O tym, że takowy egzamin jest nieodłącznym elementem singapurskiej edukacji wiedzieliśmy od chwili gdy zaczęliśmy przygodę z singapurską szkołą i z dużym dystansem obserwowaliśmy cyrk towarzyszący temu wydarzeniu. Egzaminem PSLE żyje cały kraj. Rodzice biorą urlopy, dzieciaki nie dosypiają, nauczyciele drżą ze strachu o uczniów, a lokalne gazety wszystko to opisują.
Wiemy, że prawie 100% singapurskich szóstoklasistów chodzi na lekcje doszkalające, znamy matki które na rok zrezygnowały z pracy by osobiście dopiłować edukacji dziecka.
Dobrze zdany PSLE jest przepustką do świetnego gimnazjum i powodem do dumy dla całej rodziny.
Punktualnie o 12 we wszystkich szkołach podstawowych dyrektorzy poinformowali o rezultatach tegorocznych egzaminów. W całym Singapurze do egzaminu przystąpiło 48,333 szóstoklasistów, ale 1170 szóstoklasistów nie nadaje się jeszcze do szkoły średniej i muszą nadrobić zaległości w szkole specjalnej. Pozostałe dzieci na podstawie swoich wyników trafią do jednego z trzech typów szkół: Normal, Technical lub Express. Najlepsze szkoły prowadzą tylko kursy express i by się tam dostać trzeba mieć wysokie wyniki nie tylko w skali klasy czy szkoły, ale w skali kraju.
Mimo wysokiego poziomu egzaminu w tym roku wyjątkowo dużo dzieci (ponad 60 %) załapało się na pionu ekspress, przygotowującego do studiów uniwersyteckich. Tubylcy natychmiast wytłumaczyli to rokiem smoka, który podobno obfituje w szczęśliwe zdarzenia.
Kura miała nadzieje, że dowie się kto w tym roku został najlepszym szóstoklasistą, ale się nie dowiedziała. Singapurska telewizja podała jedynie, że najlepszy uczeń uzyskał 285 punktów (na 300) i ucięła temat. W przeciwieństwie do lat poprzednich nie będzie wywiadów z najlepszym singapurskim studentem.
Nie pokażą go w telewizji w najlepszym antenowym czasie i nie podadzą nazwy szkoły w której się uczył. Singapurskie MOE zmienia podejście do rywalizacji. Szkoły mają być nastawione na większą współpracę, a wyniki uczniów mają być drugorzędne. Niby idea słuszna, ale nie ten kraj i nie ci ludzie. Dla nich rywalizacja jest tak ważna jak oddychanie. Gdy nic nie wiadomo rodzą się spekulacje. Rodzicielskie fora zawrzały, a rodzice poczuli się niepewnie.
Gdy Kura pogratulowała znajomej szóstoklasistce wyniku 270 puntów, jej mama tylko machnęła ręką i powiedziała:
- Nie wiem czy na wymarzoną szkołę wystarczy. Dużo dzieci ma dobre wyniki w tym roku.
Może i dobrze, że mamy wakacje. Granie w Carcassonne jest zdecydowanie przyjemniejsze.
9 komentarze:
z jednej strony bardzo życzę Przychówkowi spełnienia marzeń i na pewno historie ze szkoły, w której byłby pierwszym białym uczniem byłyby bardzo ciekawe, ale mam nadzieję, że będzie miał też czas i ochotę na grę w Carcassonne - mam do tej gdy duży sentyment, bo Pan M. też ją uwielbia :)
Właśnie skończyła się trzygodzinna partyjka ( mamy wszystkie dodatki) i kurna przegrałam z kretesem, bo dzieciak walnął zamek z 26 kawałków....
super, ze nie zapominasz, że Przychówek to przede wszystkim dziecko :-)
Widzisz Ania im dłużej tu mieszkam tym bardziej zapominam.:(
Z jednej strony dzieciak rośnie i jego potrzeby tez się zmieniają.Z drugiej ma tu niesamowite możliwości, które aż żal byłoby zmarnować, a z trzeciej sama nie wiem czy warto cisnąć, pchać do przodu bo może za chwilę nas tu nie będzie. Może dzieciak trafi do innej szkoły do innego systemu i jego praca nie doczeka się nagrody. Chyba mam za dużo czasu ostatnio bo za dużo myślę ;). Pozdrawiam serdecznie Kura
Ja trenowałam przez internet coby pokonać swoją 2 połówkę:)
m.
Słyszałam, że szkolnictwo w Singapurze jest na bardzo wysokim poziomie. Jednak nie ma się czemu dziwić. Naprawdę współczuję tym dzieciom.
To na pewno frustrujące kiedy staje się przed wyborem ile czasu własnym dzieciom poświecić na czas wolny, kiedy przyzwyczajeni jesteśmy do polskich standardów nauczania... A sytuacja z końcówki notki...? Szokująca dla mnie, przyszłego (mam nadzieję) nauczyciela.
!- nochi mam nadzieję, że los uchowa moje jedyne dziecko przed karierą nauczyciela. ;)
Dzieciakom singapurskim nie ma co współczuć. Singapurskie dzieciaki wierzą, że za jakiś czas ich wiedza zaprocentuje.
Za kilkanaście lat się okaże czy racje mieli ci co pozwalali na luz w szkole, czy systemy oparte na współzawodnictwie. Obecnie patrząc na rozwój Azji śmiem wątpić, że luz i nadmiar czasu wolnego prowadzą do czegoś dobrego. Mając doświadczenie wyniesione z polskiej szkoły wolę chyba ten singapurski niekreatywny, selektywny i konkretny system.
To masz ciężki orzech do zgryzienia :)
Myślę, że tak naprawdę dotychczasowe doświadczenia Przychówka na pewno i tak zaprocentują, nawet jakby od razu miał zmienić system. To przecież nie była tylko nauka dla wewnątrzsystemowych egzaminów.
Spróbować warto, skoro chłopak ma taką nietypową ambicję. Ale bez stresu, w końcu w odróżnieniu od singapurskich matek wiesz, że nawet jak coś pójdzie nie do końca idealnie, to to nie koniec świata.
Trzymaj się Kuro i nie daj się zwariować :)
Kawiarenko Rozsądku dziękuję za rozsądek. :)
Prześlij komentarz