- I o to tyle krzyku? - zapytał Przychówek patrząc na operę w Sydney
- Patrzysz na symbol Australii, wpisany na listę Unesco - rzuciła Kura
- Na tej liście to już chyba wszystko jest - odpowiedział dzieciak i uciął dyskusję
Na początku lutego 2011 roku porzuciliśmy ustabilizowane życie w pewnym dużym mieście w Polsce i zamieszkaliśmy w mieście Lwa - Singapurze. Żyjemy we trójkę niespełna 150 km od równika. Lubimy dobre jedzenie, książki i gry planszowe. Nie szukamy przygód, to przygody odnajdują nas. W wolnych chwilach piszemy o tym co zobaczyliśmy "od kuchni" czyli niekoniecznie od strony, którą Azja chciała nam pokazać.
Znów odwiedziliśmy nasz jedzeniowy zakątek w Ulu Pandan tym razem nie daliśmy się wykazać restauracji: japońskiej, koreańskiej, amerykańskiej i pizzeriom, tylko usiedliśmy w food court- cie i każdy z nas zjadł to co lubi najbardziej.
Zaprzyjaźniony z nami smakosz od długiego czasu polecał nam restaurację gdzie serwują najlepszego kraba w mieście. Od czasu gdy jedliśmy kraba, minęło już ponad pół roku więc postanowiliśmy dać skorupiakowi jeszcze jedną szansę.
Kolejne święto za nami tym razem bez dnia wolnego, ale za to wyjątkowo widowiskowe. Podczas pełni księżyca w styczniu lub lutym (według tamilskiego kalendarza w miesiącu thai) świętuje się narodziny boga wojny Murugana, młodszego z synów Śiwy i Parwati.
Korporacja wyciska z Żywiciela wszystkie soki. Codziennie pan mąż wychodzi do pracy chwilę po ósmej rano, a wraca tuż przed dziewiątą wieczorem. Oj, zatęskniliśmy za Europą i jej godzinami pracy. Za europejskim jedzeniem też zatęskniliśmy.
Namówiona przez uliczne billboard-y Kura bardzo chciała zobaczyć coroczną wystawę kwiatów na wyspie Sentosa. Na kwiatową wyprawę namówiła panią I, ale jej synek się rozchorował i pani I musiała zrezygnować z podziwiania kwiatów.
Zaczęliśmy 4 dniowy weekend. W poniedziałek i we wtorek ulice się wyludnią i zamkną się wszystkie sklepy, food court-y i centra handlowe prowadzone przez Chińczyków. Cześć sklepów i punktów gastronomicznych będzie zamknięta również w niedzielę, a Chińczycy zostaną w swoich domach lub odwiedzą swoje rodziny.
Pracowy kolega Żywiciela powiedział wtedy, że w latach 70 XX wieku, w Malezji obcokrajowcy ciągle prosili pewnego ulicznego kucharza o smażenie omletów z cebulą. Postanowił więc stworzyć coś co by zasmakowało jego klientom i włożył usmażony omlet do długiej bułki doprawił sosem chili i nazwał to Roti Johna.
Filipińska legenda opowiada o królu, który przed śmiercią, chciał ustanowić następcę tronu. Pewnego ranka wręczył swoim synom po pięć monet i kazał zapełnić za te pieniądze szopę w zamku
Przychówek przywykł do tego, że jego blond włosy i bardzo jasna cera wzbudzają sensację, jednak ani my ani nasz dzieciak nie byliśmy przygotowani na publiczny, zbiorowy zachwyt.
Na tą restaurację trafił przypadkiem Żywiciel w internecie. Otworzyła się zaledwie trzy tygodnie temu na dachu sześciopiętrowego sklepu z hinduskiej dzielnicy - Mustafa Center. Restauracja Kebabs'n'Curries serwuje jedzenie typowe dla hindusów i kuchnię chindian czyli chińskie jedzenie przyrządzane na sposób hinduski.
Mamy kolejną sobotę w środku tygodnia czyli Deepavali (Depawali, Dipavali, Dewali, Diwali, Divali, Dipotsavi, Dipapratipad, दीपावली).
10 komentarze:
przy cudach singapurskiej architektury wszystko wypada blado ;)
A ja chciałabym kiedyś odwiedzić Australię, dużo bardziej mnie kusi niż juesej które jest blisko szarego końca listy miejsc, które chciałabym zobaczyć i posmakować
faktycznie, istny gargamel
W sumie opera nie zrobiła na mnie większego wrażenia, ale za to zaintrygował mnie zamek na zdjęciu (gdzieś po środku - przed zdjęciem z drzewem). Co to dokładnie za budynek?
Może w takim razie Nowa Zelandia i przyroda, jak nie miasta ;-) w Australii - super zdjęcia
A ja polubiłam Sidney byłam w roku 2000 podczas Igrzysk Olimpijskich, to był dopiero fantastyczny widok ludzi zewsząd setki kolory, barwy , dzielnica chińska z tysiącem sklepów i barów, wokół wieży pinsy wymiana, zgiełk nieprawdopodobny, i wtedy gdy wypływałam tramwajem wodnym do swojego miejsca zamieszkania wszystko cichło, pół godziny poprzez zatokę i oglądanie opery z daleka wrażenie wspaniałe, pozdrawiam serdecznie
jadwiga
www.okiemjadwigi.pl
Jadwiga twoje przybycie do azjatyckiej kuchni zbiegło się z moim odwykiem od netu, więc chyba zapomniałam Cie przywitać. Już się poprawiam i witam serdecznie.
Sydney mimo opery nazwanej wyżej Gargamelem też nas zauroczyło. To miasto z dużym luzem idealne by czuć się młodo koło 40.
Makola ten zamek to fort Denison. W linku ( podkreślony napis Fort Denison) znajdziesz szczegóły.
Mnie też bardziej zaintrygował Fort Denison. Piękne zdjęcia, zazdroszczę podróży:)
Opera najpiękniejsza nocą, widziana z mostu, wygląda jak dostojny porcelanowy łabędź. I podobnie jak Uluru, z każdej strony wygląda inaczej.
Prześlij komentarz