Tuż przed świętem Kura porozmawiała z hinduską P., a Żywiciel ze swoimi hinduskimi kolegami. Wszyscy hindusi chcieli opowiedzieć nam jak najwięcej i bardzo się cieszyli, że chcemy słuchać. Z rozmów dowiedzieliśmy się, że nawet w Indiach nie jest to święto jednorodne. Trwa cztery, pięć dni zależnie od regionu.
W północnych Indiach trwa 5 dni. Dnia pierwszego świętuje się urodziny Dhanvantari i czci się boginię Lakszmi. Wiele tamtejszych firm rozpoczyna nowy rok finansowy właśnie tego dnia. Drugiego dnia świętuje się zabicie demona Narakasura przez Krishna. Trzeci dzień to upamiętnienie powrót Ramy do rodzinnego miasta. Tego dnia świętuje się również wyłonienie Bogini Lakszmi z mlecznego oceanu. Czwartego dnia świętuje się zwycięstwo Kryszny nad Indra, a ludzie dzielą się jedzeniem. Piąty dzień to dzień braci i sióstr podczas którego, siostry modlą się za braci, w zamian dostają prezenty. Popularnym prezentem jest biżuteria.
W Indiach południowych Deepavali trwa cztery dni. Pierwszego dnia ludzie kąpią się przed wschodem słońca oraz upamiętniają zwycięstwo Kryszny nad demonem Naraka. Dzień drugi to święto Lakszmi. Dzień trzeci to dzień Wisznu. Dzień ostatni to dzień modlitw braci i sióstr oraz wzajemnego obdarowywania się prezentami, w tym przypadku są to zwykle słodycze. Pochodzący z dużej rodziny człowiek może zebrać ich nawet kilkanaście kilogramów. Nie wiemy niestety ile osób wypada obdarować, bo tym Hindusi się nie chwalą.
Niezależnie od regionu jest to czas radosny, podczas którego odwiedza się świątynię, zawsze w nowo kupionych ubraniach.
W Singapurze wszyscy muszą się zadowolić jednym dniem wolnym. W dzień poprzedzający Deepavali, w szkole Przychówka dzieci hinduskie mogły wyjść ze szkoły tuż po przerwie obiadowej. Jednak hinduskie rodziny zaczęły świętować znacznie wcześniej. Przed Deepavali wszystkie domy zostały posprzątane, a panie domu złożyły pokłon Lakszmi i udekorowały dom kwiatowymi girlandami. W Singapurze nie układa się kwiatowych dekoracji przed drzwiami, ale wewnątrz mieszkań. To efekt rządowej dbałości o porządek przestrzeni wspólnej.
Małe Indie w Singapurze też zaczęły świętować dużo wcześniej. Już od miesiąca ulica Serangoon Road jest udekorowana świetlnymi dekoracjami, bo Deepavali to święto na pamiątkę zwycięstwa dobra nad złem i światła nad ciemnością. Nawet jego nazwę do się przetłumaczyć jako rząd lamp (od słów dipa – lampa oraz awali – rząd). W każdym hinduskim domu tego dnia pali się gliniana lampka napędzana olejem lub masłem ghee mająca pokazać zwycięskiemu Ramie drogę do domu.
Wbrew ostrzeżeniom P i za namową G. pojechaliśmy do małych Indii w wigilię Deepavali by zobaczyć pokaz sztucznych ogni. Takiego tłumu hindusów jeszcze nie widzieliśmy. Ciężko było się przeciskać przez tłumy mężczyzn. Kobiet było niewiele, a jeśli były to w męskiej asyście. Nieliczne panie wyglądały pięknie. Wszystkie ubrane były w tradycyjnie stroje, wiele miało kwiaty wpięte we włosy.
Przeszliśmy przez uliczny bazar (w który zamienia się ulica Campbell Lane) i podziwialiśmy hinduskie ozdoby, a Kura była zła, że przez tłum poruszające się w ślimaczym tempie nie może niczego przymierzyć. Na poprawę humoru zrobiła sobie tatuaż z henny, ale na regulację brwi nitką już się nie odważyła. Gdy dotarliśmy do miejsca gdzie miały być sztuczne ognie właśnie odbywała się jakaś awantura i musiała interweniować policja. Do sceny gdzie dawała popis jakaś gwiazda z Bollywoodu nie doszliśmy. Nawet nie bardzo słyszeliśmy co śpiewała bo tłum wrzeszczących i gwiżdżących hindusów zagłuszał wszystko. Spora cześć panów wypiła wcześniej trochę piwa więc wrzeszczeli wyjątkowo głośno. O północy obejrzeliśmy pokazy sztucznych i wróciliśmy się do domu pocieszyć się ciszą.
Happy Deepavali życzyli nam mijani Hindusi, Happy Deepavali miał pan taksówkarz na wyświetlaczu.
Więc my również życzymy Happy Deepavali i wszystkiego dobrego dla naszych czytelników tym razem po hindusku.
1 komentarze:
Przeczytałem Wasza relacje ze święta Deepavali i dzieki niej dowiedziałem sie troche więcej o tym co sie dzieje za oknem..;) Jestem w Singapurze od kilku dni i mieszkam w Little India...codziennie idąc do MRT przechodze przez wystrojona Serangoon str...Podobne święto jak to tutaj miałem okazje obejrzec na Sri Lance..tam to nazywano Swietem Lampionów o ile dobrze pamiętam ( bylo to wiele lat temu ,oj w zeszłym wieku heh...;)
Pozdrawiam i zycze dalszych udanych felietonów
D.G
Prześlij komentarz