Huaxi Steet - Night Market |
Pędy bambusa |
Kebab bun |
Uliczne sushi |
Uliczny "Subway" |
Co prawda nie mieliśmy odwagi zjeść węża, ale skosztowaliśmy buffalo nut-ów i kilku specjałów których nazw wymówić nie potrafimy.
Na Huaxi Night Market można zjeść węże |
Pędy bambusa |
Jedzenie psów jest zakazane na Tajwanie |
Na nocnym targu nie po raz pierwszy doświadczyliśmy gościnności Tajwańczyków, którzy chętnie częstowali nas jedzeniem i nie oczekiwali zapłaty. Gdy zaskoczeni wciskaliśmy im pieniądze szybko dostawaliśmy całą porcję ulicznych specjałów czasem tak dużą, że nie mogliśmy jej zjeść.
Buffalo Nuts |
Tea time |
Podczas wizyt w nocnym marketach znacznie przekraczaliśmy limity kaloryczne, ale w żadnej restauracji nie udało nam się zjeść tak dobrze jak na tajwańskiej ulicy. W sumie dobrze, że wróciliśmy, bo gdybyśmy mieszkali w Tajwanie i jedli tak codziennie to Kura zmieniłaby się w Hipopotama.
18 komentarze:
Rewelacyjne zdjęcia i niesamowicie ciekawy nocny market!!! No chyba lepszy niż ten w Singapurze...:-D
Jedzonko z ulicy jest najlepsze :) co prawda na Tajwan jeszcze nie dotarlam, ale w Tajlandii bylo mega puszne :) zreszta wystarczy spojrzec na zdjecia i slinka cieknie :)
Jedna fotka "buntownicza" ;) Jest znak, że zdjęć nie wolno robić, ale skoro znak jest na zdjęciu...... ;)
Uwielbiam Was czytać i oglądać ;)
O własnie Kuro, miałam zapytać czy uwazasz singapurskie jedzenie za mniej czy bardziej kaloryczne ? Ja bedac w Szwecji przez 2 tyg i jedzac ich specjaly przytylam tam tak szybko ze spodnie w kotrych przyjechalam, zrobiy sie za male i nie do noszenia :p zastanawialam sie czy na emigracji i jedzac ICH jedzenie idzie utrzymac wage czy przytyje sie albo odwrotnie..
brrr wyjątkowo mało apetyczne jedzenie, wolę pierogi z jagodami :-)
Byłam na Tajwanie pół roku i przytyłam zaledwie trzy kilo :) Byłam z siebie naprawdę dumna, zwłaszcza, że w zasadzie nie gotowaliśmy w domu :)
czemy w Chinach nie mają kebabów????
pozdr
Sznupcia to co w Singapurze pełni rolę nocnego marketu to jakaś nędzna atrapa jest. Lep na turystów i tyle.
Taifun ja bym miała znacznie lepsze osiągi gdybym spędziła na Tajwanie pół roku. Trzy kilo to bym mogła wliczyć w koszta wycieczki ,ale u mnie to byłoby 13 jak nie 30, bo ja żarta jestem.
Radek serio nie ma kababów? Może czas na tajwańską wycieczkę tam są nie tylko kebaby, ale też kiełbasę na kiju i falafel-e z pysznym sosem. No i Tajwanki są ładne.
Anonimowy u nas było tak, że mąż na początku schudł a potem waga stanęła chociaż może zjeść konia z kopytami( nawet wieczorem). Ja z kolei tyję od samego patrzenia na jedzenie wiec ciut się zaokrągliłam ( mówiąc delikatnie ). Ciężko jest mi powiedzieć jednoznacznie czy kuchnia azjatycka tuczy czy nie, ale za jakiś czas jak już opiszę naszą tajwańską wycieczkę opiszę kilka azjatyckich sposobów na szczupłą sylwetkę. Przy niektórych uśmiałam się do łez.
