Podróże po Azji są fascynujące, ale Kura raczej nie ma ochoty powtarzać kontroli na lotnisku w Bangkoku, gdy wnikliwe oko skanera pokazało w których zębach ma plomby i jaki rodzaj majtek założyła na podróż. Nikt z kurzej familii nie będzie tęsknić za kołysaniem na statku i szaloną
podrożą tuk-tukiem gdy kierowca zamiast do Wielkiego Pałacu pojechał do nieczynnej świątyni, a potem do krawca.
- Kłopoty to nasza specjalność - powiedział dzieciak gdy okazało się, że zwyczajny papier toaletowy zatkał hotelową toaletę w stolicy Kambodży
- Zaraz naprawią - stwierdził Żywiciel a potem jeszcze trzy razy prosił by odwiedziła nas ekipa "specjalna"
Obyczajowe toaletowe w Kambodży to materiał na książkę, ale nie byłaby to komedia. To co Khmerowie nazywają toaletą my określamy dramatem lub horrorem. Na dworcu w Siem Reap rolę toalety pełniła dziura w ziemi, a rolę spłuczki obcięta butelka zanurzona w brunatnej cieczy. Ta sama woda służyła do mycia rąk. Obecności papieru toaletowego kurza familia nie stwierdziła. W sumie biorąc pod uwagę co potrafi zrobić papier w kambodżańskich rurach może i lepiej, że go tam nie było.
- Chcieliście prawdziwą Azję to macie - stwierdził Żywiciel po opuszczeniu toalety
Kura rozejrzała się, dworzec w Siem Reap wyglądał jak bazar na który ktoś siłą wcisnął autobusy. Jakaś pani próbowała sprzedać nam owoce, inna wciskała bułki, a podejrzany facecik reklamował zegarki i okulary.
- Prawdziwa Omega - mówił pokazując bezzębny uśmiech
- Nie sądzę by oni w ogóle używali tu zegarków. Nasz autobus powinien być godzinę temu - wysyczał Żywiciel
- Przecież tak miła pani powiedziała, że nasz autobus jedzie czyli niebawem przybędzie - Kura była pełna optymizmu
Wtedy jeszcze nie wiedziała, że Khmerowie do czasu mają dość luźne podejście. Autobus wyposażony w jednego kierowcę i trzech pomocników pełniących rolę stewardess przyjechał z prawie dwugodzinnym opóźnieniem, które po dotarciu do stolicy wzrosło do sześciu. Chyba szybciej byśmy wielbłądem dojechali, bo Siem Reap i Phnom Penh dzielą zaledwie 232 kilometry. Znajomość lokalnych zasad ułatwia życie, ale my wsiadając do autobusu nie wiedzieliśmy, że obowiązkowym punktem każdej przejażdżki po Kambodży jest wizyta w zaprzyjaźnionej z kierowcą przydrożnej knajpce, która żyje z wiecznie głodnych podróżnych.
Gdy Kura opowiadała jednej z koleżanek jak podróżowała po Kambodży ta popatrzyła na nią z uśmiechem i opowiedziała, że ona miała ciekawiej, bo jak jechała na wycieczkę do Kuala Lumpur to popsuł się autobus, a ona była uwięziona w jakiejś lichej knajpie. Nie mogła wrócić do domu, bo było ciemno, ona była w obcym miejscu, a w Malezji nie wszyscy mówią po angielsku.
Kura wysłuchała historii, a potem roześmiała się serdecznie, bo jej rodzina w wyniku autobusowej usterki też spędzili kilka godzin w lichej, malajskiej knajpie. Co prawda byli w drodze do Desaru, a nie do Kuala Lumpur, ale o tym Kura opowie innym razem. Na razie szuka odpowiedzi na pytanie:
- Jak podróżować by nie zwariować?
32 komentarze:
Podrozowac tylko samolotem :)
Na fali uciazliwej podrozy autokarem do Malaki w ostatni weekend, takie jest moje postanowienie. Dopuszczam tez opcje promu.
