Tam przed rokiem urodziły się śliczne córeczki M - polskiej koleżanki Kury.
Pewnie przeoczylibyśmy urodziny szpitala gdyby nie artykuł: Dwa oblicza Singapuru. Po jego przeczytaniu Kura nie wiedziała czy ma się śmiać czy płakać. Nagromadzenie bzdur jest tak duże, że aż trudno ów artykuł skomentować.
Azjatycka kuchnia miała ochotę zostawić ów artykuł bez odzewu, ale kilka czytelniczek bloga było bardzo ciekawych:
- Co by się stało gdyby Kura zaszła w ciążę w Singapurze?
Gdyby Kura zaszła w ciążę to z punktu widzenia singapurskiego prawa nic by się nie zmieniło, bo bez względu na liczbę dzieci i tak jest zależna od męża. Singapurskiego rządu nie obchodzą ewentualne ciąże Kury, bo Żywiciel zapewnia byt i prywatne ubezpieczanie medyczne, które pokryje ewentualne koszty porodu i leczenia. Kura pewnie urodziłaby w KKH i hodowała kolejnego Przychówka.
Jednak świat ekspata to nie cały Singapur i nie wszystkim jest tu tak dobrze jak Kurze. Wiele firm zatrudniających robotników proponuje jedynie podstawowe ubezpieczanie, które nie obejmuje usług okołoporodowych. Kobieta płaci wtedy za poród z własnej kieszeni (często w ratach) lub jedzie rodzić do swojej ojczyzny. Tak zrobiła mama dzieciaka Ch, która spodziewając się bliźniąt pojechała na Filipiny. Bała się, że rachunek za szpital wykończy ją finansowo. Jej mąż pracował w Singapurze więc opłatę ściągnięto by z jego pensji bez najmniejszych skrupułów.
Wydalenia kobiet w ciąży (o którym mowa w artykule) są faktem, ale dotyczą pań, które przyjechały do Miasta Lwa z Kambodży, Laosu, Birmy, Indii, Indonezji i Filipin by pracować jako pokojówki i pomoce domowe. Statystki mówią, że jest ich w Singapurze około 200 tysięcy. Ich ubezpieczenie nie obejmuje usług okołoporodowych, a ich pensja jest zbyt mała by mogły zapłacić rachunek choćby w ratach. Dla każdej z nich ciąża oznacza kłopoty czyli utratę pracy, pozbawienie dochodu i powrót do ojczyzny. Singapur nie chce mieć problemów z obcymi obywatelami, więc jeśli podczas badań okaże się, że jakaś pani jest w ciąży to musi pakować swoją walizkę. Większość pokojówek i pomocy domowych jest świadoma, że utrata pracy w Singapurze oznacza brak ryżu dla jej rodzin zostawionej w ojczyźnie. Większość unika więc kontaktów, które mogą owocować ciążą.
Gdy Kura pisała ów post Żywiciel podzielił się informacją, że jego koleżanka z pracy, pani Ładna spodziewa się dziecka. Kura bardzo się ucieszyła, bo pani Ładna bardzo długo czekała na malucha. Dziecko, które urodzi się niebawem można uznać za prawdziwego szczęściarza. Od początku będzie kochane nie tylko przez rodziców, ale też przez singapurski rząd, który walczy jak może z niskim przyrostem naturalnym.
10 komentarze:
Czytam bloga regularnie od roku mniej więcej ale to mój pierwszy wpis. Wczoraj czytałam zalinkowany artykuł na onecie i tak się zastanawiałam ile w nim prawdy. Czekam na kolejne wpisy, czyta sie jak dobrą książkę.
Dagmara
Och, Kuro, ogromnie ucieszyla mnie wiadomosc o ciazy Pani Ladnej! Zycze jej spokojnych i zdrowych 9 miesiecy.
A'propos KKH, wyczytlam gdzies, tylko jak zwykle nie pamietam gdzie, ze ten szpital dwa razy znalazl sie w Ksiedze Rekordow Guinessa z najwieksza na swiecie liczba urodzonych w danym roku dzieci. Fiu, fiu, wcale niezle biorac pod uwage rozmiary wyspy.
Pozdrawiam,
M.
P.S. Czytalam wspomniany przez Ciebie artykul i przy informacji o deportacji odetchnelam z ulga, ze mnie nikt nie wykopal z SG. Ale moze upieklo mi sie jedynie dlatego, ze w ciaze jednak nie zaszla w Miescie Lwa, a na pustyni. ;)
Dagmara miło, że się ujawniłaś. To pierwszy komentarz mam nadzieję, że nie ostatni. Co do artykułu powiem za Tischnerem: na świecie jest prawda, cała prawda i gówno prawda. Wspomniany artykuł jest z trzeciej kategorii.
Rzad singapurski walczy z malym przyrostem naturalnym, a nie pofatyguje sie nadawac obywatelstwo dzieciom tam urodzonym, jak to ma miejsce np. w Ameryce.
A jak maja sie sprawy urlopow macierzynskich, czy wychowawczych? Czy Singapur stara sie o wyzszy przyrost poprzez polityke prorodzinna, kuszace zasilki na dzieci, czy tylko jojczy, ze dzieci jest za malo?
