Dupoki z rodziny dim sum

Znów odwiedziliśmy nasz jedzeniowy zakątek w Ulu Pandan tym razem nie daliśmy się wykazać restauracji: japońskiej, koreańskiej, amerykańskiej i pizzeriom, tylko usiedliśmy w food court- cie i każdy z nas zjadł to co lubi najbardziej.

Jumbo kraby

Zaprzyjaźniony z nami smakosz od długiego czasu polecał nam restaurację gdzie serwują najlepszego kraba w mieście. Od czasu gdy jedliśmy kraba, minęło już ponad pół roku więc postanowiliśmy dać skorupiakowi jeszcze jedną szansę.

Thaipusam

Kolejne święto za nami tym razem bez dnia wolnego, ale za to wyjątkowo widowiskowe. Podczas pełni księżyca w styczniu lub lutym (według tamilskiego kalendarza w miesiącu thai) świętuje się narodziny boga wojny Murugana, młodszego z synów Śiwy i Parwati.

Po hiszpańsku

Korporacja wyciska z Żywiciela wszystkie soki. Codziennie pan mąż wychodzi do pracy chwilę po ósmej rano, a wraca tuż przed dziewiątą wieczorem. Oj, zatęskniliśmy za Europą i jej godzinami pracy. Za europejskim jedzeniem też zatęskniliśmy.

Więcej ludzi niż kwiatów

Namówiona przez uliczne billboard-y Kura bardzo chciała zobaczyć coroczną wystawę kwiatów na wyspie Sentosa. Na kwiatową wyprawę namówiła panią I, ale jej synek się rozchorował i pani I musiała zrezygnować z podziwiania kwiatów.

Chiński Nowy Rok - przygotowania

Zaczęliśmy 4 dniowy weekend. W poniedziałek i we wtorek ulice się wyludnią i zamkną się wszystkie sklepy, food court-y i centra handlowe prowadzone przez Chińczyków. Cześć sklepów i punktów gastronomicznych będzie zamknięta również w niedzielę, a Chińczycy zostaną w swoich domach lub odwiedzą swoje rodziny.

Chleb dla Janka

Pracowy kolega Żywiciela powiedział wtedy, że w latach 70 XX wieku, w Malezji obcokrajowcy ciągle prosili pewnego ulicznego kucharza o smażenie omletów z cebulą. Postanowił więc stworzyć coś co by zasmakowało jego klientom i włożył usmażony omlet do długiej bułki doprawił sosem chili i nazwał to Roti Johna.

Światło świąt

Filipińska legenda opowiada o królu, który przed śmiercią, chciał ustanowić następcę tronu. Pewnego ranka wręczył swoim synom po pięć monet i kazał zapełnić za te pieniądze szopę w zamku

Moda i uroda

Przychówek przywykł do tego, że jego blond włosy i bardzo jasna cera wzbudzają sensację, jednak ani my ani nasz dzieciak nie byliśmy przygotowani na publiczny, zbiorowy zachwyt.

Kuchnia chindian czyli kolacja na dachu

Na tą restaurację trafił przypadkiem Żywiciel w internecie. Otworzyła się zaledwie trzy tygodnie temu na dachu sześciopiętrowego sklepu z hinduskiej dzielnicy - Mustafa Center. Restauracja Kebabs'n'Curries serwuje jedzenie typowe dla hindusów i kuchnię chindian czyli chińskie jedzenie przyrządzane na sposób hinduski.

Wesołego Deepavali

Mamy kolejną sobotę w środku tygodnia czyli Deepavali (Depawali, Dipavali, Dewali, Diwali, Divali, Dipotsavi, Dipapratipad, दीपावली).

poniedziałek, 31 października 2011

Halloween

Ledwo w sklepach poznikały chińskie lampiony, a na półkach rozgościły się pluszowe dynie, plastikowe pająki, rogi czarownicy i włochate pajęczyny. Singapur przygotowywał  się do Halloween.
Food network Asia - jeden z kanałów kulinarnych zaczął reklamować blok programów z potrawami halloween-owymi. Według telewizyjnej instrukcji można było ugotować palce czarownicy, pająki z ryżu i lodową wiedźmę.
Kura z Żywicielem nigdy nie obchodzili tego święta, bo jakoś nie bardzo pasowało im bieganie w przebraniu czarownicy na jeden dzień przed Świętem Zmarłych.W Singapurze przygotowanie do Halloween przyjęli obojętnie. Kompletnie zignorowali informację, że lokalny dom kultury organizuje Halloween-owy wieczór. Po chińskim disco polo mieli dosyć imprez masowych.
Chinka-buddystka zapytała się Kury jak obchodzi się Halloween w Polsce. Kura, aż się spociła tłumacząc, że w Polsce tego święta się właściwie nie obchodzi, że to anglosaski obyczaj mający u nas złą sławę. Wytłumaczyła, że w Polsce to mamy święto zmarłych i świeczki na cmentarzach. Pani była bardzo zdziwiona opowieścią  Kury i pytała:

