Dupoki z rodziny dim sum

Znów odwiedziliśmy nasz jedzeniowy zakątek w Ulu Pandan tym razem nie daliśmy się wykazać restauracji: japońskiej, koreańskiej, amerykańskiej i pizzeriom, tylko usiedliśmy w food court- cie i każdy z nas zjadł to co lubi najbardziej.

sobota, 29 października 2011

Jedzenie na sztylecie - czyli kuchnia turecka

Zachęceni przez kelnera weszliśmy do tureckiej restauracji na Arabskiej ulicy.
Z kuchnią turecką mamy same dobre skojarzenia. Lata temu z jedzeniem zakupionym w tureckim okienku szliśmy do pobliskiego parku i jedliśmy na ławce. Nie myśleliśmy wtedy, że rzuci nas na azjatycką ziemię ani o tym, że dochowamy się Przychówka.





Gdy kelner proponowała nam miejsce na balkonie z widokiem na ulice zaprotestowaliśmy. Nie bardzo lubimy jak przechodnie zaglądają nam do talerzy więc poprosiliśmy o miejsce wewnątrz restauracji. Usiedliśmy przy dużym rodzinnym stole i specjalnie dla nas włączono klimatyzację. Nie pierwszy raz już się z tym spotkaliśmy. Gdy zasiadamy w pustej knajpce zawsze dostajemy chłodzenie gratis. Nigdy nie widzieliśmy by ochładzał się ktoś z obsługi.
Po otrzymaniu karty nie mogliśmy się zdecydować. Zdjęcia i opisy potraw zupełnie nie przypominały tego co znaliśmy dotychczas.

  • Chcę kebab - powiedział Przychówek i zamknął swoją kartę
Z nami nie było tak łatwo. Zamówiliśmy różne dania i dwa chleby lavash myśląc, że będą one wielkości dłoni. Po dostaniu jednego, który był wielkości dłoni Godzilli zrezygnowaliśmy z drugiego. Długo czekaliśmy na jedzenie, ale sposób podania nas zachwycił.

Lavash

Garlic Ekmek

Chicken Pude

Iskander

Mixed Kebab

Adana Tavuk Kebab

Adan Tavuk Kebab Przychówka został przyniesiony na prawie czterdziestocentymetrowym sztylecie, a Mixed Kebab na wielkim metalowym półmisku podgrzewanym od spodu. Barani Iskander podany był z pysznym jogurtem. Kurczakowe pide najbardziej smakowała Żywicielowi, a dzieciak zjadł całą porcję kebaba przeznaczoną dla tureckiego wojownika.



Na deser zamówiliśmy Baklavę, a Kura dodatkowo kawę. Niestety tym razem nie było warto czekać. Baklava śmierdziała jakimiś ziołami i na pewno nie była przygotowywana na miejscu. Najprawdopodobniej wyjęli ją z pudełka tuż przed podaniem. Kawa była lurowata i właściwie nie nadawała się do picia.
Do rachunku doliczono nam 10%  za obsługę. W kraju gdzie dawanie napiwków jest rzadkością  zdarzyło nam się to po raz pierwszy. Śmieliśmy się, że doliczono nam opłatę za klimatyzację w lokalu.  Po wyjściu zgodnie uznaliśmy, że chociaż jedzenie było pyszne, to deser lichy i raczej do tej restauracji nie wrócimy.

Postanowiliśmy za to odwiedzić inne tureckie restauracje w Singapurze, bo smaki dań głównych bardzo nam podpasowały.

5 komentarze:

Droga Kuro Polska na egzotycznych wojażach :) Lubię czytac twojego bloga i podparywać co tam Kura zagramianicą nowego wydziobie :)
Od jakiegoś czasu chodzi mi się pomysł o wyjezdzie do Singapuru. Narazie podpatruję tylko ale w przyszłości kto wie, kto wie :)
Pozdrawiam z bliższych wojaży, z Holandii :)
Monique

Kura składa oficjalny protest!
Bez Przychówka i Żywiciela nie byłoby tego bloga lub byłby lichutki. Blog jest rodzinny.
Pozdrawiamy azjatycko.
Fajna Polonia nam tu rośnie:)

jeny i slinka mi kapie, a tu nocka idzie...

Sprostowanie w sprawie protestu: chwaliłam Kurę jako narratorkę, ale lubię czytać o przygodach Zywiciela i Przychówka as well ;) Howgh.

Już wiem, gdzie pojadę na wakacje:D:D:D

Prześlij komentarz