- Tato, a byłeś kiedyś na konnych wyścigach? - zapytał Przychówek pewnej soboty...
- Nie byłem - odpowiedział Żywiciel i pogrążył się lekturze wypożyczonej z biblioteki
- Mamo, a ty byłaś?
- Nie byłam - odpowiedziała Kura przewracając notatki z angielskiego.
- To pojedźmy - powiedział rezolutnie Przychówek
Żywiciel odłożył książkę i przy pomocy komputerowej wyszukiwarki znalazł wyścigi konne w Singapurze. Będą za dwa tygodnie w niedzielę i to nie byle jakie, bo KrisFlyer International Sprint i Singapore Airlines International Cup.
- No to jedziemy - powiedział Przychówek
Mieliśmy adres, ale musieliśmy jakoś tam dojechać. Tuż przy naszym domu złapaliśmy taksówkę.
Kłopoty zaczęły się zaraz po zamknięciu drzwi, taksówkarz miał mniejsze pojęcie gdzie i jak powinien jechać, niż my. Przez pierwsze 20 minut nic nie podejrzewaliśmy, ale kiedy objechaliśmy pół wyspy, a celu naszej wyprawy nie było widać, byliśmy zaniepokojeni. Kierowca chyba to zauważył, bo zadzwonił do centrali, ci z kolei powiedzieli, że jest na dobrej drodze tylko bardzo daleko... Po kolejnych 15 minutach, gdy już było widać drogowskaz, nasz nagle kierowca zjechał z autostrady w złą ulicę i straciliśmy kolejne 10 minut i kilka dolarów, bo licznik ruszał się bardzo szybko.
Nasza podróż trwała równą godzinę, zapłaciliśmy słony rachunek, kiedy nasz Przychówek oświadczył
- Gorzej być nie może.
Wejście na wyścigi... Nie dla nas. |
Chwilę później wiedzieliśmy, że może.
Zdziwiła nas niesamowita jak na Singapurskie warunki pustka. Ludzi było mało. Już myśleliśmy, że pomyliśmy datę, gdy miły pan z obsługi powiedział nam, że niestety dzieciom do 18 lat nie wolno oglądać wyścigów...
Rząd singapurski chroni małoletnich przed hazardem i możemy to zrozumieć, ale my nie chcieliśmy stawiać zakładów tylko popatrzeć na biegające konie! Poza tym, informację o zakazie dla nieletnich mogli umieścić na stronie internetowej.
Za to do domu wróciliśmy bez problemu zaledwie 500 m od wyścigów była stacja metra Kranji.
Pocieszające jest to, że mogło być gorzej, na wyścigach mieliśmy się spotkać z naszymi znajomymi Ci zostali zawiezieni przez taksówkarza w miejsce, gdzie kiedyś były wyścigi, a teraz jest centrum handlowe. Na taksówkę, która zabrała ich do z powrotem do domu czekali razem z trójką dzieci ponad godzinę.
0 komentarze:
Prześlij komentarz