A turbulencje tych też nie lubię ;)a jak się jechało do Malaki Wam też się autobus popsuł? Podobno w drodze do malezyjskich miast to norma.
Wyluzować ;)
m:)
Ja wiem, że to mało popularny temat, że generalnie wszyscy widzą same plusy podroży, ale... jak się kurna nie mam gdzie wysikać lub korzytając z toalety brodzę po kostki w dziwnej cieczy lub jak siedzę w lichej knajpie 5 godzinę, bo się autobus popsuł to mój luz ulatnia się z prędkością światła... Inne rady poproszę.
Jaki fajny post, super mnie zaintrygował, zwłaszcza sprawa toalet w Kambodży. W przyszłym roku zaplanowałam tam być i się powłóczyć, więc bliższa wiedza w tej kwestii stała się dla mnie kluczowa. Czy mogłabym je uzyskać???
Pozdrawiam cieplutko ;)
Kuro :)
rozpieścił Cię ten Sin, ja byłam w Kambodży i jestem zachwycona, transport to tylko malutki detalik, a przygoda, klimat, coś innego w Azji - nie marudź Kobito :)
a toalety???? zdecydowanie gorsze są np. w Syrii
Kuro, uwielbiam Twoją stronę, ale ten wpis rozczarowuje. Jeśli chcesz czystych toalet, punktualnych autobusów, etc zapraszam do Europy. Byłam w Kambodży i takie "sprzedanie" tego miejsca jest bardzo krzywdzące. Turyści są siłą napędową tego kraju i fakt, że kierowca zatrzymuje się w drodze do Siem Reap w przydrożnej restauracji jest wynikiem sytuacji w jakiej się Khmerowie znajdują -muszą zarabiać. A przyznasz, że 2 czy 3$ za pyszny obiad, nie zrujnowało Twojej kieszeni. Więcej luzu! A może doczytania co spotkało ten kraj w latach 70. i 80. Pozdrawiam.
I te autobusy zawsze im się tak psują pod zaprzyjaźnionymi knajpami?
Ja Ci mogę podpowiedzieć najwyżej "nie wyściubiać nosa z Europy". Metoda ma oczywiście swoje wady, ale przynajmniej jest w miarę skuteczna ;)
Kawiarenko też się nad tym dziwnym zrządzeniem losu i robieniem postoju oraz psuciem autobusu akurat w okolicach zaprzyjażnionych knajpek zastanawiałam, ale myślę, że kierowca żywi się tam za darmo i mu się opłaca dobrze żyć ze wszystkimi restauratorami na trasie. W Pnom Penh i Siem Rep gdy wchodziliśmy do restauracji zawsze widzieliśmy suto zastawiony stolik dla przewodkników którzy pokazują turystom to a nie inne miejsce. Element lokalnej kultury i tyle.
Marudzę, bo mnie Singapur rozpieścił i wiem, że nawet w goracym kraju w toaletach może pachnieć a nie śmierdzieć z nich na kilometr. Taka jestem dziwna, że lubię umyć ręce w wodzie z mydłem ( nie musi byc ciepła) a w wielu państwach Azji to niewobrażalny luksus. Zdecydowanie przyjemniej podróżuje się po każdym kraju gdy środki transportu są czyte i punktalne. Nie dociera do mnie argument, że gdzieś tam jest gorzej, bo jestem zwolenikiem rówania do góry a nie w dół.
Aga w Europie też różnie bywa, a w Azji też się da tylko ludziom musi się chcieć.
Widziałam w Pnom Penh ( na polach smierci) nową , postawiona w zeszłym roku ze srodków Unesco toalatę która miała tak zapuszczone kible, że aż ciężko to opisać. Owszem była pani do obslugi, ale nie zainteresowana dbaniem o wizerunek powierzonego jej miejsca.
