Arab Streat nie rozrosła się po singapursku do góry. Obowiązuje tu niska zabudowa, jakby przeniesiona z małego miasteczka. Nie ma się wrażenia, że jest się w środku wielkiego miasta zaledwie kilkaset metrów od stacji metra. Czas wyznacza tu muzułmański Salat. W każdym miejscu arabskiej dzielnicy słychać nawoływanie do modlitwy z Sultan Mosque, w sumie nic dziwnego meczet stoi w centralnym punkcie dzielnicy.
Muzułmanin nawoływany jest do modlitwy pięć razy dziennie. Przed wschodem słońca (Fadżr), w południe (Dhuhr), po południu (Asr), po zachodzie słońca (Maghrib) oraz w pierwszej połowie nocy (Isha'a). Przed każdą modlitwą pobożny muzułmanin musi oczyścić swoje ciało. Na terenie każdego meczetu są miejsca gdzie można się wykąpać. Myjnie, podobnie jak sale modlitewne, są oddzielne dla mężczyzn i dla kobiet. Przed wyjściem do meczetu są stanowiska do obmycia rąk i stóp i teoretycznie mogą korzystać z nich kobiety nigdy jednak żadnej nie widzieliśmy.
Muzułmanie (nie tylko na Arab Street) są spokojni i bardzo powściągliwi. Zanim tu przyjechaliśmy mieliśmy o wyznawcach Allaha zupełnie inne wyobrażenie. Kojarzyli nam się ekstremistami od zamachów i fanatyzmem religijnym. Singapurscy muzułmanie żyją według Koranu i zachęcają wszystkich do poznania religii wielkiego proroka, ale się nie narzucają. W wyznaczonych godzinach można obejrzeć wnętrze meczetu. W porównaniu z hinduskim czy buddyjskimi świątyniami wygląda bardzo skromnie. Cześć dla mężczyzn to wielka sama z zegarem pokazującym czas w Mekce. Do części dla mężczyzn wolno wejść kobietom, za to do części dla kobiet mężczyźni wstępu nie mają. Cześć kobieca, wielkości schowka na szczotki nie ma nic poza czerwonym dywanem i informacją, że nie wolno robić zdjęć.
Kurze udało się spotkać kobietę w tradycyjnym stroju do modlitwy, a Żywiciel przez przybyszów z Indonezji był był zachęcany do poznania objawień Mahometa.
W koło meczetu kwitnie uliczny handel. Można kupić wielki dywan wprost z Iranu lub malutki modlitewny dywanik podobno z wielbłądziej wełny.
To tu jest singapurski raj z materiałami, podobno jest tu drożej niż w innych częściach Azji i wybór mniejszy, ale europejki i tak będą zachwycone. Można kupić ręcznie malowany batik i delikatny jedwab oraz piękny ręcznie haftowany muślin. Na życzenie w ciągu kilku godzin krawiec uszyje sukienkę, spódnice czy spodnie, a miarę weźmie jego żona, gdyż muzułmaninowi nie wypada dotykać kobiety, która nie jest jego żoną.
Pomiędzy sklepami na ulicznych straganach można kupić bransoletki, kolczyki i wisiorki.
Handel kwitnie od świtu do nocy przez 7 dni w tygodniu, a handlarze chętnie zawyżą ceny czasem tylko po to by się potargować. Taka już ich natura.
2 komentarze:
nie mogę się napatrzeć na ten sklep z materiałami! ależ wybór tyle kolorów - szał ! jakbym tam weszła to z pustymi rękami na pewno bym nie wyszła a najpewniej straciłabym wszystkie pieniądze i jeszcze musiałabym odpracowywać dług ;D
Ja dla odmiany kupiłabym wszystko od hindusek uwielbiam ich ubrania. Pozdrawiam Kura
Prześlij komentarz