  • Czy Halloween to nie jest chrześcijańskie święto takie jak Boże Narodzenie?
  • Nie - zaprzeczała Kura, a następnego dnia Filipinka (ciocia dzieciaka Ch)  równie zdziwiona zapytała:
  • Dlaczego w Polsce nie ma Halloween skoro na Filipinach jest? My też kochamy Jezusa - dodała
Kura nie umiała odpowiedzieć dlaczego, ale dowiedziała się, że Filipińczycy 31 października straszą się i bawią, a 1listopada idą na cmentarz by wspominać swoich bliskich.
Halloween w Singapurze dopadł nas w weekend gdy pojechaliśmy do Holland Road na kolację. Z licznych knajpek powyłaziły wiedźmy, potworki i dziwni przebierańcy. Wilk straszył piszczące chińskie dziewczynki i chętnie pozował do zdjęcia.



sobota, 29 października 2011

Jedzenie na sztylecie - czyli kuchnia turecka

Zachęceni przez kelnera weszliśmy do tureckiej restauracji na Arabskiej ulicy.
Z kuchnią turecką mamy same dobre skojarzenia. Lata temu z jedzeniem zakupionym w tureckim okienku szliśmy do pobliskiego parku i jedliśmy na ławce. Nie myśleliśmy wtedy, że rzuci nas na azjatycką ziemię ani o tym, że dochowamy się Przychówka.


Arabska Ulica

Ten kto na singapurskiej Arab Street spodziewa się spotkać tłumu arabów wymieszanych z turystami mocno się zdziwi, gdyż arabska dzielnica jest wielokulturowa. Arabska ulica to ulica kupców z Jawy, Malezji i Indii. Arabowie też są, ale nie ma ich zbyt wielu.


piątek, 28 października 2011

O nauczycielach

W szkole naszego Przychówka są nauczyciele na różnym poziomie zawodowej kariery. Personel szkolny to ponad 120 nauczycieli i pracownicy szkolni, który nie zajmuje się uczeniem (pani z biblioteki, sportowi trenerzy, panie i pan z sekretariatu). Najbardziej nas zdziwiła obecność w szkole nauczyciele emerytów, którzy na co dzień nie pracują, ale przychodzą do szkoły gdy jakiś nauczyciel zachoruje lub jest na szkoleniu i trzeba go zastąpić lub pojawia się w szkole dziecko wymagające pomocy.

czwartek, 27 października 2011

Konkurować z chińczykiem

Dzisiejszy ranek przywitał nas słońcem. Po 18 burzach w ciągu tygodnia była to miła odmiana.
Zanim jednak Kura zdążyła wrócić do domu po odprowadzeniu Przychówka do szkoły rozszalała się burza numer 19 i przemoczyła Kurę do suchej nitki. Gdy Kura obciekała z wody pod drzwiami naszego bloku przywitała się z sąsiadką i jej wnuczką czekającymi na przedszkolny autobus.

  • O czytasz Franklina - to była ulubiona książka Przychówka jak był mały - zagadała do małej Chineczki w okularach.
  • Najbardziej lubię książkę: "Franklin idzie do szkoły" - odpowiedziała grzecznie dziewuszka.
  • Ty też pójdziesz niedługo do szkoły jak Franklin - powiedziała Kura.
  • Za dwa lata - wtrąciła się babcia i wyjaśniła, że czytająca dziewczynka ma zaledwie 4 latka

środa, 26 października 2011

Wesołego Deepavali

Mamy kolejną sobotę w środku tygodnia czyli Deepavali (Depawali, Dipavali, Dewali, Diwali, Divali, Dipotsavi, Dipapratipad, दीपावली). O tym święcie słyszeliśmy zanim przyjechaliśmy do Singapuru wiedzieliśmy, że jest to święto na pamiątkę powrotu ze Sri Lanki króla Ramy po pokonaniu demona Rawany. 


Tuż przed świętem Kura porozmawiała z hinduską P., a Żywiciel ze swoimi hinduskimi kolegami. Wszyscy hindusi chcieli opowiedzieć nam jak najwięcej i bardzo się cieszyli, że chcemy słuchać. Z rozmów dowiedzieliśmy się, że nawet w Indiach nie jest to święto jednorodne. Trwa cztery, pięć dni zależnie od regionu.