W toalecie w wielkim garnku gotował się ryż pewnie na koalcję dla jej rodziny. Ryż pachniał slicznie, ale w umywalkach leżało jakieś stare, śmierdzące jedzenie więc miałam odruch wymiotny.Woda z umywalki nie odpływała tylko wylewała się na zewenątrz zalewajac podłogę...Syf na własne życzenie tubylców.
To co się stanie z owym jedzeniem pozostawionym na wierzchu w goracym klimacie jestem w stanie sobie wyobrazić. Karaluchy, szczury i inne zwierzątka bedą miały kolację, a przecież wystarczyło tak niewiele by było miło i czysto. Woda jest prawie za darmo widziałam wielki baniak chroaminy za niespełna 1 dolara. Do Kambodży płynie rzeka pieniędzy nie tylko z turystycznych portfeli, ale też z organizacji charytatywnych ( głównie francuskich) tylko, że tych pieniędzy jakoś tam nie widać.:( Niby rosną hotele, ale po kilku latach są zniszczone, bo nikomu się nie chce zadbać o odgrzybienie sufitu czy udrożnienie kanalizacji.( Spaliśmy w takich) Przy takim podejściu będzie trudno Khmerom utrzymać zainteresowanie ich krajem a ja życzę im jak nalepiej.Ja nie mam nic przeciwko jedzeniu w uliczne knajpie w czasie postoju tylko wolę wiedzieć, że będę jechać dłużej i że będę mogła zjeść posiłek po drodze. Ułatwi to organizację nie tylko mi.
Gdy my jechaliśmy na przystanku czekał na nas przewodnik. Jego wiedza była imponująca i gdyby on wiedział o której się zjawimy nie marnowałby czasu stojąc tylko zarabiał pieniądze pokazując zabytki komus innemu. Gdybyśmy my nie zmarnowali pół dnia na podróż poszlibyśmy do Muzeum Narodowego w Pnom Penh i zobaczyli inne tańczące Absary a tam wydalibyśmy kolejne dolary....
Nie sądzę bym krzywdziła Kambodżę pisząc o tym, że mają syfiące kible i dość lużne podejście do czasu. Opisałam dziedzitwo kulturowe, życie na farmie jedwabiu i na wodzie oraz straszną historię najnowszą.Nie wiem czemu o brudzie i spoźnionych autobusach pisać nie powinnam ?
Nikt nie broni Kmerom posprzątać i ciut się zorganizować wtedy poznawanie ich kraju będzie zncznie przyjemniejsze.
Kuro, to jest właśnie w podróżowaniu takie fajne, że zmusza nas do wyjścia poza naszą własną strefę komfortu. I myślę, że te wszystkie przegody toaletowe i inne trzeba traktować właśnie jako przygody. I jeszcze jako świetny sposób na poznanie świata i zrozumienie, że życie w europejskim wydaniu nie jest jedynym właściwym. I ja myślę, że to dobrze, że nie wszędzie jest tak jak w Europie czy na tzw. Zachodzie. Dzięki temu podróżowanie nigdy nie będzie nudne. I nie sugeruję, że brudną łazienką na tzw. narciarza (swoją drogą dużo zdrowszą niż na siedząco) trzeba się zachwycać. Warto po prostu przyjąć ją do wiadomości i tyle.
Mówienie o tym, że Kmerowie mogliby posprzątać i że nikt im tego nie zabrania jest troche naiwne, i jestem pewna, że na tyle długo jesteś w Azji żeby wiedzieć, iż Azja (choć Singapur się akurat nie luczy :) to zupełnie inny niż Europa świat, z innymi wartościami, innym poczuciem estetyki itp. Mierzenie Azji własną miarą może prowadzić tylko do frustracji.
Na temat zdrowotnosci toalet się nie wypowiem, bo się nie znam, ale jak opowiadałam moim azjatyckim znajomym o wycieczce do Kambodży to wszyscy kiwali głowali i mowili, że w latach 60 Singapur był taki jak teraz Kambodża. Ludzi trzeba było nauczyć jak dbać o to co jest, bo nigdy nic nie mieli wiec nie mieli o co dbać.
Mnie człowieka wychowanego w kryzysie najbardziej to marnotrastwo uderzyło. Ładny, kilkuletni hotel, ale sufit w łazience w połowie spleśniały, bo nikomu się zadnać o to nie chciało. Turysta dwie czy trzy noce prześpi i przeżyje, ale wartość tego miejsca spada. Jasne, że Azja to nie Europa a podrożuje się po to aby poznać coś nowego, ale pisać o minusach również należy. Nie po to by przestrztegać innych, ale po to by wielbiciele wygody ( jak my ) nastawili się psychicznie, że lokalany autobus będzie jechały pół dnia a toaleta będzie brudna. Jak pisałam o malajskich Tandas napisałaś, że im dalej w Azję tym ciekawiej w kwestii teraz wiem co chciałaś wtedy powiedzieć. ;)
Dziękuję za Twoj komentarz i pozdrawiam serdecznie
Rzecz tylko w tym, ze to co dla nas jest minusem dla Azjatow nim nie jest. Oczywiscie mozna przyjac postawe, w ktorej to co inne niz nasze jest gorsze, mnie cywilizowane itp. Ale mysle ze to nie fair. Nigdy nie bedzie tak, ze caly swiat bedzie jak Singapur i oczekiwanie od innych tego na co dlugo jeszcze nie beda gotowi jest nierealne. Latwo powiedziedz "niech posprzataja". To jednak nie takie proste w wykonaniu, bo takie sprawy wymagaja zmiany pokoleniowej (Polakow prosi sie zeby nie jezdzili jak piraci drogowi a jakos nic z tego nie ma. Obcokrajowcy sie dziwia polskim manierom na drogach dokladnie tak samo jak Ty sie dziwisz kambodzanskiej toalecie :) )
Nadal podtrzymuje, ze im dalej w Azji tym ciekawiej :) Osobiscie jak gdzies jade to przyjmuje loklana kulture i zwyczaje z calym ich inwentarzem. Nie wszystko mi sie podoba, i nie raz pewne rzeczy mnie irytuja, ale staram sie przechodzic obok nich bez emocji, bo wiem ze nie moge ich oceniac wlasna miara.
Alez sie dyskusja wywiazala przy okazji toalet :)
W istocie Singapur rozpieszcza, bo jakos tutaj umieja/chca miejsce ladne zbudowac i w dobrym stanie je utrzymac. Tzw. maintenance to jest totalnie slaba strona tych krajow azjatyckich, ktore mialam okazje widziec. Tak tez jest w Chinach: buduje sie szybko i na wysoki polysk, a potem rownie szybko sie to zaniedbuje. W centrach handlowych od frontu jest pieknie, a zaplecze odrzuca.
Toalety... temat morze :) Rozumiem Kure, bo tez mam okreslone oczekiwania. W Singapurze w 90% przypadkow nie mam oporow by korzystac z publicznych toalet. Pozostale 10% to toalety w hawker centre, do ktorych nie zagladam. W Malezji zawsze w panice szukam toalety "siedzacej", po czym i tak nad nia "malyszuje", bo usiasc sie brzydze.To samo w Inndonezji. I naturalnie wkurza mnie to i jest to dla mnie stres, ale rownoczesnie zdaje sobie sprawe, ze to ja mam problem a nie lokalesi. A ja przeciez jestem tylko gosciem.
Podroz do Malaki - nie, autobus sie nie zepsul, ale jadad do przekroczenie granicy zajelo nam 1.5godziny i podroz trwala w sumie 6 a nie 4 godziny. Z kolei wracajac jechalismy przez JB i tam tkwilismy w korku przez 2 godziny. Po czym po przejsciu granicy na Woodland Checkpoint nie moglismy znalezc naszego autobusu (nie bylo informacji jaka platforma etc.) i w rezultacie wrocilismy do domu taksowka. Na szcszescie bagaze mielismy przy sobie :)
W kwestii sprzatnia toalet pozostanę przy swoim zdaniu ;). Z opowieści wiem z czego wyrósł Singapur i wiem, że pierwszym pytaniem po dołączeniu naszego dziecka do singapurskiej klasy było pytanie :
- Czy umiesz korzystać z toalety?
Potem pojawiły się kolejne:
Czy wiesz, że spuszczamy wodę? Czy wiesz kiedy myć ręce? Wcale nie sądzę, że potrzebna jest zmiana pokoleniowa tylko edukacja tam i teraz. Na szeroką skalę. Bez niej niewiele się zmieni a śmiertelność noworodków i malych dzieci nadal będzie tam bardzo wysoka. ( WHO w raporcie z roku 2000 podaje, że ponad 20 % małych khmerów nie dożywa 6 roku życia). Brudna woda to sama przyznasz nie tylko problem estetyczny, ale też zdrowotny. Malaria, denga, czewonka to tylko niektóre choroby których można uniknąć dbając o czystość i o to co jest.
Gdyby tej pani w toalecie ktoś powiedział, że jak będzie dbała o toaletę na bierząco to:
1.się nie napracuje
2.będzie miała pracę na długie lata
To pewnie by dbała. Khmerowie wydali mi się przesymaptycznymi ludźmi gotowymi na pchniecie swojego kraju do przodu tylko jakoś to się tam to wszystko rozłaziło. Możliwe, że zawiniła historia i " likwidacja inteligencji", ale młodzi khmerowie uczą się szybko i chętenie. W Ankor Wat słyszeliśmy japoński, niemiecki, francuski, rosyjski, chiński i angieslki wszystkie grupy oprowadzane przez lokalsów. I to napawa mnie optymizmem.
Ja chętnie wtapiam się w lokalną kulturę, ale nie zawsze jestem w stanie.
Z niecierpliwością czekam na dalsze poznawanie Azji w planach Birma i marzenie o zobaczeniu Laosu, więc pewnie jeszcze będę miała okazję się podziwić. Podchodzenie do życia bez emocji jest nierealne.Nie ten typ osobowości. Ja cała jestem naładowana emocjami jak wukan.;)
Pozdrawiam serdecznie azjatycka Kura
Czyste toalety punktualne pociągi chyba Aga dawno w Polsce nie była.
Jak ja się cieszę, ze się tu znalazłam. Jestem w domu.
Narzekać, pomarudzić czasem trzeba, bo mamy prawo wymagać dobrych warunków czy toalet. W życiu nie zapomnę, gdy wchodziłam do okropnego kibla na środku pustyni Gobi, i wolałabym już się wysikać w pole niż w takiej toalecie....
oj Kuro, polecam odwiedzenie toalet w Indiach - po tym doświadczeniu kambodżańskie wydadzą Ci się naprawdę "przyjazne".
a na Ukrainie, kiedyś w sierpniu ok 2008 r "babcia" klozetowa dorabiała sprzedając przed przybytkiem arbuzy w kawałkach..........
Pozdrawiam
ivis
Lokalnej?? Chyba raczej globalnej, bo to zwyczaj stary jak świat... od polskiego autokaru we San Marino, gdzie kierowcy i pilot wynoszą wina kartonami ze sklepu, gdzie zaprowadzili wycieczkę na 'degustację', przez Tunezję i Egipt z licznymi "manufakturami" do obowiązkowego zaliczenia po drodze do kolejnej atrakcji turystycznej, po Chiny z ich "tea marketami". Taki już urok autokarowych wycieczek. ;)
Droga Kuro.
Że kibel się zatkał po wrzuceniu doń papieru toaletowego? Ależ w tej części świata to zupełna normalka. Tutejsza sieć kanalizacyjna nie jest po prostu przygotowana na ten zachodni wynalazek i nigdy się go do toalety nie wrzuca, bo grozi to katastrofą. W większości guesthousów w Tajlandii, Kambodży czy Laosie ku wiadomości niekumatych turystów umieszczone są wyraźne informacje zabraniające tego procederu. Bardzo często za złamanie tego zakazu grożą kary.
