Dupoki z rodziny dim sum

Znów odwiedziliśmy nasz jedzeniowy zakątek w Ulu Pandan tym razem nie daliśmy się wykazać restauracji: japońskiej, koreańskiej, amerykańskiej i pizzeriom, tylko usiedliśmy w food court- cie i każdy z nas zjadł to co lubi najbardziej.

piątek, 14 października 2011

Alarm czyli jak poznać sąsiada

Kura po odprowadzeniu dzieciaka do szkoły wróciła do domu i usiadła do komputera. Dzień zapowiadał się leniwie. Z błogiej cichy wyrwała ją syrena alarmowa. Kura mocno się nią nie przejęła, gdyż alarm przeciw-pożarowy wyje średnio co trzy dni bez związku z jakimkolwiek zagrożeniem. Chwilę potem pan z ochrony zadzwonił dzwonkiem przy drzwiach i powiedział coś po chińsku. Kura nic nie zrozumiała, ale ponieważ pan zadzwonił do wszystkich mieszkań na piętrze, jedna z Chinek powiedziała, że mamy zejść schodami na dół gdyż pali się zsyp.
Kura zamknęła mieszkanie (jako jedyna na piętrze) i posłusznie poszła schodami w dół. Dymu ani paniki widać nie było. Kura pomyślała, że dzieje się coś złego i cieszyła się, że dziecko jest w szkole.



Ewakuowanych zebrano przy basenie i wtedy dopiero Kura zobaczyła strażaka. Strażak kroczył dumnie z jedną z małą gaśnicą, ale ubrany był za to jak do gaszenia fabryki chemikaliów. Wyglądał jakby owinięto go folią aluminiową. Ludzie zaczęli bić brawo, a Kura rozejrzała się po zgromadzonych. Ze zdziwieniem stwierdziła, że mimo prawie półrocznego mieszkania w tym miejscu kompletnie nie kojarzy tych ludzi. Prawie wszystkich widziała pierwszy raz w życiu. Czas płynął, więc znudzeniu ludzie zaczęli ze sobą rozmawiać. Kurę zagadała blondynka z Australii, gdy Kura powiedziała, że jest a Polski usłyszała zza pleców:

  • Moja grandparents urodzić w Polsce - powiedziane przez młodego chłopaka prawie po polsku.

Kura się uśmiechnęła i już po angielsku dowiedziała się, że wspomniani grandparents po II wojnie światowej (wojenną zawieruchą rzuceni aż do Iraku) nie wrócili do Polski tylko uciekli do USA. Żyli tam szczęśliwe prawie 70 lat chociaż bardzo ciężko pracowali. Dochowali się piątki dzieci, a w domu mówili tylko po polsku, co młody J już słabo niestety pamięta..
Alarm odwołano, strażak odjechał, a ludzie poszli do domu. Kura, Australijka i trochę polski Amerykanin rozmawiali jeszcze długo o polskiej kiełbasie, trudnej polskiej historii, o życiu w Polsce i Singapurze.
Gdyby nie ów alarm Kura pewnie by ich nigdy nie poznała, a polski Amerykanin pewnie by się nigdy nie dowiedział, że można w Singapurze kupić polskie słodycze i polską wódkę.

5 komentarze:

Czytam Twojego bloga z ogromnym zainteresowaniem i codziennie zaglądam ciekawa nowych wpisów.
Życzę powodzenia. :-)

Irena

No to teraz będziesz wiedziała co zrobić w kolejnym nowym miejscu.Mały pożarek ;) i znasz wszystkich sąsiadów ;)
anha

Właściwie to nie wiemy czy coś rzeczywiście się paliło czy wylało się coś dziwnego( tłumaczyłoby to ubiór strażaka), ale sąsiadów poznałam :)

czy możesz doradzić w jakim miesiącu najbardziej opłaca się wycieczka do singapuru? slyszalam o slynnym smogu bodajże znad indii i o porze deszczowej. Chcialabym pojechac, ale boje sie stracic pieniadze, jesli pogoda nie dopisze

Smog był z Indonezji ;). Gdybym miłą raz w życiu odwiedzić Singapur byłby to wrzesień, bo nie jest tak gorąco jak w czerwcu, mniej leje niż w grudniu.

Prześlij komentarz