- Pewnie lubisz rysować skoro masz takie ładne kredki? - zapytała
- Nie lubię, a kredki kupiła mi mama - powiedział nasz dzieciak i zamknął temat
- Moja mama nigdy nie kupi mi kredek - powiedziała Chinka
- To możesz pożyczać ode mnie - oznajmił Przychówek
Kura uznała, że Chinka pochodzi z biednej rodziny i wydatek na kredki jest ciężarem nie do udźwignięcia. Patrząc na rysunki dziewczynki sama miała ochotę kupić je te kredki. Za każdym razem oglądając obrazki nie mogła uwierzyć, że ma przed oczami dzieła 10 latki. Chwaląc talent zastanawiała się jak dać dziecku kredki i nie postawić obcej rodziny w niezręcznej sytuacji.
- Chcę kupić Chince kredki na urodziny - wypalił Przychówek, a Kura poparła pomysł wiedząc, że prezent od dziecka z klasy to coś innego niż prezent od obcej baby
Dziewczynka nie zabiera ich do domu, bo boi się, że rodzice je wyrzucą. W wielkim sekrecie powiedziała Przychówkowi, że ona nie miała kredek, bo jej mama uważa kredki za zabawkę dla dzidziusiów.
Do Kury dotarło, że dziewczynka nie jest biedna, ale ma sfiksowanych, nastawionych na sukces rodziców, którzy nie widzą w rysowaniu żadnej wartości. Mimo tej wiedzy Kura nie mogła zrozumieć dlaczego o wygranej w ostatnim konkursie Chinka powiedziała tylko jej i Przychówkowi? Gdy próbowała znaleźć odpowiedź przypomniała sobie przez cały zeszły rok Przychówek plastykę miał trzy razy, bo nauczycielka uważała, że matematyka przyda się dzieciom bardziej.
37 komentarze:
Z kazda Twoja notka coraz bardziej przeraza mnie singapurska szkola...
Singapurska szkoła jak pewnie wszystkie na świecie ma swoje wady i zalety.
Brak plastyki mojemu dziecku nie przeszkadzał dla odmiany w klasie 2 nie było muzyki, bo pani robiła angielski.
W mojej pradawnej polskiej szkole też nie miałam przez pierwszy rok ani muzyki ani plastyki za to miałam dyktando co tydzień. Pewnie to przypadek z mojej klasy nie wyszedł żaden wirtuoz ani artysta malarz, ale jest kilu lekarzy, prawników, nauczycieli i jeden polityk i jeden kryminalista.
to jak jakaś wielka samonapędzająca się maszyna. napędza i fiksuje rodziców, a dzieci, no cóż... nie wiem co napisać. przerażające.
biedne dzieci...
Jakoś ścisnął mnie w sercu ten post.
Ania nie zawsze jest tu wesoło, ale zawsze jest prawdziwie.
Nie dziwię się emocjom. Ja mam to na żywo i czasem mówię ku.rwa, bo mnie trafia szlak.
Wiem, że w tej sytuacji winę ponoszą rodzice tej dziewczynki. Czemu dziecko nie ma kredek? Czemu ukrywa sukcesy plastyczne i chowa dostane kredki? Chora sytuacja.
Winę też ponosi szkoła a właściwie singapurski system. Wyniki z matmy, angielskiego science dają miejsca w dobrym gimnazjum a pozostałe rzeczy owszem w szkole są, ale nikt się jakoś mocno nimi nie przejmuje.
Dzieci co jakiś czas mają badania przesiewowe ( muzyka, plastyka, w-f) Jak dziecko ma talent to szkoła poleci dodatkowe lekcje lub szkoły kierunkowe czasem nawet bezpłatne, ale jak rodzice nie widzą potrzeby by kształcić dziecko w tym kierunku to dupa zbita. Dziecko talent zmarnuje. :(
Pewnie nauczyciele, z Twojej szkoły Kuro, wstydzą się się tego osobnika, który został bandytą, tzn. politykiem.
ale przecież rysowanie to także rozwój i także emocjonalny, to praca nad pisaniem- poprzez rysowanie- praca nadgarstka, o rany straszne... rozumiem, że można nie chcieć rysować, ale żeby nie mieć kredek i ...
Ania powiedz to rodzicom tej Chinki i pewnie wielu innym też ... oni wiedzą swoje.
A mnie coraz bardziej ta Singapurska szkoła zachwyca.
m.
Cześć Kuro:) A odbywają się w szkole Twojego Przychówka spotkania z rodzicami (żeby porozmawiać o talentach artystycznych dzieci)? Ten system singapurski trochę taki wydaje się ograniczony. Ciekawe, czy dyrektor, na prośbę Was rodziców, mógłby zarządzić zajęcia dodatkowe popołudniowe dla chętnych dzieci aby rozwijać ich, jeśli nie talenty, to pasje???
to skąd oni wezmą artystów, dobrych architektów, projektantów? tu trzeba rysować, panie dzieju.
Przypomnialo mi sie jak kiedys pisalas Kuro o dziecku, ktore martwilo sie ze nie moze wykonac pracy domowej tj przyniesc zabawki do szkoly, bo zadnej w domu nie mialo. Ok, rozumiem ze dzieci maja sie uczyc, ale takie cos to juz przesada. Takim zachowaniem rodzice pokazuja tylko jacy sa prostaccy i krotkowzroczni.
Witaj Kuro! Masz nową czytelniczkę :) Wczoraj trafiłam na Twój blog, przeczytałam już prawie wszystko / a prasowanie leży !/. Dwa miesiące temu, wraz z Moją Lepszą Połową, zrealizowałam marzenie życia i polecieliśmy do Australii i Nowej Zelandii, z 14 godzinną przerwą na Singapur. I tak się stało , że z całego , trzytygodniowego wyjazdu, Singapur spodobał mi się najbardziej. Było gorąco / w grudniu/, zielono i kwitnąco / w grudniu/ i ćwierkająco. Zachwyciłam się tempem życia, kolorami, czystością, zapachami dobrego jedzonka na każdej ulicy. I na pewno tam wrócimy! O Singapurze wiedziałam tylko że jest i pobyt , nawet ten kilkunastogodzinny, sprawił mi wiele radości. Ten mój pierwszy kontakt z Azją spodobał mi się baaaaaaaaaaardzo. Ponieważ były to tylko godziny/ bardzo intensywne/ , zobaczyłam tylko najpopularniejsze atrakcje. Z przyjemnością czytam Twój blog i spisuję sobie na kartce singapurskie atrakcje i ciekawe miejsca , których jeszcze nie widziałam - a zobaczę. Pozdrawiam. Marta
Spotkania z rodzicami dotyczą głównie osiągnięć dziecka lub problemów z nim związanych. Zajęcia artystyczne owszem są przed lub po szkole ( zależnie od klasy) ale jak rodzic nie podpisze na nie zgody to dziecko guzik może sobie chcieć. Nauczyciel może sugerować, ze dziecko zdolne, ale jak rodzic w rysowaniu nie widzi wartości to nic nie zrobi. Architekci graficy przyjadą pewnie z innych państw na świecie bo Singapur to społeczeństwo specyficzne. Tu od rozwalającej się chaty i biedy oraz głodu do mieszkania w bloku, pełnej michy i torebki od Louice Vitton wystarczyło jedno pokolenie.
Wielu dzisiejszych singapurczyków to ludzie prości którzy nigdy sami nie rysowali bo nie mieli czym. Oni zakładają, ze skoro nie jest to życia niezbędne i nie da punktów przy testach to szkoda na to czasu.
W Singapurze jest kilka szkół państwowych artystycznych, które realizują program Ib uważany za łatwiejszy niż realizowany w głównym nurcie A-level. Owe szkoły wcale nie cieszą się uznaniem miejscowych za to wielu ekspatów chętnie posyła tam dzieci. Wejście do takiej szkoły oznacza, że zamykają się drzwi singapurskiego Uniwersytetu ale jakoś do singapurskich główek nie dociera, że w życiu można robić wiele różnych rzeczy.
Magda witaj w naszej kuchni...:) Singapur to ciekawe miejsce nie tylko na małą wycieczkę.
W polskiej szkole plastyka jest 1 godzina na tydzień przez 1 semestr-pisze o szkole podstawowej klasa 5 i 6 i nic twórczego na tych lekcjach nie robią. Wiec tez wolałabym aby mieli matmę zamiast tych godzin (o religii nie wspomnę) tylko, że matma jest na równie marnym poziomie prowadzona jak plastyka :D więc na jedno wychodzi.
Zazdroszczę, że szkoła potrafi zainteresować i zmobilizować dzieci do pracy ale z drugiej strony poziom presji też dla mnie jest przerażający.
Każdy system ma swoje plusy i minusy:)
pozdr
P.
Kuro, masz może więcej informacji na temat tych szkół artystycznych, realizujących program Ib? Od pół roku zastanawiam się czy emigracja będzie dobra dla naszych dzieci - może taka szkoła była by rozwiązaniem?
Pozdrowienia :)
Edyta
To są szkoły dla dzieci starszych czyli miedzy 13 a 18 rokiem życia. Program nauk ścisłych jest niższy niż w typowym singapurskim gimnazjum po to by dzieciaki mogły rozwijać się plastycznie, muzycznie , tanecznie ... do owych szkło trzeba mieć bardzo dobre predyspozycje kierunkowe i zdany psle w singapurskiej szkole publicznej. Owszem można wejść niejako z zewnątrz ( po szkole internacional lub tuż po przejeździe, ale jest to trudne). No i dla obcokrajowca te szkoły kosztują i to wcale nie mało.
Z sytemu można kilkakrotnie wyskoczyć i wejść do głównego nurtu szkolnego. A przygotowując ów wpis zauważyłam, że można mieć poziom A- level nawet w szkole artystycznej. Tym bardziej nie rozumie rodziców koleżanki Przychówka.:( Dość popularną szkołą jest sota: http://www.sota.edu.sg/Home/tabid/63/Default.aspx
a tu tabelka mówiąca o tym, ze w szkole artystycznej można mieć A- level lub maturę Ib :
http://www.sota.edu.sg/LinkClick.aspx?fileticket=GpTa%2fOsdHNg%3d&tabid=76
Edyta myślę, że na szczegółowe ptania znajdziesz odpowiedz tu:
http://aep.nac.gov.sg/contactus.aspx pewnie autorzy strony odpowiedzą na bardziej szczegółowe pytania gdy bądą znali wiek i predyspozycje dzieci.
Ha, ciekawa jestem czy IB jest rzeczywiscie duzo prostsze niz singapurskie A-levels, czy moze zbytni nacisk kladzie na umiejetnosci ktore w opinii singapurskich rodzicow sa niepotrzebne? (np krytyczne myslenie, nie wspominajac juz o Creativity, action, service, ktore wymaga od uczniow kontaktu ze sztuka wlasnie). Swoja droga na NUS mozna dostac sie na podstawie wynikow IB, wiec dlaczego chodzenie do szkoly artystycznej zamyka drzwi na singapurskie uczelnie?
To proste .. bo przy rekrutacji jest więcej punktów jest za matmę na poziomie A- level niż na poziomie Ib. Nie znam nikogo ani nie słyszałam o kimś kto z po szkole artystycznej w Singapurze poszedł na Nus chociaż teoretycznie to możliwe. Miejsca na Nus-ie zajmują absolwenci najlepszych singapurskich szkół średnich. Paradoksalnie lepiej przyjechać z maturą Ib ze świata niż zdać ją na miejscu. Na Nus jest niespełna tysiąc miejsc rocznie w jednym roczniku około 6000 absolwentów więc miejsce na Nus- ie jest dla wybranych i zamożnych, bo stypendium dostaje garstka najlepszych.