To, że w tej części Azji miłośnicy papieru toaletowego powinni mieć zawsze ze sobą mały jego zapasik także nie jest żadną tajemnicą. Miejscowi z papieru nie korzystają i każdy, kto choć Azji liznął wie, że może być o ten kawałek papieru trudno.
Że autobus się zatrzymał na posiłek? Oczywiście, wszystkie tak robią. Nie dlatego, żeby kierowca zarobił, ale dlatego, że ludzie chcą jeść. Tutaj ryż jest paliwem bez którego ludzie nie działają. Kambodżańskie powitanie tłumaczone dosłownie oznacza „Czy jadłeś już swój ryż?”. Do spraw posiłku podchodzi się tu ze szczególną atencją i żadna dłuższa podróż nie jest powodem by ze strawy zrezygnować.
A że kierowca je za darmo? Coś w tym złego, że jako bonus ma darmowy posiłek w knajpie, która jest jednocześnie przedstawicielstwem jego firmy przewozowej? Także w Europie autokary nie stają wg widzimisię kierowcy, ale przystanki mają w punktach z którymi operator ma podpisaną umowę.
Że autobus się spóźnił? Czy na kimkolwiek oprócz Was zrobiło to jakieś wrażenie? Nie sądzę. Winna jest fatalna sieć dróg i kiepski stan taboru i tylko szaleniec spodziewałby się tutaj punktualności. Wielogodzinne opóźnienia pociągów nawet w o niebo bogatszej Tajlandii są normą. Nasz, jadący z Kampong Chniang do Kampot autobus stawał trzy razy – dwa razy musiano zmieniać mocno nadwyrężone opony a na dziesięć kilometrów przed celem padł silnik. W Laosie w autobusie pogryzły nas pchły. Do głowy by nam nie przyszło, żeby robić z tego aferę. Przecież to na nasze własne życzenie. Wybieramy środki transportu używane przez miejscowych z pełną świadomością tego co robimy po to właśnie, bo jest to niepowtarzalna okazja nawiązania kontaktów.
Bez przesady. Płacić te, jakże śmieszne dla europejskiej kieszeni ceny i żądać europejskich standardów?
Cóż mogę doradzić. Nikt przecież nikogo nie zmusza do korzystania z miejscowych środków transportu. Dla delikatnych turystów z Zachodu dostępna jest cała masa opcji od samolotów po luksusowe prywatne autokary. Albo korzystajcie z taksówek – gwarantuję, że kierowca nigdzie się nie będzie zatrzymywać, a Wy będziecie jeszcze go prosić by choć odrobinkę zwolnił.
Korzystajcie z pięciogwiazdkowych hoteli – obsługa będzie władać angielskim, kłaniać się w pas a papieru Wam na pewno nie zabraknie.
Rozumiem, że Singapur w którym za wyplucie gumy do żucia można iść do pierdla bardziej Wam odpowiada, ale albo się z niego nie ruszajcie, ale przyjmijcie do wiadomości, że ( moim zdaniem na szczęście) nie wszędzie jest tak jak w Singapurze.
Piszesz, że wybierasz się do Laosu. Szczerze współczuję...
Cóż za komentujący wątek słowo daję nie spodziewałam się takiego odzewu.
Zagranico ponieważ to Twój pierwszy komentarz u nas witam serdecznie. Odpowiem od końca, bo tak najłatwiej.
Nie musisz mi współczuć planowanych podroży jadę w rożne miejsce na wlasne życzenie i jak mi się nie będzie podobało to pomarudzę i już. Wolę empirycznie doświadczać świata a nie powtarzać urban legendy jak ta którą przytaczasz o gumie do żucia w Sinagpurze. Z całym szacunkiem, ale singapuski system penitencjarny ma ciekawsze rzeczy do roboty niż wsadzanie do pierdla za wypluwanie gumy aż tak spokojnie to tu nie jest by za plucie do kicia wsadzać.