Ania Ty jesteś jak moja mama która na zdjęcia patrzeć nie mogła i w sumie niewiele rzeczy z azjatyckiej kuchni tak naprawdę jej smakowało. Do dziś pamiętam jej minę jak dostała na obiad rybę z głową. O ironio jedliśmy wtedy obiad w miejscu, które bardzo lubimy i pani która jej tą rybę dała zrobiła to z serca, bo według wielu Azjatów to rybie policzki mają najdelikatniejsze mięso.
To z tymi policzkami to prawda! Jako corka zapalonego wędkarza, chociaż nie Azjatka, mogę się pod tym twierdzeniem podpisac!
M.
M wierzę Ci na słowo mimo tego, że ryby mogłabym jeść trzy razy dziennie to mięsa z policzków nigdy świadomie nie skonsumowałam.
A pysznie smierdzące tofu was skusiło? Mi za pierwszym razem przybyło jakieś 15 kilo, ale rzucałam palenie. Za drugim jakieś 8 (rzucałam palenie ponownie, bo zaczęłam palić żeby zrzucić szybkiej tajwańskie boczki), trochę zrzucone na wiosnę -więc zostało tylko 5 na plusie.
Rybie policzki są dobre. Co do ichnich innych specjałów - to w rosole dla lepszego smaku perliczki pływają z łbami, mięso zawsze ma taki talarek z kości dla lepszego smaku, a w pomidorki wsadzone są rodzynki, bo o pomidorze w charakterze warzywa serwowanego na kanapce z cebulką i pieprzem w dodatku - nie słyszano, i potraktowano jako bredzenie w malignie.
Cieszę się, że Wam smakowało :D
Tofu nie znaleźliśmy próbowaliśmy po zapachu i nic... Widocznie nasze nosy przyzwyczaiły się już do azjatyckich aromatów.
Tak mi się teraz przypomniało, że nauczycielka naszego Przychówka codziennie robi sobie zdjęcie śniadania naszego dzieciaka. Samo śniadanie wygląda jak dziesiątki śniadań w Europie czyli kanapka warzywo i owoc czasem jogurt zamiast owocu lub tortilla zamiast kanapki. Tu na fotkę zasługuje a ciemny pieczony na zakwasie chleb to już sensację wzbudził na pół szkoły. Uśmiałam się oczywiście, bo tu " chleby" są czasem zielone, czasem żółte a czasem czarne, ale prawie zawsze wyglądają jak wariacja na temat naszego tostowca. Informacja, że piekę chleb w domu została przyjęta z dużym zdziwieniem.
Tu wiekszość obcych znających normalny chleb piecze go w domu - o ile są na dłużej i zakupią maszynę do chleba. Bo to co Tajwańczycy uważają za chleb... Kiedyś opisywałam swoje śniadanie, jak będzie się wam chciało to znajdziecie (chyba był to grudzień, z dużym zdjęciem zielonej buły z kulką dżemową - łatwo zauważyć). W każdym razie chleb smakuje jak nasza drożdzówka, jest waciany jak bagietka z tesco, i na dodatek do tej słodyczy miąższu ma np pokroją parówkę na wierzchu. Albo cebulkę.
Choć żarłok ze mnie i głodomór, to skusiłam się raz, ugryzłam i tyle.
Jest niby "german bread" z ziarnami, bliższy naszemu razowemu i bardziej ubity - ale wyjątkowo drogi. 100NTD za bochenek nie zapłacę, bo mam za to lepszy obiad albo dwa razy tańczy obiad z pierogów.
Widziałam nawet "chlep" tęczowy - ale kolorki miał tak radioaktywne, że bałam się nawet przejść koło niego. No ale Tajwańczycy lubią kolorowo i dekoracyjnie, i im smakuje.
Niemożliwe, że przegapiliście tofu. Tofu naprawdę wali upiornie. A smakuje mniej więcej tak jak wonieje (też rozkładałam nietuzinkowy aromat tego przysmaczku na czynniki pierwsze, można znaleźć...)
Prześlij komentarz