubrań, toną nowych kosmetyków, garścią wspomnień i kilkoma butelkami soju. Gdyby nie singapurskie przepisy buteleczek byłoby znacznie więcej, bo Seul i soju są parą nierozłączną.


W Seulu soju można kupić wszędzie i wypić prawie z każdym. Ryżowym napojem raczą się panowie w garniturach, wypindrzone lolity, zakochane pary, umęczeni urzędnicy, nobliwe staruszki i turyści. Musieli sporo wypić, bo w roku 2011 soju zostało najpopularniejszym alkoholem na świecie wyprzedając nawet wódkę Smirnoff.


Aż trudno uwierzyć, że ów trunek przybył do Korei ze świata arabskiego w XIII gdy najeżdżający Koreę Mongołowie przywlekli arak, który można uważać za ojca klasycznego, koreańskiego soju przechowywanego glinianej beczce na zewnątrz domu.

Aparatura do destylacji


Dla nas klasyczne soju wygląda, smakuje i pachnie jak polska wyborowa. Co prawda moce procentowe ma ciut słabsze, ale kto by się takimi drobiazgami na wakacjach przejmował.

14 komentarzy:

  1. Widze, ze światłe umysly myślą podobnie ;)
    Od samego początku naszej przygody w Korei powtarzam wszystkim, którzy chcą słuchac, ze Koreanczyk i Polak to dwa bratanki!
    Piją wódke? -Piją. Kiszą kapuste-kiszą. Gotują zupy na kościach?-gotują. Jedzą tatara?-Jedzą. A resztą, jak pisze Kura, kto by sie przejmował :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mając do dyspozycji taką aparaturę proponuję recepturę 1410 :)

    OdpowiedzUsuń
  3. nic tylko jechać do braci
    j

    OdpowiedzUsuń
  4. wyjątkowe paskudztwo, jakieś takie syntetyczne....

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawe jaki przepis mają Koreańczycy na "grunwaldówkę" i jak się ona u nich nazywa. A aparatura pierwsza klasa, przynajmniej nie kusi/lub nie brzydzi fermentującą zawartością... jak sobie przypomnę to winko nastawiane przez wujka w balonie, z którego ukradkiem sie pociągało podczas imprez rodzinnych za czasów szczenięcych... Nie umiem sobie wyobrazić, co by się działo na wsiach i miasteczkach, gdyby alkohol, nie ważne jak parszywej mocy - trzymano w beczce na zewnatrz :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Zboże jej doślijmy, niech się swiaty łaczą ;-)
    Karola

    OdpowiedzUsuń
  7. Gongzhu Majia, koreanska "grunwaldowka" nazywa sie makgeolli, a przepis znajdziesz na przyklad tutaj. Co prawda utensylia nie takie ladne, jak na zdjeciach Kury, ale efekt osiagniety :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kuro, ja z zupelnie innej beczki - jaka pogoda u Was? Wszystkie prognozy donosza o niekonczacym sie deszczu :( Prawda to? Mam uzbroic sie (o zgrozo!) w parasol?

    OdpowiedzUsuń
  9. Świecie, dziękuję :D

    Bardziej zastanawiałm się nad nieoficjalną nazwą i jej etymologią. Bo bimber to bimber, ale nazwy ma w różnych językach ciekawe. Moja babcia mówiła na bimber "krzakówka" lub "paryjówka" (w zalezności od miejsca gdzie ją pędzono), Anglicy mają "księżycowy blask", Brazylijczycy - szaloną Marię itp.

    Z przepisem (dzięki :D jeszcze raz) chodzilo mi o to, czy proporcje też mają 1410 i czy w związku z tym powiązali je z jakąś ciekawą datą. Ale już widzę, że choć skład w zarysie podobny, to niestety inne ilości.No cóż, jak by nie byli do nas podobni, pod Grunwald koreańskie oddziały specjalne nie dotarły, i nie mieli okazji się zapoznać z taką średniowieczną recepturą :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Majia paczkę do Ciebie wysłałam dopiero dziś, więc jak ją otrzymasz przyślij proszę maila z potwierdzeniem.

    OdpowiedzUsuń

  11. Marta nie bierz parasolki szkoda miejsca w bagażu. Gdy się porządnie rozpada to Ci żaden parasol nie pomoże, a zestaw ratunkowy na "drobny deszczyk" kupisz wszędzie (nawet na stacjach metrach). Na pocieszenie powiem, że prognoza to jedno, a życie drugie i od kilku tygodniu nie widziałam w Singapurze porządnego deszczu.. Chinki twierdzą , że w roku konia zwykle mniej pada ;).

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziekuje Kuro, czuje sie pocieszona :) Ekscytacja siega zenitu powoli, bo to juz pojutrze ruszamy w swiat :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Kiedys koreanski kolega poprosil mnie abym przywiozl z Polski wodke. Prosbe spelnilem a poniewaz mielismy wspolna kolacja zwiazana z projektem to zabralem ja na owa kolacje. Polalismy do kieliszkow od soju i Koreanczycy lykneli tak jakby to bylo soju.
    Ha, ha, ha trzeba bylo widziec ich miny po kilku sekundach!

    OdpowiedzUsuń
  14. a czy jest JAKIEKOLWIEK miejsce w Polsce czy Polskim internecie gdzie mozna kupic soju? pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń