Tajwan przemierzaliśmy samolotem i pociągiem, metrem, autobusem, taksówkami, promem wycieczkowym, statkiem i na pieszo. Było ciekawie, chociaż bywało nerwowo. Najbardziej podpadły nam autobusy miejskie, a właściwie jeden kierowca, który z nieznanych nam powodów nie pozwolił wejść nam do pojazdu. Próby doganiania się z nim były kompletnie bezowocne, bo on nie rozumiał angielskiego, a my chińskiego. Nie pomogło pokazywanie kart miejskich, gotówki, cierpiętnicza mina Przychówka i zalotny uśmiech Kury. Autobus odjechał, a my zostaliśmy pozostawieni na zapomnianym przystanku, w szczerym polu i nie mieliśmy pojęcia jak się stamtąd wydostać. Najłatwiej jest chodzić pieszo, ale chyba nie w Taiwanie.
- Jesteś pewna, że oni nie mierzą w milach? - pytał Żywiciel patrząc wymownie na Kurę
- Nie jestem - odpowiadała Kura
|
Yellow cab w wersji Taiwańskiej |
|
Wszędobylskie skuterki |
|
Metro |
|
Ostrzeżenie w metrze |
|
Moda "kaskowa" |
|
Pink power |
Chociaż wszystkie drogowskazy mówiły, że trasa między przystanią, a muzeum archeologii to trochę ponad 4 kilometry droga nie miała końca. Zwykły spacerek wycisnął z nas siódme poty, a my obiecaliśmy sobie, że znajdziemy jakiś lepszy środek na przemieszczanie się po wyspie.
Zanim to się udało, przegapiliśmy przystanek autobusowy i niechcący zaliczyliśmy wycieczkę objazdową przez pół Tamsui. Nie byliśmy jedyni, Chińczycy z którymi próbowaliśmy dogadać się po angielsku też nie zorientowali się gdzie mają wysiąść. Autobusy miejskie nie wzbudziły naszej sympatii, ale te którymi podróżowaliśmy między miastami wprawiły nas w zachwyt. Szerokie wygodne fotele, klimatyzacja, koreański dramat na ekranie i książki do poczytania podczas podróży sprawiły, że poczuliśmy się luksusowo. Prawie tak luksusowo jak w turbośmigłowym samolocie, którym podróżowaliśmy miedzy Taipei a Hualien.
|
Na "sznurówce" |
|
Prom na Tamsui |
|
Metro wersja "napowietrzna" |
|
Samolot do Hualien |
|
Z Hualien do Taipei w nieszybkim pociągu |
|
Push car - "nowoczesna" wersja spalinowa |
Z czystej ciekawości zrezygnowaliśmy z samolotu powrotnego do Taipei i postanowiliśmy przejechać się koleją, która przeniosła nas do innego świata. Wiedzieliśmy, że kolej to duma Taiwanu, ale nie spodziewaliśmy się wykładzin w pociągu i muzyki w toalecie. Trzy godziny podróży minęły tak szybko, że nie czuliśmy niedosyt i postanowimy ruszyć na wycieczkę dumą Tajwanu.
Szybki pociąg urzekł nas nie tylko czystością, wygodnymi fotelami i krótkim czasem przejazdu. Najbardziej imponowała nam trasa, która często prowadziła przez wnętrza gór.
|
THST - taiwańska szybka kolej ~300km/h |
|
10 min na posporzątanie |
|
i obrócenie siedzeń w kierunku jazdy |
|
Ekipa serwisowa |
|
Szybki pociąg klasa ekonomiczna |
|
Autobus do Sun Moon Lake na zewnątrz |
|
i w środku |
|
Wycieczkowiec na Sun Moon Lake |
|
"Rakieta" z zewnątrz |
|
Szybki pociąg klasa biznes |
gdy jechaliśmy trasą, która kiedyś służyła do transportu drewna lub gdy siedzieliśmy w
i mieliśmy wrażenie, że wisimy na sznurowadle.
Teraz możemy powiedzieć, że najbardziej lubimy podróżować super szybkim pociągiem.
3 komentarze:
oo bardzo mi się podoba ten Tajwan i sposób podróżowania :)
Pociągi takie same jak w Japonii :) Najbardziej mi się podobają w tych pociągach obracające się siedzenia :)
A ja myślałam, że tylko w PL możliwe jest nie wpuszczenie do komunikacji miejskiej. Jechaliśmy do weterynarza, mój mężczyzna wsiadł pierwszy, a mi przed nosem pan kierowca zamknął drzwi tramwaju. Na nic moje prośby i tłumaczenia, że w środku są wszystkie moje dokumenty, pieniądze i bilety. Pan nawet współtowarzysza nie chciał mi wypuścić. Postał jakieś 5 min na przystanku i odjechał.
Prześlij komentarz