Dupoki z rodziny dim sum

Znów odwiedziliśmy nasz jedzeniowy zakątek w Ulu Pandan tym razem nie daliśmy się wykazać restauracji: japońskiej, koreańskiej, amerykańskiej i pizzeriom, tylko usiedliśmy w food court- cie i każdy z nas zjadł to co lubi najbardziej.

piątek, 7 października 2011

Chorować po singapusku

Każde dziecko przyjeżdżające do Singapuru musi być obejrzane przez tutejszych lekarzy i dostaje tutejszą książeczkę zdrowia. Książeczkę Przychówek dostał w szkole wraz z informacją, że musimy iść na wizytę do centralnego szpitala. Wizytę wyznaczono nam na środowy ranek. Żywiciel wziął pół dnia wolnego i pojechaliśmy. Nauczeni polskim doświadczeniem wyruszyliśmy z domu sporo przed czasem. Pan taksówkarz wysadził nas pod budynkiem, który wyglądał jak biurowiec, a nie jak szpital. Specjalny podjazd dla taksówek ochronił nas przed padającym deszczem, strzałki zaprowadziły nas do windy, a ta zawiozła nas na odpowiednie piętro. W przychodni dzieci szkolnych, miła pani z recepcji kazała wypełnić Żywicielowi formularz, a Przychówek musiał dołożyć swoją legitymację szkolną do czytnika. Już było wiadomo kto przyszedł, z jakiego jest kraju i ile ma lat i do jakiej szkoły chodzi. Dostaliśmy informację gdzie mamy iść i jakim badaniom poddane zostanie nasze dziecko.


Każdy mały pacjent chodził od drzwi do drzwi niosąc w ręku formularz, książeczkę zdrowia i informację z numerem kolejnego gabinetu. W przychodni było 30 dzieci, ale pod żadnymi drzwiami nie czekaliśmy dłużej niż 5 minut. Pobyt w 4 gabinetach zajął dziecku 40 minut. Przychówek został zważony i zwierzony, obejrzany przez pediatrę, okulistę, poddany badaniu słuchu, oraz zaszczepiony, bo singapurski kalendarz szczepień jest bogatszy niż polski. Nie było sztabu pielęgniarek i o osób do pomocy. Lekarki obsługiwały się same. Na do widzenia dostaliśmy informację, że musimy odwiedzić centralny szpital gdy Przychówek będzie w ostatniej klasie szkoły podstawowej. Wychodząc pomachaliśmy prezydentowi Singapuru, który patrzył na nas z portretu - fundnął nam szczepionkę dla dzieciaka, która w Polsce kosztuje prawie 300 zł.

Gdy Przychówek się rozchorował Kura z Żywicielem pognali z nim do lekarza. Przychodnia mieściła się na parterze bloku i była malutka. Architekt się napracował bo na 70 m kwadratowych zmieścił poczekalnię, dwa gabinety lekarskie oraz recepcję z zapleczem. Gabinet lekarski był tak mikroskopijny, że Kura została za drzwiami. Przychówek był badany w towarzystwie Żywiciela. Po wyjściu z gabinetu nie mieli pliku recept, wszystkie potrzebne lekarstwa dostali od miłej pani z recepcji, która wydrukowała również zwolnienie ze szkoły dla dziecka.
Teraz już wiemy dlaczego pod przychodniami na ławkach siedzą chorzy, kaszlący ludzie. W środku jest za mało miejsca i ludzie po prostu się nie mieszczą. Wizyta u lekarza pierwszego kontaktu kosztowała około 20 dolarów singapurskich (jeden dolar około 2,5 zł) + lekarstwa, za które płaci się dodatkowo. Za wizytę naszego Przychówka zapłaciło nasze ubezpieczenie, które jest opłacane przez korporację Żywiciela. My za wizytę lekarską i lekarstwa płacimy ryczałtem symbolicznie 5 (Żywiciel) lub 10 (Kura lub Przychówek) dolarów. Owa opłata ma zapobiec bieganiu do lekarza z pryszczem na tyłku.

Gdybyśmy zachorowali poważnie i musieli pojechać do szpitala ubezpieczenie uchroniłoby nas przed bankructwem. Szpitale chociaż ładne i świetnie wyposażone, każą bardzo słono płacić za wszystkie usługi. Pokoje szpitalne wyglądają jak dobre hotele i tyle kosztują...

