Ostatni tydzień Kura spędziła w palącym słońcu pełniąc rolę przyzwoitki. Wszystko oczywiście przez szkołę Przychówka i nową panią dyrektor, która uważając pływanie za sport doskonały odwołała popołudniowe zajęcia umysłowe i wygnała dzieciaki na basen. Singapurskie kujony musiały porzucić rożne pasjonujące zajęcia, założyć kostiumy i doskonalić swoje sportowe umiejętności, aż do utraty tchu.
Kura , która towarzyszyła w wyprawach na pływalnie w polskiej szkole własnego dzieciaka i tym razem zgłosiła się na ochotnika.
- Popołudnie spędzone na basenie to idealna wymówka by nie prasować mężowskich koszul - pomyślała Kura wpisując się na listę "basenowych pomocników"
Wsiadając do szkolnego busu spodziewała się podniecenia i dziecięcej radości, ale zajmując swoje miejsce popatrzyła w azjatckie oczka i zobaczyła w nich strach. Kilka koleżanek Przychówka w ogóle nie umiało pływać, a dziewczynka zwana
Kredką nigdy w życiu nie była na basenie.
Kura nie mogła uwierzyć, że w kraju gdzie miejska, tania pływalnia jest w każdej dzielnicy (wstęp na publiczny basen kosztuje około 1 dolara) są dzieci, które nigdy nie pływały.
- Nauczysz się pływać. Najważniejsze to nie bać się wody - powiedziała Kura pocieszająco
- Ja się nie boję wody tylko boję się, że jak będzie egzamin to go nie zdam - powiedziała Chinka wycierając łzy
- Nie będzie egzaminu. Na basen jedziesz się pobawić - powiedziała Kura i widziała jak dziewczynce spada kamień z serca
Niestety okazało się, że Kura nie ma bladego pojęcia o nauce pływania po singapursku. Dzieci przeegzaminowano już na wstępie, a potem podzielono według umiejętności. Na szczęście zrobiono to w sposób bezstresowy i
Kredka cieszyła się, że trafiła do grupy drugiej. Grupę pierwszą zajęły dzieciaki, które przez długi czas nawet do wody wejść nie chciały.
Kura zobaczyła gdzie po egzaminie trafił jej Przychówek, zrobiła kilka zdjęć, popodziwiała
oryginalne stroje pływackie i poszła się relaksować. Durnie myślała, że skoro dzieci są pod opieką trenera to ona może posadzić swój tyłek na fotelu masującym i oddać się słodkiemu lenistwu. Niestety ledwo się tam usadziła, przybiegła zakumplowana mamuśka, która z wypiekami na twarzy tłumaczyła, że grupa dzieci jest bez opieki, bo Kura porzuciła stanowisko obserwacyjne.
Według singapurskich standardów praca wolontariusza basenowego nie ogranicza się do transportu dzieci, pomocy w suszeniu włosów i sprawdzenia czy wszystkie przyniesione rzeczy zostały zabrane. Basenowy wolontariusz powinien stać jak palma i obserwować pracę sportowych trenerów.
Pouczona przez koleżanki Kura już wie, że nauczyciel pływania pod żadnym pozorem nie może dotknąć dziecięcych pośladów, rosnących biustów i gołych ramion. Wzrok rodzica wolontariusza ma wybić z głowy trenera wszystkie głupie pomysły oraz uwolnić go od bezpodstawnych oskarżeń. Kura wie, że dla malajskich i hinduskich matek nie ma ważniejszej rzeczy niż "czystość" ich córek więc przez kilka godzin stała w słońcu, patrzyła na ręce trenera, ale czuła się w tej sytuacji ciut niezręcznie.
- Dziwny jest ten świat - pomyślała przypominając sobie lekcje pływania w polskiej szkole
Azjatycki świat wydał jej się jeszcze dziwniejszy gdy weszła do damskiej szatni i zobaczyła gołe tyłki Malajek oraz starała się spełnić prośby Chinek, które wręcz błagały o indywidualne kabiny do przebierania. W basenowej szatni było zupełnie inaczej niż na ulicy, bo zwykle to Chinki chodzą w przykrótkich spodniach z pośladkami na wierzchu, a Malajki dbają by świat nie zobaczył zbyt dużego kawałka ich ręki czy nogi.
W tych zawiłościach co kiedy komu wolno Kura już się ciut pogubiła. Na kolejny wolontariat na pływalni Kura już nie pójdzie. Mimo awersji do żelazka woli już prasować koszule.
4 komentarze:
te gołe tyłki Malajek to jak tu na Islandii na basenach ;) w szatniach same gołe tyłki ;)zero skrępowania
Też wybrałabym prasowanie koszul ...:)))
Dzień dobry raz jeszcze! Dawno mnie nie było, ale nadrabiam!
Ostatnie zdanie rozbiło mnie dokumentnie! Jeszcze malajki rozumiem - nie są raczej w targecie kobiet + wśród swoich, ale Chinki? Na ulicy półnago - tak, wśród kobiet - nie? A może chodzi o wiek? W każdym razie widać, że w SG nikt nie jest nieprzydatny i dobrze! Choć reakcja małej dziewczynki mocno mnie zasmuciła - praca, praca, praca ponad wszystko.
Pozdrawiam i gratuluję funkcji Przychówka związanej z czytelnictwem!
To jest kwestia granic - one nie przebiegają po europejsku, i tyle. Jakoś tak zygzakiem lecą.
Widocznie Malajki, muzułmanki, uważają, że nie uwałacza im w ogóle damskie towarzystwo (moje muzułmanki, w sensie z mojej wsi, miałyby zdanie przeciwne - istnieje nawet rozważanie, czy muzułmanka może pokazać niemuzułmnace za przeproszeniem cycki)a zagraża tylko męskie.
Zaś Chinki są bardziej na naszą modłę - sexy szmaty na ulicę i udajemy, że nam wszystko jedno, czy się na nas gapią, czy nie gapią, a w przbieralni - ucieczka za zasłonkę.
Prześlij komentarz