W północnych Indiach trwa 5 dni. Dnia pierwszego świętuje się urodziny Dhanvantari i czci się boginię Lakszmi. Wiele tamtejszych firm rozpoczyna nowy rok finansowy właśnie tego dnia. Drugiego dnia świętuje się zabicie demona Narakasura przez Krishna. Trzeci dzień to upamiętnienie powrót  Ramy do rodzinnego miasta. Tego dnia świętuje się również wyłonienie Bogini Lakszmi z mlecznego oceanu. Czwartego dnia świętuje się zwycięstwo Kryszny nad Indra, a ludzie dzielą się jedzeniem. Piąty dzień to dzień braci i sióstr podczas którego, siostry modlą się za braci, w zamian dostają prezenty. Popularnym prezentem jest biżuteria.


W Indiach południowych Deepavali trwa cztery dni. Pierwszego dnia ludzie kąpią się przed wschodem słońca oraz upamiętniają zwycięstwo Kryszny nad demonem Naraka. Dzień drugi to święto Lakszmi. Dzień trzeci to dzień Wisznu. Dzień ostatni to dzień modlitw braci i sióstr oraz wzajemnego obdarowywania się prezentami, w tym przypadku są to zwykle słodycze. Pochodzący z dużej rodziny człowiek może zebrać ich nawet kilkanaście kilogramów. Nie wiemy niestety ile osób wypada obdarować,  bo tym Hindusi się nie chwalą.
Niezależnie od regionu jest to czas radosny, podczas którego odwiedza się świątynię, zawsze w nowo kupionych ubraniach.



wtorek, 25 października 2011

Porcja mięsa gratis

Pewnej środy Kura siedziała przy stoliku i jadła wieprzowinę na gorącym półmisku. Przy stoliku obok siedziała pani z panem i zajadali się smażonym ryżem z warzywami chwaląc głośno walory smakowe. Nagle pani odnalazła w jedzonym kalafiorze robaka. Podeszła do stoiska i pokazała sprzedawcy swój talerz z małym robaczkiem pływającym w sosie. Oczekiwała pewnie wymiany jedzenia i przepraszam. Sprzedawca jednak robaczkiem się nie przejął wsadził rękę do jej talerza i wyjął go jednym ruchem. Z uśmiechem na ustach podał ten sam talerz z tym samym jedzeniem, tylko bez robaczka. Pani była zdegustowana. Nic już nic nie zjadła i piła jedynie wodę z butelki. Towarzyszący jej pan też stracił apetyt i nie zjadł swojego obiadu.

poniedziałek, 24 października 2011

Gdzie mój słownik?

Dawno dawno temu Kura kupiła słownik - tłumacz. Tłumaczył polskie wyrazy na mało popularny język i odwrotnie. Słownik był z Kurą od zawsze chociaż przez wiele lat pokrywał się kurzem, bo mało popularnego języka Kura nie praktykowała prawie 10 lat. Wiedziona jakimś instynktem zabrała ów słownik do Singapuru chociaż nie spodziewała się, że będzie potrzebny. W pierwszych tygodniach singapurskiego życia nosiła go w plecaku razem ze słownikiem polsko-angielskim. Wspomniany słownik kilkakrotnie uratował Kurę przed towarzyską kompromitacją. Wiele razy Kura zaczynała zdanie i nie mogła skończyć, bo brakowało jej słowa. Wyjmowała wtedy przyjaciela z plecaka, przewracała kartki i mogła kontynuować rozmowę. Wszystkie koleżanki Kury się do tego przyzwyczaiły. Im więcej Kura mówiła w mało-popularnym języku tym częściej słownik zostawał w domu. Leżał zwykle na szafce nocnej, aż do dnia gdy zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach.

  • Nie widzieliście mojego słownika? - pytała Kura domowników.
  • Nawet nie wiedziałem, że masz tu jakieś słowniki poza polsko-angielskim - powiedział Żywiciel 
  • Gdybyś nie rozkładała wszędzie swoich rzeczy to nie musiałabyś teraz szukać - powiedział Przychówek z szelmowskim uśmiechem.

sobota, 22 października 2011

Szwedzki stół po singapursku

W Singapurskich biurach wszyscy pracują dłużej. Korporacja Żywiciela dba o to, aby ludzie ze sobą nie tylko pracowali, ale też spędzali wolny czas. Pewnie łatwiej się pracuje w zespole jeśli ludzie się lubią i znają nie tylko od zawodowej strony. Żywiciel chodzi z kolegami pograć w badmintona do pobliskiego domu kultury, razem jedzą obiady, a czasami mają spotkania specjalne.
Jedno ze spotkań specjalnych obejmowało wyścigi smoczych łodzi i nawiązywało do chińskiej tradycji przebudzenia śpiącego Boga Smoka. Władca rzek i mórz miał sprowadzić zbawcze deszcze, dzięki którym obfite plony oddalały widmo głodu i chorób. Obrzędy, w formie wyścigów łodzi, pociągały za sobą liczne utonięcia, co traktowano jednak jako konieczną bóstwu ofiarę. Na szczęście wyścigi smoczych łodzi w korporacji Żywiciela nie pochłonęły żadnych ofiar, a wszystko zakończyło się po singapursku - wspólnym żarciem w restauracji The Square @ Furama.


W podwodnym świecie

W podwodnym świecie Kura i Przychówek byli dwa razy.
Raz w niespełna tydzień po przylocie do Singapuru i drugi raz zupełnie niedawno.  Za pierwszym razem Kura, Żywiciel i Przychówek przeszliśmy pół wyspy Sentosa na piechotę, bo z mapy wynikało, że Underworld jest niedaleko. Na drugą wycieczkę Żywiciel nie pojechał i relaksował się na kanapie w salonie.
Kura też zrobiła się leniwa i zamiast iść spacerkiem przez wyspę wolała poczekać na autobus i podjechać prawie pod same drzwi wodnego świata.

  • Nie będziemy się niepotrzebnie przemęczać - powtarzał Przychówek siedząc na ławce.
    Same ryby podobały nam się za każdym razem, ale za drugim razem dzieciak marudził, że ruchomy chodnik był popsuty i musieliśmy chodzić we wnętrzu tunelu. Akwaria też wydały się nam mniejsze chociaż okazy wewnątrz były równie piękne. Nie chciało nam się też czekać na pokaz skaczących delfinów i rozsiedliśmy się w pobliskim food court-cie z widokiem na morze.



    piątek, 21 października 2011

    U nas na wsi...

    Od trzech dni leje prawie bez przerwy. Prażące słońce zostało zakryte przez chmury, a temperatura spadła do 27 stopni. Singapurczycy pozakładali kurtki, a Kura z Przychówkiem coraz częściej marudzą, że jest im zimno i coraz częściej korzystają z taksówki.

    • Do szkoły proszę - powiedział Przychówek wsiadając do taxi
    • Mam jechać koło marketu C czy W? - zapytał taksówkarz
    • Wszystko jedno byle szybciej - odpowiedziała Kura

    czwartek, 20 października 2011

    Jak trudno być dziewczynką

    Przychówek zaprzyjaźnił się w szkole z dzieciakiem Ch. filipińską dziewczynką o pięknym uśmiechu.
    Kura bardzo chciała zaprosić rodzinę Ch. na sobotnią zabawę do domu, ale mama dzieciaka Ch. zawsze kulturalnie odmawiała.
    Kura szukała winy w swoim lichym angielskim, ale gdy jej angielski się poprawił, a mama Ch. nadal odmawiała Kura zaczęła się zastawiać:

    • Dlaczego rodzina Ch. nie może poświęcić jednej soboty by nas odwiedzić?

    środa, 19 października 2011

    Szaleństwo w Universal Studio Singapore

    Od początku naszego pobytu w Singapurze wszyscy pytali:

    • Czy byliście już w Universal Studio?
    Gdy odpowiadaliśmy, że nie, rozmówcy radzili kiedy najlepiej go odwiedzić, jak się ubrać i na co nastawić. 
    Do tej wycieczki szykowaliśmy się jak "na wojnę" Żywiciel wziął na tę okazję jeden dzień urlopu, zapakowaliśmy do plecaka wodę, płyn odkrzaczający, mokre i suche chusteczki, kamerę, aparat wraz ze statywem i pojechaliśmy. Nie zapomnieliśmy zabrać pokaźnej ilości gotówki, wiedzieliśmy, że bilety będą bardzo drogie. 



    wtorek, 18 października 2011

    Egzaminy i międzyegzaminacyjne leniuchowanie

    Dwa razy w roku każdy singapurki uczeń zdaje egzaminy. W pierwszym semestrze Przychówek zdawał egzaminy ze wszystkich przedmiotów, ale za bardzo się nimi nie przejął.

    Teraz też mamy cykl egzaminacyjny. Cykl, bo każda umiejętność dziecka oceniana jest osobno przez nauczyciela nie uczącego w danej klasie. Przychówek zaliczył już test z biegania, skakania na skakance, układania zbilansowanej diety oraz z wysyłania maila. Za naszym dzieciakiem już trzy egzaminy z angielskiego i jeden z matematyki. Egzaminy z matematyki, angielskiego oraz języka matki (dla dzieci, które uczą się go w szkole) składają się z kilku części. Kilka lat temu rząd singapurki zauważył, że dzieci lepiej piszą niż mówią, więc dołożył dzieciakom po egzaminie ustnym z każdego z tych przedmiotów, by miały motywację do pracy i umiały zaprezentować swoją wiedzę.

    niedziela, 16 października 2011

    Na bananowym liściu czyli kuchnia Kerala

    • Jutro będę mieć święty spokój w pracy, bo pani Ładna wzięła dzień wolnego - powiedział Żywiciel po powrocie do domu. 
    • A co u niej słychać? - zapytała Kura 
    • Ma jutro święto możesz sobie o nim poczytać wysłałem ci maila - dodał Żywiciel 
    Kura z przysłanego maila wyczytała, że Onam to starożytny festiwal, który obchodzony jest do dziś wśród Keralczyków czyli mieszkańców południowo-zachodnich Indii.
    Według legendy lud Kerala był świadkiem panowania króla Mahabali. Legenda głosi , że w czasie rządów Mahabali wszyscy byli  szczęśliwi i żyli dostatnio. Król był tak ceniony przez swoich poddanych, że nawet bogowie stali się zazdrośni. Postanowili go ukarać i poprosili  o pomoc Wisznu. Pod postacią karła, Wisznu stanął przed obliczem Mahabali i poprosił o tyle ziemi ile będzie mógł pokonać w trzech krokach. Po tym jak Mahabali się zgodził, karzeł powiększył się do gigantycznych rozmiarów, dwoma krokami objął cały wszechświat, a trzeci krok postawił na głowie Mahabali spychając go do zaświatów. Mahabali stracił królestwo, ale raz w roku może odwiedzać swój lud. Czyni to podczas dziesięciodniowego święta Onam.
    Kura nie miała pojęcia dlaczego pani Ładna wzięła tylko jeden dzień urlopu, jeśli święto jest dla niej takie ważne, ale kiedy dowiedziała się, że jest kilka restauracji keralskich w Singapurze natychmiast zapragnęła odwiedzić chociaż jedną z nich.



    sobota, 15 października 2011

    Nauczyciel własnego dziecka - czyli o polskiej szkole

    Nasz Przychówek pożegnał się ze swoją starą, polską szkołę w styczniu. Już wtedy wiedzieliśmy, że nie chcemy rezygnować z nauki "po polsku". W Singapurze nie ma polskiej szkoły, dlatego też postanowiliśmy skorzystać ze szkoły internetowej Libratus i do niej zapisać naszego dzieciaka.
    Zanim Przychówek został wpisany na listę i przydzielony do klasy miał rozmowę z panią psycholog oraz egzamin z polskiego i matematyki. Egzamin dla dziecka, które było dotychczas edukowane w Polsce był  łatwy, a my dostaliśmy opisową ocenę rozmowy, przydział do klasy, umowę o bezpłatną naukę i prawdziwą polską legitymację szkolną.


    piątek, 14 października 2011

    W motylim świecie

    Gdy Przychówek miał cztery lata przeżył fascynacje motylami. Azjatycka szkoła przywitał naszego dzieciaka czytanką o motylach, a my dowiedzieliśmy się, że w Singapurze są dwa raje dla motyli. Jeden w Hort Parku, a drugi na wyspie Sentosa.

    Przychówek natychmiast zapragnął odwiedzić motyli świat, ale nam jakoś nie było po drodze. Pewnej soboty w towarzystwie naszych polskich znajomych chcieliśmy pooglądać motyle w Hort Parku, ale dzieciaki utknęły na placu zabaw na kilka godzin. Z oglądania motyli nic nie wyszło. Za drugim razem Kura z Przychówkiem została zaskoczona deszczem w połowie drogi do motylego świata i wyprawa skończyła się zanim się zaczęła.


    Alarm czyli jak poznać sąsiada

    Kura po odprowadzeniu dzieciaka do szkoły wróciła do domu i usiadła do komputera. Dzień zapowiadał się leniwie. Z błogiej cichy wyrwała ją syrena alarmowa. Kura mocno się nią nie przejęła, gdyż alarm przeciw-pożarowy wyje średnio co trzy dni bez związku z jakimkolwiek zagrożeniem. Chwilę potem pan z ochrony zadzwonił dzwonkiem przy drzwiach i powiedział coś po chińsku. Kura nic nie zrozumiała, ale ponieważ pan zadzwonił do wszystkich mieszkań na piętrze, jedna z Chinek powiedziała, że mamy zejść schodami na dół gdyż pali się zsyp.
    Kura zamknęła mieszkanie (jako jedyna na piętrze) i posłusznie poszła schodami w dół. Dymu ani paniki widać nie było. Kura pomyślała, że dzieje się coś złego i cieszyła się, że dziecko jest w szkole.


