Jiǎng Jièshí (czyli po polsku Czang Kaj Szek) i Mao Zedong marzyli o wielkich Chinach, ale każdy z nich miał swoją wizję kraju. W Chinach miał Jiǎng Jièshí rządzić Kuomintang i trzy zasady ludu. A Mao marzył o kraju komunistycznym gdzie wszyscy będą kochać Lenina tak mocno jak on sam.
Latem 1946 gdy wojska Kuomintangu stopniowo wypierały zwolenników Mao z północy i środkowych Chin spełnienie marzeń Czan Kaj Szeka było blisko.
Gdyby obawiający się Stalina Amerykanie nie wycofali się z pomocy dla Kuomintangu, lub gdyby Mao zdążył zrealizować plan o ucieczce do ZSRR losy tego konfliktu wyglądały inaczej. Czang Kai Szek próbował ratować sytuację i zmusić bogatych Chińczyków to przeznaczenia kosztowności na cele wojenne, ale nie zyskał aprobaty.
Nankin padł 21 kwietnia 1949 roku a Czang Kaj Szek zwiał na Taiwan licząc, że stamtąd podejmie walkę z Mao. Razem z nim ruszyła spora grupa jego zwolenników zabierając lub jak kto woli zabezpieczając przed komunistami wszytko to co udało mu się wywieźć z Zakazanego Miasta. Obecnie grafiki, starodruki, porcelanę i kosztowności można oglądać w Narodowym Muzeum Pałacowym czyli w świetnie zorganizowanym muzeum gdzie nie można robić zdjęć, a dzień zbyt szybko się kończy.
Po wkroczeniu Czang Kaj Szeka do Tajwanu rozpoczęła się dlatego kraju nowa era. Rządy Kuomintangu trudno uznać za idealne bo mimo nienawiści do komunizmu wódz miał zapędy dyktatorskie. Powiedzenie wodza: "Ja jestem Generalissimusem; ja błędów nie popełniam." już dawno przeszło do historii.
Mimo wielu pomyłek to rząd w Taipei był uznawany za legalny chiński rząd i to on reprezentował Chiny w radzie ONZ. Potem sytuacja się zmieniła i jakoś wygodniej było układać się z komunistycznymi, ogromnymi Chinami niż z Tajwanem. Mimo skomplikowanej sytuacji na arenie międzynarodowej Tajwańczycy wyglądają na szczęśliwych i kochają Czang Kaj Szeka.
Przy jego ogromnym mauzoleum nie ma ani jednego papierka czy okruszka, a żołnierze rożnych formacji pełniący wartę honorową i nie mrugają nawet powiekami.
Tak samo zachowują się żołnierze pełniący wartę na cmentarzu wojskowym.
Czang Kai Szek nie powrócił do Nankin, ale patrząc na współczesny świat można chyba powiedzieć, że spełniły się jego sny o chińskiej potędze.
8 komentarze:
W ogóle nie mrugają?! Jak to możliwe. Marzena
Nie wiem jak to możliwe, ale rzeczywiście nie mrugają. Pot lejący się czoła zalewa im oczy a oni nic zero ruchu. Muszą chyba dużo ćwiczyć bo tak bez treningu to można zaledwie dwie minuty wytrzymać.
No właśnie miałam pytać - czy ci na postumentach to są prawdziwi czy odlani z wosku...
Do tego mauzoleum nie pójdę, bo Wujcia Czanga nie lubię wyjątkowo, była to wg mnie postać parszywa i wredna niepomiernie. Ale Tajwańczycy go wielbią jako Ojca Narodu. Tylko co poniektórzy, w gronie znajomych ośmielają się delikatnie napominać, że jednakowoż wujcio Czang prawdziwych Tajwańczyków - czyli tych co mieszkali tu wcześniej, zanim wraz z dwoma milionami Kuomintangowców pojawił się Generalissimus - tępił jak mógł. Zakazując np mówienia po tajwańsku (to taki stary dialekt, wywodzący się z prowincji Fukien i spokrewniony z chińskim - singapurskim), wprowadzając stan wojenny wraz z cenzurą oraz godziną policyjną i zamykając nieprzychylne mu gazety oraz pałując i szybko "znikając" tych co pyskowali - zwłaszcza na Południu. A co nakradł wraz z krewnymi i znajomymi królika, to jego (ale to osobna historia - gdyby nie sprzeniewierzono środków darowanych przez USA na obronę demokratycznych Chin przed maoistami, być może historia potoczyłaby się nieco inaczej).