Myślę, że pani Ładna jeszcze kiedyś się na blogu pojawi. M upiekło Ci się, bo masz sponsora w postaci legalnie poślubionego męża ;) Pewnie jak by pomoc domowa znalazła kogoś kto jej fundnie chatę, żarcie i poród pewnie też by mogła zostać. Tylko kto wyda kilkanaście (lub kilkadziesiąt) tysięcy dolarów na obcą kobietę i obce dziecko? Większość z tych pań ma przecież swoje rodziny na Filipinach w Indonezji i innych krajach. Ciąża to często wynik urlopu w domu.
Pantera rząd Singapuru wcale nie taki hojny by obywatelstwo na prawo i lewo rozdawać. Z tego co wiem za urlop macierzyński płaci rząd więc jeśli pani nie jest Singapurką a pracuje to idzie na urlop, ale nikt jej za niego nie płaci. Znam kobiety które stawiały się w pracy kilkanaście dni po porodzie.Dobre firmy czasem dają coś od siebie, ale wtedy jest to zawarte w indywidualnej umowie.Kobieta nie pracuje i już. A wychowawcze urlopy są nieznane. Zasiłków nie ma.Są zniżki podatkowe na dzieci, dopłaty do przyborów, ubrań szkolnych jak bieda i to wszystko.
Ciekawe prawo w tym Singapurze, artykul i twoj tekst takze dajacy do myslenia...
pozdrawiam
To w Niemczech jest znacznie z tym lepiej, urlop macierzynski, pozniej wychowawczy, jesli ktos sobie zyczy (matka lub ojciec - do wyboru), platny przez 2 lata ok. 60% pensji, a pozniej jeszcze zasilek na dziecko do konca nauki (max do 25 lat).
Nic, tylko sie rozmnazac!
Kuro, przeczytalam zalinkowany artykul i nie wiem co Cie w nim tak oburzylo. O wiekszosci tych "mrozacych krew w zylach" faktow pisalas sama (drogie samochody, zakazy, guma do zucia), teraz tez potwierdzilas poniekad informacje o imigracyjnych ciazach bez sponsora. Chyba dla wszystkich jasne jest, ze Singapur to nie do konca raj, a zwlaszcza dla imigrantow z biedniejszych rejonow swiata.
Jako emigrantka wiem, ze chcemy, zeby o naszym nowym "domu" pisano tylko dobrze, ale niestety nie zawsze sie da.
Aleksandra cały ten artykuł opiera się na tym co ktoś kiedyś napisał a potem pan skleił w jedną całości. Pozbawiony jest rzetelności dziennikarskiej niestety. Informacja o tym, że jak emigranta zajdzie w ciążę jest tak samo prawdziwa jak ta, że internet jest tu za darmo i nie ma gumy do żucia. Panie które tu przyjeżdżają do pracy nie są emigrantkami można je porównać do pracowników sezonowych. Są w obcym kraju mają podstawową opiekę medyczną i wykonują ciężką fizyczną pracę. Spora części ich pensji płaconej przez pracodawców to opłaty agencyjne,podatki i inne bzdury. Robią to do czego zostały wynajęte i wyjeżdżają lub zostają na kolejny kontrakt W razie kłopotów odsyła się je do ojczyzny. Pewnie, że to nie jest fajne, ale gdyby mój mąż ( nie daj Boże) poważnie zachorował to też odesłałoby go do ojczyzny, bo któż by nas tu utrzymywał gdyby on nie mógł pracować? Pracodawca męża przewiduje zupełnie niezły pakiet medyczny, ale są choroby gdzie leczeni trwa lata i uniemożliwia pracę. Z nas też żadni emigranci. Rzetelnie napisany artykuł w tym fragmencie powinien brzmieć: jeśli obcokrajowiec zachoruje lub zajdzie w ciążę a jego umowa nie przewiduje zabezpieczenia na taki wypadek odsyła się do kraju. Prawdziwe, ale sensacji nie ma, bo to przecież oczywiste.
Tak samo jak Niemcy, Szwajcaria nie chcą ludzi którzy przynoszą tylko koszty tak samo nie chce ich Singapur. My też byśmy się nie cieszyli gdyby nagle Polskę zalała fala rosyjskich kobiet które chcą wyhodować ciążę i urodzić dziecko na koszt polskiego podatnika.
Emigrantami można nazwać ludzi którzy są Permanent Residence w Singapurze. Mają łatwiej przy zapisie do szkoły podstawowej, obowiązek oszczędzania na stare lata, płacą mniejsze opłaty za szkołę a ich synowie idą do wojska. Więcej o emigrantach możesz poczytać tu:
http://www.guidemesingapore.com/relocation/pr/singapore-permanent-residence-schemes ( strona po angielsku, ale jeśli bardzo Ci zależy to mogę się pobawić w tłumaczenie). Guma do żucia jest, ale na receptę lub kupiona za miedzą w Malezji. Nikt nie wsadza do więzienia za paczkę mordoklejek. ;) a za internet płacimy ciężkie dolary, za darmo to jest w wielkim M i innych punktach tak samo jak w Polsce. Ani to raj ani piekło, ale wierszówka jest więc nie ma się czym martwic w końcu chodzi o jakieś drobiazgi bo co to za różnica czy emigrantka czy pracownik czasowy, co to za różnica czy nie ma gumy czy jest na receptę , co to za różnica czy piszę się deepavali czy deepa Vali czy za "czyn homoseksualny" idzie się do więzienia czy wszystkim to dynda z kim śpi jego sąsiad i nauczyciel jego dziecka. http://pinkdot.sg/.
Pozdrawiam serdecznie o poranku.
Prześlij komentarz