    czwartek, 13 października 2011

    Spiesz się powoli

    Jeśli mielibyśmy jednym zdaniem określić tubylców bez rozróżniania narodowości to byłoby to zdanie:

    • Spiesz się powoli 


    Jeśli ludzie tu biegają to dla zdrowia lub przyjemności, nie zdarzyło nam się widzieć pogoni za autobusem lub wagonikiem metra. Nie biegną, co najwyżej przepychają się do przodu. Jeśli się  poruszają to ruchem powolnym niczym stado żółwi.

    środa, 12 października 2011

    Dzień dziecka po singapursku

    Dzień Dziecka (7 października) jest w Singapurze dniem wolnym od szkoły. Szkolne obchody był więc dzień wcześniej. Nasz Przychówek ciut zaspał i dotarliśmy do szkoły spóźnieni. Kura poszłam więc do auli by wytłumaczyć spóźnienie. Pani R powiedziała, że to żaden problem i zaprosiła do oglądania przygotowanych występów. Razem z dzieciakami Kura wysłuchała szkolnego chórku i występu 10 letniej skrzypaczki, która ćwiczy od ośmiu lat. Dziewczynka powiedziała, że wzorem dla niej jest Vanessa-Mae i chciałaby grać tak jak ona. 

    Dziesięciotysięcznik

    Najpierw czekaliśmy, aż sklepy zaczną sprzedawać iPada 2, potem przez kilka tygodni szukaliśmy aparatu fotograficznego, a następnie czekaliśmy na 10 000 kliknięć na naszym blogu.
    Teraz mamy nowy cel, bo 10 000 odwiedzin stało się faktem.
    Dziękujemy Wam, że chcieliście poświecić swój czas by poczytać o naszych przygodach. Bardzo nam miło, że mamy już stałych czytelników, którzy odwiedzają nas regularnie.

    wtorek, 11 października 2011

    Kura i Przychówek w filipińskim obiektywie

    W szkole Przychówka Kura poznała pewną Filipinkę, ciocię dzieciaka Ch. - Tabalugi.
    Kura znowu stała się obiektem czyjegoś zainteresowania. Pozostałe Azjatki już przywykły do Kury i wiedzą, że trzeba do niej mówić wolno i wyraźnie. Wiedzą też, że kiedy Kura mówi yyyyy to zastanawia się jak zbudować zdanie.
    Z panią W.wszystko zaczęło się od początku, a Kura zrozumiała, że chociaż postęp językowy zrobiła duży to jeszcze wiele pracy przed nią.

    poniedziałek, 10 października 2011

    Powyborczy ryż lepszy niż wyborcza kiełbasa

    Po glosowaniu byliśmy strasznie głodni, bo nie zjedliśmy śniadania. Weszliśmy do food court-u o wdzięcznej nazwie Food Republic i nie mogliśmy się zdecydować co będziemy jeść, wszystko wyglądało zachęcająco, a sprzedawcy z poszczególnych stoisk zachęcali do zjedzenia obiadu właśnie u nich.
    W końcu wybraliśmy zupełnie niepozorną restauracyjkę.


    niedziela, 9 października 2011

    Polskie wybory po singapursku

    Zanim zagłosowaliśmy musieliśmy dopisać się do listy wyborców w Singapurze. Jak wszyscy emigranci głosowaliśmy na okręg warszawski. Bardzo byliśmy tym emigracyjnym głosowaniem przejęci i nie chcieliśmy głosować korespondencyjnie, chociaż jako przebywający za granicą mieliśmy taką możliwość.  Przemierzając Orchad Road baliśmy się, że 5 milionów singapurczyków odkryło polskie korzenie i też zmierza na głosowanie. Ciężko było się przebić przez największą ulicę zakupową.


    Sentosa

    W 1965 roku Singapur wyszedł z Malezji i zaczął żyć na własny rachunek. Dzięki rozsądnej polityce szybko się bogacił, a ludzie zaczęli mieć pieniądze, które chcieli wydać. Rząd zadbał by nie musieli jeździć za daleko, by pieniądze zostały w kraju i by przyciągnąć nowych turystów. Tak powstała Sentosa - najlepszy azjatycki plac zabaw.



    sobota, 8 października 2011

    Jak poznać Chińczyka?

