Dupoki z rodziny dim sum

Znów odwiedziliśmy nasz jedzeniowy zakątek w Ulu Pandan tym razem nie daliśmy się wykazać restauracji: japońskiej, koreańskiej, amerykańskiej i pizzeriom, tylko usiedliśmy w food court- cie i każdy z nas zjadł to co lubi najbardziej.

sobota, 5 stycznia 2013

Maść z kotkiem

Minęły już szkolne wakacje, a rodzice Kury wrócili do Polski. Wraz z ich wyjazdem skończył się nocne rozmowy, leniwe poranki i wspólne śniadanka jedzone kolo południa. Żywiciel znowu będzie łaził w pomiętych koszulach, a Kura wraca do nauki angielskiego, lekcji z Jednoliterową i swojego singapurskiego życia. Kura bardzo się cieszy, że mogła pokazać rodzicom miejsca, które z są dla niej ważne.
Rodzice Kury musieli: odwiedzić science center, wypić lokalną kopi, czekać godzinę na taksówkę, zjeść chleb dla Janka, spotkać się z kurzymi koleżankami, odwiedzić basen publiczny, dogadać się z taksówkarzem i przemoknąć do suchej nitki. Bez wspomnianych atrakcji nie zobaczyliby miasta "od kuchni" i wyjechaliby z przeświadczeniem, że Singapur działa jak szwajcarski zegarek, a poza tym jest czysty, bogaty i nudny.






Singapur jak wiele innych miast na świecie ma miejsca, którymi lubi się chwalić i miejsca o których wszyscy chyba zapomnieli. Haw Par Villa to jedno z takich miejsc. Chociaż do parku można dojechać metrem (linia żółta przystanek Haw Par Villa) to próżno szukać tam singapurskiego rozmachu i dbałości o rozgłos. Tuż po przekroczeniu wielkiej bramy jest kiczowato, niezwykle cicho i masakrycznie brudno. Wielka szkoda, że zaniedbano to miejsce, bo park, który pierwotnie nazywał się "Tiger Balm Gardens" został założony przez Aw Boon Haw i jego brata Aw Boon Par.



W 1926 roku panowie przenieśli się z Myanmar (dawniej Birma) i na jednym z singapurskich wzgórz utworzyli miejsce, które miało być centrum nauki chińskich wartości. Wielkiego sukcesu nie odmieśli i dziś są znani nie jako myśliciele, ale twórcy maści tygrysiej zwanej w Polsce maścią z kotkiem.

















Wycieczka do Haw Park Villa była dla Kury jak wspomnienie dzieciństwa. Zapach maści z kotkiem i opowieści o jej cudownej mocy pamięta do dziś. Czy jest jedyna?

18 komentarze:

zapewniam Cię, droga Kuro, że nie jesteś jedyna... :)
pamiętam te pudełeczka i ten zapach.
k.

widzę, że Kura w końcu odwiedziła Haw Par Villa... a ten courts of hell też :)?

Justyna Justa "ten courts of hell" jest równie zapuszczony jak reszta parku a do tego ciut masakryczny.

na Lubelszczyznie z cała pewnościa maść tygrysia, nie z kotkiem :)

Przypomniala mi sie pewna historia. Moja, niezyjaca juz niestety, sasiadka wysmarowala sobie tym ustrojstwem bolace kolano. W nocy jej malzonek mial ochote na ..ten tego... przytulanki. Nieswiadom niczego podotykal tu i owdzie zonki..a potem siebie... Wyobrazcie sobie, co bylo potem... Jeszcze do tego pobiegl do wanny, co raczej jego cierpien nie ukoilo :) Wybaczcie brak polskich znakow. Pozdrawiam. Dorota

Jakoś maść z kotkiem nie utkwiła w mojej pamięci. Zapytałam męża czy wie o co chodzi i owszem, pamięta! My jesteśmy z tego samego rocznika, więc tym bardziej nie wiem, dlaczego ja nie wiedziałam o co chodzi.

ewe

Dorota nie wiedziałam, że maść z kotkiem miała również działanie antykoncepcyjne. Ubawiła nas Twoja historia.

Maść z kotkiem ;) znalazłam ostatnio na bazarku przy Wołoskiej w Warszawie - kosztowała 2 pln za sztukę - zapach dzieciństwa :-)). Nie miałam pojęcia ze ma taką historię!

Dwa złote to jak za darmo. W Singapurze kosztuje 3 dolary.

o tak, tygrysia maść miała najróżniejsze zastosowania ;-]

hej hej Kurko
masc z kotkiem to obawiazkowy atrybut apteczki domowej
pamietam tez z dziecinstwa
pozdrawiam
Ela

A ja wlasnie tydzien temu robilam porzadki w szufladzie z lekami i pudeleczko z mascia poszlo do smieci. Kto wie ile lat sobie liczylo...coz, moze im starsze tym lepsze i trzeba bylo zachowac ;)
Pozdrawiam serdecznie.
renii

pewnie, ze pamiętamy maść z kotkiem....zapach od kórego kciło się w głowie..;P

masc tygrysia....ooo tak, pamietam. Mialam kiedys straszny bol glowy. Zadne leki nie pomagaly, wiec mama przyniosla do domu masc. Kazala mi posmarowac skronie.Poniewaz bol byl okropny to nalozylam grube warstwy z obu stron, aby szybciej zadzialalo. Bol glowy przeszedl od razu. Zastapilo go wsciekle pieczenie skroni. Wypalilam sobie wtedy dwa rowniutkie kolka na skroniach, ktore nie schodzily ponad dwa tygodnie :)

Ciekawa sprawa z tą maścią z kotkiem. Wcześniej o niej nie słyszałem. Ale jest fajny, wszystko mówiący artykuł na Wikipedii.

Na podstawie składników mogę sobie wyobrazić częściowo ten jej zapach. Swoją drogą zagląda się na bloga o Singapurze, a można się dowiedzieć przy okazji smaczków z historii PRLu. Fajna sprawa.

do tej pory znam maniaków tej maści :) ja jednak za nią nie przepadałam.
To ciekawa historia kuro, nigdy nie zastanawiałam się nad tym, jaka jest historia tej maści, i co może ona mieć wspólnego z parkiem :)
dzięki!

Mi ona pomaga skutecznie na ból głowy :) I posiadam takie specyfiki kamfora+menthol z Korei, z Filipin no i typowego Kotka :) w mniejszych i większych pojemniczkach. ALOHA

Masc z kotkiem poleciala ze mna do Europy jako singapurski prezent, razem z kaya i bbq pork :)

Prześlij komentarz