Kościół został zbudowany na planie ośmiokąta w stylu brytyjskiego neoklasycyzmu na wzór St Gregory's Church w Echmiadzin, ale bryłę dostosowano do klimatu Singapuru. Pojawiły się więc ganki zapewniające cień oraz okna zapewniające dobra wentylację. Do dziś w kościele znajduje się ołtarz i ratanowe ławki zaprojoktowane przez Coleman-a.
O tym niezwykłym miejscu dowiedzieliśmy się od zaprzyjaźnionej Turczynki, ale po przekroczeniu bramy byliśmy na siebie źli, że tak długo omijaliśmy to miejsce. W kościelnym ogrodzie panuje niezwykła atmosfera, aż trudno uwierzyć, że jest się w środku wielkiego, tętniącego życiem miasta. W cieniu wielkiej palmy czas się dziwnie zatrzymał.
Historyczne mogiły, które zostały przeniesione z miejskiego cmentarza i wielka tablica informacyjna tuż przy wejściu nie pozostawią złudzeń, że za jakiś czas opis Armenian Church pojawi się w popularnych przewodnikach i miejsce przestanie być spokojne i ciche.
Zanim to się stanie koniecznie musimy wybrać się do tego kościoła jeszcze raz. Musimy się dowiedzieć czy naprawdę wszyscy księża ormiańscy noszą brody, a bardzo długie msze odprawiane w jezyku grabar (staroormiański) dzięki śpiewom mijają bardzo szybko.
4 komentarze:
Lubię takie miejsca gdzie można odsapnąć od zgiełku i zatopić się w ciszy. Jak tak rodzice? Nacieszyli sie juz singapurskim śłońcem czy nadal pracują nad opalenizną...:)?
Sznupcia dozuję im te przyjemności;)dziś dla odmiany odwiedziliśmy basen publiczny pod gołym niebem. Singapurskie słońce pieści ich jakieś 6 godzin dziennie przez pozostały czas leje jak z cebra.
Sznupcia zadała pytania o Rodzicach, toż nie pozostaje mi nic innego jak zgodzić się z Tobą Kuro, że to magiczne miejsce a sam kościółek -czysto, spokojnie i jasno; ławki bardzo mi się spodobały, pozdrawiam ze zmarzniętej ziemi :-)
przepiękna droga krzyżowa - najpiękniejsza, jaką widziałam, choć tylko na zdjęciach u Was
Prześlij komentarz