    Żywiciel powiedział w pracy, że zanim tu przyjechaliśmy nawet nie bardzo wiedzieliśmy jakie potrawy są typowo chińskie, a jakie pochodzą z innych części Azji. Na potrawy sprzedawane w bazarowej budce, przyrządzane przez Wietnamczyka z lekko kiszoną kapustą w roli surówki,  mówili się w Polsce: "jedzenie od chińczyka".
    Po siedmiu miesięcy życia w Azji wiemy już mniej więcej z jakiej części Azji pochodzą nasze ulubione potrawy, ale prawie wszystkich Azjatów (poza Malajami i Hindusami) nazywamy Chińczykami, czasem celując jak przysłowiową kulą w płot.

    • siostry M. które Kura wzięła za Chinki okazały się Koreankami,
    • jedna z koleżanek Kury, która świetnie mówi po chińsku nie pochodzi z Chin tylko z Wietnamu, a języka nauczyła się na studiach
    • kolega Kury z angielskiej klasy, który pisał listy do ślicznej B. przy pomocy tajemniczych robaczków pochodził z Kambodży 
    • filigranowa plastyczka, z porcelanową cerą wzięta przez Kurę za Chinkę, okazała się Japonką.

    piątek, 7 października 2011

    Chorować po singapusku

    Każde dziecko przyjeżdżające do Singapuru musi być obejrzane przez tutejszych lekarzy i dostaje tutejszą książeczkę zdrowia. Książeczkę Przychówek dostał w szkole wraz z informacją, że musimy iść na wizytę do centralnego szpitala. Wizytę wyznaczono nam na środowy ranek. Żywiciel wziął pół dnia wolnego i pojechaliśmy. Nauczeni polskim doświadczeniem wyruszyliśmy z domu sporo przed czasem. Pan taksówkarz wysadził nas pod budynkiem, który wyglądał jak biurowiec, a nie jak szpital. Specjalny podjazd dla taksówek ochronił nas przed padającym deszczem, strzałki zaprowadziły nas do windy, a ta zawiozła nas na odpowiednie piętro. W przychodni dzieci szkolnych, miła pani z recepcji kazała wypełnić Żywicielowi formularz, a Przychówek musiał dołożyć swoją legitymację szkolną do czytnika. Już było wiadomo kto przyszedł, z jakiego jest kraju i ile ma lat i do jakiej szkoły chodzi. Dostaliśmy informację gdzie mamy iść i jakim badaniom poddane zostanie nasze dziecko.

    czwartek, 6 października 2011

    U japończyka po raz kolejny

    Namówieni przez dzieciaka znowu poszliśmy na obiad od japońskiej restauracji - Sushi Tei. Tym razem z zamiarem posmakowania japońskiej kuchni w wersji gorącej. Po zobaczeniu karty Kura wybrała Beef Curry Rice oraz Sashimi Salad. Żywiciel postanowił spróbować Fried Garlic Rice with Chicken. Przychówek długo wpatrywał się w kartę, przewracał kartki i robił dziwne miny. Żywiciel za wszelką cenę chciał uratować miłą atmosferę i zamówił wiele różnych dziwactw do posmakowania.


    Sashimi Salad

    środa, 5 października 2011

    W obronie Kubusia Puchatka

    W klasie Przychówka jest pewien chłopiec. Gdy się na niego patrzy trudno nie mieć skojarzeń z Kubusiem Puchatkiem. Jest troszkę nieogarnięty, wiecznie coś gubi, zapomina zamknąć placek, wyjąć książkę, zabrać pracę domową czy przygotować się do lekcji. Klasowy Puchatek bardzo słabo pisze, licho liczy i mimo dużej pomocy szkoły nie jest w stanie sprostać edukacyjnym wymaganiom. Już teraz (8 tygodni przed końcem roku) wiadomo, że będzie powtarzał klasę. Nie jest to nic nadzwyczajnego co rok kilka procent singapurskich uczniów nie dostaje promocji do następnej klasy.



    Pewna sytuacja, w której Puchatek uczestniczył kilka dni temu, zdarzyła się podobno w szkole po raz pierwszy.

    wtorek, 4 października 2011

    Nieufna Kura

    Popsuł się jeden z klimatyzatorów w salonie. Po sprawdzeniu okazało się, że pomóc już mu się nie da i trzeba wymienić go na nowy. Kura bardzo chciała "opiekę nad panami od klimatyzatora" scedować na Żywiciela i zapewnić mu rozrywkową sobotę, ale okazało się, że w naszym bloku wiercić w soboty nie można.