Rozmumiem, że dla ciebie brud i jego konsekwecje to coś normalnego, ale pozwól, że będę mieć własne zdanie. Dla mnie gnijąca woda to problem nie tylko esetyczny, ale też zdrowotny, ale o tym było wcześniej.
Gdy Pol Pot wyciął 25% społeczeństwa to to było ludobójstwo, a jak umiera z powodu chorób po cichutku 20 % dzieci przed 6 rokiem życia to milczeć należy, bo to Azja? Bo nie wszystkie państwa są takie jak Singapur?
Ja milczeć nie zamierzam. Możliwe, że jestem naiwana, ale wierzę, że za jakiś czas Kambodża się zmieni. Wierzę, że pompowane tam środki pojdą na edukację, że będzie tam na tyle czysto, że dzieci przestaną umierać jak muchy w wyniku dengi, czerwonki i malarii. Widziałam kilka toalet, które stanowiły potencjalne zagrożenie chorobowe i mogę się domyślić jak to wygląda tam gdzie turystów nie ma. Widziałam też takie toalety gdzie było lepiej i to dla mnie znak, że się da.
Jestem dobrze wychowana więc o pieniadzach i o tym ile zapłaciliśmy za nasze noclegi rozmawiać nie będę, ale napiszę, że nie były to domy gościnne, ani hostele a obsługa mówiła po angielsku zupełnie nieźle. Dla siebie zostawię informację czy zapłaciliśmy ( z europejskiego punktu widzenia) grosze czy nie. Nigdzie nie widzieliśmy informacji, by nie korzystać z papieru, papier w hotelu był, ale tego węża do mycia który popularny jest w Malezji nie było.
Przejazd autobusem między Siem Rep a Pnom Penh był jednym z elemetów wycieczki i nie wiedzieliśmy co dostaniemy. Bilety dostaliśmy od ręki od przewodnika dzień wcześniej. Nasz autobus w połowie składał się z miejscowych podróżnych a w połowie z równie zdziwionych jak my turystów, którzy niewatpliwie po raz pierwszy spotkali się z takimi obyczajami. To co spotyka się w Europie to jest mały pikuś przy azjatyckich podróżach które sama mogłyby być atrakcją wyjazdu.
Domyślam się, że jako znawca Azji traktujesz 8 godzinną podróż jako element lokalnego kolorytu w sumie można i tak. My jadąc po kherskich drogach polskie autostrady sobie przypominaliśmy. Możesz mi zdradzić jak po kmersku powiedzieć : Czy jadłeś już swój ryż? Gdy spotkam Kmera chętenie powiem jedno zdanie w jego języku.
A w Singapurze też się wszystko w koło żarcia kręci.
A tak zupełnie na marginasie papier toaletowy to nie jest zachodni wynalazek, ale wschodni....Pierwszy papier toaletowy wytworzono w Chinach w XIV wieku dla króla. Było to jakieś 150 lat przed wynalezieniem przez Johna Harington- a muszli klozetowej.
inna rada? zawsze noś majki, gdy w planach masz skaner :D
Kolorowe szycie popłakalam się ze śmiechu do noś majtki dodałabym ładne ;)
Też miałam swoją przygodę z tzw. toaletą na narciarza, jeszcze jako nastolatka, na Ukrainie. Musiałam pilnie skorzystać z toalety w centrum Zaporoża i poszłam do toalety na dworcu. Najpierw zdziwiły mnie wahadłowe drzwi kabin, a jak weszłam do środka i zobaczyłam dziurę w ziemi, to mi automatycznie "potrzeba" minęła. Dodam, że te wahadłowe drzwi NIE sięgały do podłogi. ;)
ewe
Kuro - to ja jako chyba nieliczna sie z Toba zgodze. Ze wszystkim, co napisalas. Bo trzeba równac w góre a nie w dól. I tez mam nadzieje, ze srodki ktore tak chetnie kraje rozwijajace sie biora, zostana wydane na porzadna edukacje m.in. tego, dlaczego warto utrzymywac czystosc.
