- Dobre - pomyślała Kura, którą wielokrotnie budziło wycie azjatyckiej wiertarki w sobotnie poranki. Czyli dokładnie tak jak u nas oficjalnie nie można, ale już mniej oficjalnie da radę.
Jeden z panów pracował w mieszkaniu, drugi na zewnątrz siedząc na klimatyzatorze. Kura trochę się bała, że pan zleci z tego klimatyzatora, więc zapytała czy nie ma żadnego zabezpieczenia.
Pan popatrzył dziwnie i powiedział, że to tylko chwilka. To była jedna z dłuższych "chwilek" w życiu Kury, bo pan wylazł przez okno (mieszkamy na szóstym piętrze) i robił coś przy klimatyzatorze zawieszonym na bardzo wąskim murku. Gdyby pan spadł to wleciałby wprost do fontanny, ale raczej by nie przeżył gdyż spadałby z wysokości kilkunastu metrów.
Gdy panowie poprosili o kartę otwierającą drzwi do mieszkania i klatkę schodową, Kura odmówiła wywołując wielkie zdziwienie na chińskich twarzach.
Panowie nie wiedzieli dlaczego Kura nie chce im pożyczyć owej karty i zmusza ich do korzystania z domofonu. Tłumaczyli, że po skończonej pracy kartę oddadzą, ale Kura nie dała się przekonać. Gdy skoczyli pracę była prawie 17 opóźnienie wynikało pewnie z utrudnień, które fachowcom zafundowała Kura, więc nie było się na co żalić. W myślach podziękowała Żywicielowi, który podał wcześniejszą godzinę. Tak naprawdę Kura musiała wyjść z domu zaledwie 15 minut przed 18. Na pożegnanie jeden z panów zapytał czy Kura jest z Australii, bo jej akcent jest dziwny, a poza tym jest distrustful. Kura sprawdziła w słowniku, że nowo usłyszane słowo distrustful znaczy nieufna.
Biorąc pod uwagę, że jeszcze osiem miesięcy temu nie umiała odpowiedzieć na pytanie:
- Are you busy?
2 komentarze:
Mieszkam w Singapurze od 2 miesięcy. Kiedy znalazłam blog "Azja od kuchni" przeczytałam od początku do końca - jednym tchem. Codziennie czekam na nowy post. Z góry dziękuję za wszystkie następne wpisy. Mam wiele podobnych doświadczeń, różnice wynikają głównie z tego, że mój przychówek chodzi do szkoły międzynarodowej. Natomiast zdziwił mnie dzisiejszy wpis. Mam zupełnie odmienne doświadczenia z fachowcami. Ponieważ mieszkam w nowym kondo miałam już kilka interwencji - "Panowie" zawsze byli punktualni. Jedna ekipa, która zjawiła się pół godziny przed umówionym terminem, czekała pod drzwiami apartamentu nie dzwoniąc. Zorientowaliśmy się przypadkiem, że "oni do nas".
Miło wiedzieć,że jest nas w Singapurze więcej. Odezwij się, może się spotkamy niekoniecznie przypadkiem.
Co do punktualności to mam wrażenie, że Singapurczycy traktują umówioną godzinę dość luźno. Do jednych przychodzą wcześniej do innych później. My trafialiśmy na tych którzy przychodzą później.
Prześlij komentarz