    • Dobre - pomyślała Kura, którą wielokrotnie budziło wycie azjatyckiej wiertarki w sobotnie poranki. Czyli dokładnie tak jak u nas oficjalnie nie można, ale już mniej oficjalnie da radę.
    Żywiciel, który umawiał się z fachowcami telefonicznie uprzedził, że Kura ma ograniczony czas i prosi o punktualne przyjście oraz skończenie pracy przed 16. Panowie przyszli po azjatycku, czyli z godzinnym opóźnieniem i poprosili kolejno o: gazetę, dostęp do wody i szczotkę. Ochoczo zabrali się do pracy i wyglądało na to, że skończą przed umówioną 16.

    poniedziałek, 3 października 2011

    Szczęśliwa rodzina

    Na tę wiadomość Kura czekała od dawna. Procedura trwała długo, ale od kilku dni Jednoliterowa wraz z całą rodziną jest permanentnym rezydentem Singapuru.
    Dołączyli do ponad 500 tysięcznej grupy przybyszów ze wszystkich stron świta, którzy nie urodzili się w Singapurze, ale pewnie tu zostaną. Jednoliterowa znalazła się w bardzo małej grupie permanentnych rezydentów niespecjalistów.

    niedziela, 2 października 2011

    Kurze pióra

    Wiele lat temu Kura miała długie i ładne włosy w szczytowej formie sięgały do pasa i chociaż były myte zwykłym szamponem to wyglądały super. W ciągu wielu lat Kura je farbowała, myła szamponami, odżywiała, suszyła suszarką, a włosy były coraz krótsze i wyglądały coraz gorzej.
    W chwili przyjazdu do Singapuru sięgały do ramion i były rude. Kura nie była z nich zadowolona, ale miała nadzieje, że azjatyckie kosmetyki pomogą odzyskać im blask. Niestety prawie codzienne moczenie tyłka w basenie spowodowało, że włosy zrobiły się przesuszone i stały się łamliwe, a do tego straciły kolor i stały się puchate. Kura po wstaniu z łóżka wyglądała jak mop, a co gorsza nie mogła w żaden sposób ucywilizować czupryny. Zaczęła szukać ratunku, w internecie. Przypadkiem przeczytała o hair rebonding. Natychmiast zapragnęła mieć gładkie włosy niczym z reklamy szamponu. Już chciała umówić się na profesjonalne prostowanie w salonie fryzjerskim, gdy hiszpańska koleżanka, która ma rozprostowane włosy od wielu lat zachęciła do zrobienia próbnego prostowania.

    Kura rozprostowała włosy "na próbę" w salonie fryzjerskim pewnej soboty i po zobaczeniu miny Żywiciela cieszyła się, że nie fundnęła sobie prostowania "na stałe". W lustro wolała nie patrzeć. Włosy wyglądały jak wyprasowane żelazkiem, a od uszu do ramion sterczały nędzne kosmyki. Kura nie wyglądała jak Kura, ale jak oskubany kurczak. Po umyciu włosy odzyskały swoją puchatość i Kura nie wiedziała czy śmiać się czy płakać.
    Kura miała ochotę obciąć włosy gdyż podejrzewała, że nie ma dla nich ratunku. Z zazdrością patrzyła na włosy tutejszych kobiet, szczególnie Hindusek. Pewnego dnia, podczas rozmowy z hinduską znajomą  zapytała jak ona robi, że ma takie piękne i zadbane włosy. Kura spodziewała się usłyszeć nazwę jakiegoś salonu kosmetycznego, ale usłyszała, że pani P farbuje włosy ziołami co dwa tygodnie, a do mycia używa jedynie szamponu dla dzieci. Nigdy w życiu nie używała odżywki do włosów. Kura swoim łamanym angielskim zapytała o nazwę ziół. Gotowa była rwać ziele przy świetle singapurskiego księżyca, suszyć, mielić i parzyć. Usłyszała, że zioła można bez trudu kupić w Mustafa center i nazywają się Henna.
    Kura dobrze pamięta tę nazwę, wiele lat temu jej mama nakładała ją na własne włosy. Możliwe, że hennę można nadal kupić w Polsce.


    sobota, 1 października 2011

    Narodowy Kwiat

    • Mama jaki jest nasz narodowy kwiat? - zapytał Przychówek wieczorem
    • Nie mam pojęcia, może mak lub róża - powiedziała Kura
    • Sama jesteś mak i róża, nie mamy kwiatka narodowego, ale mamy ser biały i najlepszy na świecie sernik - rzekł Żywiciel i oblizała się na samą myśl o serniku.
    • Singapuru ma. To Orchidea Vanda Miss Joaquim -  oznajmił Przychówek wprawiając rodziców w osłupienie
    Orchidea Vanda Miss Joaquim (Wikipedia)