Do Anonimowy - Mieszkam w Polsce :-) Zjeździłam Europę, kocham Azję. Staram się zrozumieć mentalność ludzi do których przyjeżdżam. Równajmy w górę, wykorzystujemy wszystko co daje nam tzw. Zachód, a już niedługo w Kambodży przy Angkor Wat stanie McDonald, na obiad w czyściutkich restauracjach będą chicken nuggets z francuskimi równiutkimi marchewkami (zgodnie z normą UE), itd. Niech każdy naród żyje tak jak chce. A my szanujmy jego zwyczaje. I odwiedzajmy właśnie dla tych "odmienności". Albo siedźmy w domu - czystym, zadbanym. Zrobionym na naszą modłę.
Aga ja nie widzę problemu w świetnym dojeździe do Ankor Wat czy innych atrakcji, w dużej ilości knajp ( o różnym standarcie) w bliskiej odległości i w korzystaniu ze zdobyczy cywilizacji. Udaje się to pogodzić w Tajlandii czy Malezja więc uda się i w Kambodży.
Pewnie byś nie chciała by Niemcy czy Fracuzi chcieli zostawić Polskę na poziomie z 89 roku i zrobić z niej skansen Europy bo to cały jej urok.Niech się rozsypią drogi i fabryki ważne, że będziemy mieli gdzie na wakacje jeżdzić, a że drezyną to już drobiazg. Taki urok skansenu.
To co dla nas jest wakacyjną przygodą w Kambodży czy innym azjatyckim, biednym kraju dla setek tysięcy ludzi jest normalnym życiem. Najbardziej dla mnie smutne jest to, że oni nie mieli wyboru i często nawet nie wiedzą, że może być inaczej.
Nam jest wygodnie zachwycać się Ankor Wat-em i nie zauważyć całej otoczki z małymi żebrakami i brudem. Odwracamy głowę od problemów zwykłych ludzi a potem kupujemy pamiątki i wracamy samolotem do cywilizacji z wygodami. Jak typowi turyści.
Widzę szansę w Kambodży w edukacji i nie sądzę by na tym ucierpiał Ankor Wat i inne atrakcje. Jasne, że jedna czyta toaleta czy jeden punktalny autobus wiosny nie czyni, ale do czegoś trzeba zacząć.
heh to miałem szczęście, nic nie odpadło malezyski autobus dojechał o czasie (!!!). kombodzański zepsuł się o 5 rano pośród ryżowych, niezapomniany wschód słońca :)
@ Aga
A ja uważam że należy wszystko równać w górę. Wydaje mi się też że naleganie obcych którzy mieszkają w Europie, są w danym kraju na wycieczce i przeważnie nie znają języka danego kraju na poszanowanie tradycji tubylców, szczególnie jezeli nie mówią dobrze w danym języku, jest szczytem impertynencji. Szczególnie jak do tej tradycji zaliczają brudy i ubóstwo. To tak jakby powiedzieć tubylcom "w waszym kraju interesują nas jedynie wasze starożytne budowle i piękne, nienaruszone środowisko, ale ponieważ jesteście częścią tego środowiska to nie chcemy żebyście go zmieniali. Bo jak to zmienicie, jak będzie czyści, jak będziecie bogatsi, jak waszystko zacznie lepiej, na czas, funkcjonować, jak zaczniecie wychodzić ze swojej nędzy to przestaniecie nas interesować. Bo dla nas wasz bród, mimo że przez niego giniecie, jest kolorowy i egzotyczny."
Trzeba usiłować zrozumieć tubylców, ale trzeba też założyć że jako turysta możemy nie wiedzieć czego oni by chcieli i do czego by dążyli gdyby mieli wybór i wiedzę.
Prześlij komentarz