Mało kto ze współczesnych Tajwańczyków zdaje sobie sprawę, że pośrednio właśnie Czang Kaj Szek odpowiedzialny jest za nieustaloną i nieszczególną sytuację Tajwanu/Republiki Chińskiej - czyli to, że Tajwan jako niepodległy kraj uznaje jakieś 20 państw, a pozostałe uważają go za prowincję chińską. Detale - pod hasłem "polityka jednych Chin".
Zdjęcia - rewelacja, pogoda was rozpieszczała.
Monika zgodnie z Twoją wolą nie publikuję komentarza, ale ponieważ nie zostawiłaś adresu mail odpowiem Ci tu i napiszę, że używanie myślnika do dodania polskiej końcówki jest poprawne. Odsyłam Cię do strony tam: http://castorthe.w.interii.pl/polszczyzna/polszczyzna_I.htm#apostrof
Podpisał się pod ową publikacją PWN więc im wierzę.:)
Tajwańczycy nie wielkie Czang Kai-sheka, wręcz przeciwnie. Wiebią go co najwyżej ci importowani z Kontynentu "Tajwańczycy"
Magdo, Moniko i niepiątkowa A przekonałyście mnie.;) Chociaż kilka publikacji PWN wzajemnie się wyklucza i nie ma w języku polskim jednego kodu zapisu chińskich nazwisk to zapytałam zakumulowanych Chińczyków o Czang Kai Szeka i o to jak oni to zapisują. Kompletnie nie wiedzieli o czym mówię. Dla nich ten którego my nazywamy Czaj Kai Szek to Jiǎng Jièshí, więc umieściłam to w poście. Skoro i tak spolszczamy jego nazwisko to zastosowałam polską odmianę. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za współpracę.
Czang Kaj Szek to spolszczenie zeuropeizowanej wersji imienia, zeuropeizowanej tak udatnie, że Tajwańczycy drapią się po nosach z wrażenia, o kim to mowa - dopiero jak się ich naprowadzi biogramem, to patrzą z wielkim zdziwieniem, bo ten pan nazywa się przecież Jiang Jieshi - ale...
W każdym mieście na Tajwanie znajdzie się ulica Sun Yat Sena i kolejna, wujcia Czanga, który co prawda nazywał się Cziang, ale kto by się w Polsce takim niuansem przejmował.
Natomiast pytanie o ulicę tych panów w polsko-brzmiącej wersji jest skazane na porażkę. Bo ulice są i to nie byle jakie - ale nie pod ich "oficjalnymi" imionami, a pseudonimami rewolucyjnymi. I tak ulica Czang Kaj-szeka będzie ulicą 中正 (czytaj dżong dżenga), a ulica czy uniwersytet imienia Sun Jat-sena - zmieni się w ulicę pod patronatem 中山 (dżong szan)...
Co do uwielbienia - gdy raz mi się zdarzyło fuknąć, że nie podoba mi się postać Czang Kaj-szeka i w związku z tym nie pójdę do muzeum jego imienia - Tajwańczycy byli potężnie obrażeni, bo był jaki był, ale to ich bohater narodowy i ojciec narodu. I cześć mu i chwała i basta. A byli to młodzi Tajwańczycy z południa... Dopiero później okazało się, że oni ostrożnie mierzą się z okresem "dyktatury"... aczkolwiek nie jest to temat popularny i raczej forsowany jest dobrotliwy wizerunek Generalissimusa, bohatera, ojca, budowniczego i obrońcy demokracji.
Typowy przykład archetypu "wąsatego marszałka"- ten sam autorament co Augusto Pinochet. Na 50 lat wprowadził rządy policyjnej pałki i ciągle podejmował operetkowe próby powrotu za cieśninę. A szczególnie nieszczególnie wiodło się za jego a później jego synalka rządów Aborygenom- jeszcze parę lat i nikt by o nich nie pamiętał. A mauzoleum to mu wystawili jak Leninowi w Moskwie. Pociesza tylko to że się juz skończył i że Mao gorszy ze swoim Wielkim Skokiem i innymi wybrykami.
Prześlij komentarz