Pewna znajoma Kury opowiadała, że po porodzie mogła zamawiać dania z karty jak w restauracji i miała do dyspozycji masażystę. Ile ów poród kosztował nie wiemy. Podejrzewamy, że sporo.

Inna nasza znajoma Filipina pojechała urodzić bliźnięta na Filipiny, szpital w Singapurze zniszczyłby ich finansowo, bo ich ubezpieczenie nie pokrywa kosztów porodu. Pani bowiem przyjechała już w ciąży i wszystkie firmy ubezpieczeniowe proponowały ubezpieczenie z wyłączeniem usług okołoporodowych. Musieli się zgodzić na takie warunki, bo mają trójkę starszych dzieci. Bliźnięta przyjdą na świat lada dzień w szpitalu filipińskim. Trzymamy kciuki za szczęśliwe rozwiązanie i powrót do Singapuru.

Singapur to nie jest raj. Chociaż tak się może wydawać, gdy jest się tu turystycznie z pełnym portfelem. Singapur ma też swoje ciemne strony nie zawsze widoczne dla gościa z Europy.

8 komentarze:

Kochana Kuro, możesz wymienic te najgorsze strony Singapuru? Rozumiem, że jako osoba bez super wykształcenia i doświadczenia nie mam co liczyc na pracę w Singapurze? Angielski mam srednio zaawansowany, tytuł magistra ds. turystyki... Jak wyglądają moje szanse wg Ciebie?
Bardzo dziękuję za tego bloga, niedawno go odkryłam i czytam od początku.. jeszcze wiele przede mną :) Pozdrawiam serdecznie!

Oj długo by pewnie pisać a ja jestem mało obiektywna, ale postaram się na temat jakiś post skrobnąć
Średni angielski to za mało by tu pracować, bo polityka państwa jest taka, że najpierw swoi a potem obcy, więc trzeba mieć coś wyjątkowego by w ogóle pracę tu dostać.

To znowu ja :) Nie wiem, czy to będzie gdzieś w następnych postach, ale chciałabym spytać, czy robiliście sobie jakieś szczepienia w Polsce przed wyjazdem? Wiem, że nie ma żadnych obowiązkowych, tylko zalecane, ale myślę o zrobieniu ich (do tych, które już mam, brakuje mi WZW typu A, dur i ewentualnie meningokoki). Bardziej niż o samym Singapurze myślę o wycieczkach do Malezji czy Indonezji (będę w Singapurze przez min. rok). Czy orientujesz się, czy można takie szczepienia wykonać w Singapurze i jakie są tego ceny (lub gdzie mogę znaleźć informację)? Dziękuję!

Agata pytaj śmiało widzę, że od początku lecisz. ;) Nigdzie na ten temat już nie będzie. My się nie szczepiliśmy dodatkowo na nic. Naszego dzieciaka też nie. Nie jeździmy co prawda w dzikie rejony Indonezji, ale pijemy kranówę ( w Singapurze ) i tylko raz miałam problemy z brzuchem ( po wizycie w Kambodży). Najgroźniejsza i tak jest Denga i Malaria a na to zaszczepić się nie można. Można za to psikać się preparatami przeciw komarom.

Bardzo dziękuję za odpowiedź. Chciałabym jeszcze spytać, czy wiesz może, ile kosztuje wizyta u dentysty i ewentualne leczenie typu plomba? Albo gdzie to można sprawdzić - może znasz jakąś przykładową stronę internetową przychodni? Bo to główna rzecz, której nie obejmuje moje ubezpieczenie medyczne pracodawcy i się zastanawiam, czy nie ubezpieczyć się w Polsce, w razie gdyby mi wypadła plomba czy coś w tym stylu, bo może w Singapurze koszty będą tak wysokie, że opłaca się mieć ubezpieczenie z Polski niż płacić samemu na miejscu.

O moich przygodach dentystycznych poczytasz w dalszej części bloga. Leczenie kanałowe zęba numer 5 kosztowało 500 dol. nie umiem powiedzieć czy to dużo czy mało.

Prześlij komentarz