Wiem, że zaglądają tu polscy studenci studiujący w Singapurze gdyby ktoś mógł napisać ile to kosztuje i jakie są warunki studiowania po maturze Ib na Nus byłabym wdzięczna. Sama tej wiedzy niestety nie mam.
A czy Ib jest prostsze nie wiem. Pewnie zależy od etapu nauki w ib edukacja początkowa nastawiona jest na kreatywność tu do początku liczy się konkretna wiedza. Kiedyś rozmawiałam na temat owej szeroko pojętej kreatywności z moimi koleżankami i one wszystkie twierdza, że twórczym to sobie można być jak się ma konkretną wiedzę. Krótko mówiąc szkoda czasu na szukanie rozwiązania gdy nie ma się o niczym pojęcia.
Poważną wadą matury Ib dla Singapurczyków jest brak języka matki na maturze. Skoro go nie ma to nie ma punktów więc ci co idą programem A- level są na starcie w uprzywilejowanej pozycji. Możliwe, że to jest to co zamyka singapurskim artystom drzwi ( bo punktów robi się za mało). O nauce języka matki pisałam już kilkakrotnie o warunkach zwolnienia też. Generalnie bardzo zainteresował mnie temat rekrutacji na Nus i tak jak przeczyszczałam sposób rekrutacji zależny jest od narodowości i uzyskanych dyplomów.
Dla zainteresowanych informacje są tu:
http://www.nus.edu.sg/oam/scholarships/freshmen/scholarship-freshmen.html
Nadal mam nadzieję, ze się jakiś student z Nus-u odezwie.
Ciekawa dyskusja tutaj: http://forum.brightsparks.com.sg/showthread.php?t=3311
Szkoly artystyczne i ich absolwenci sa "specyficzni" chyba niezaleznie od kraju zamieszkania;)
O dziękuję :) link bardzo ciekawy i trochę rozświetlający moje gdybania.
Kuro, no to wygląda że nas to kompletnie nie urządza, dzieci mają 7 i 4 lat, no a niemowlę się chwilowo nie wlicza ;)
Do 13 lat tam nie dotrwamy...
Jak oceniasz angielski przychówka - a dokładnie chodzi mi o naleciałości singlish'a?
Edyta
4 i 7 to dobry wiek by wejść w singapurski system zwłaszcza jak nie masz parcia by dziecko było najlepszym studentem w klasie. Przychówek potrafi mówić w singlish, ale nie to znaczy, że go używa na co dzień. gdyby to robił nie miałby max punktów z egzaminów ustnych. Singlish przydaję się do rozmowy z taksówkarzami i do wygłupów.
No jak to skad wezmą dobrych architektów - z Europy!!! :)
hehee, też prawda :)
a czy Przychówek będzie miał punkty z nauki języka matki???
Nie będzie miał punktów, bo dostaliśmy zwolnienie z języka matki o ministerstwa edukacji. Uczymy dziecko we własnym zakresie i nasz dzieciak nie zdaje z języka matki egzaminów. W przypadku naszego Przychówka punkt zostaną przeliczone tak, że nic nie straci ani nie zyska aż do ukończenia studiów. Farciarze jesteśmy bo zwykle ministerstwo zamiast języków proponowanych w szkole ( chiński, malajski, tamil) zgadza się na inny język ( japoński, bengalski, francuski, niemiecki ...). Naszego dzieciaka wspaniałomyślnie zwolnił, dal to na piśmie więc mamy luz.
Odryłam dziś Twojego bloga :) Będę czytać i porównywać sobie Singapur z Hongkongiem, w który ja z kolei mieszkam :)
Ta cała szkolna sytuacja przypomina mi Hongkong. Ale tutaj jest nieco inaczej - rodzice poślą dzieciaka na dodatkowe lekcje rysunku czy innych takich, ale jeśli potem będzie z tego zysk w postaci jakieś dyplomu, który można potem dołączyć do portfolio innych dyplomów i certyfikatów. A portfolio to jest "potrzebne", by udowodnić iż dzieciak powinien dostać się do jak najlepszej szkoły podstawowej lub średniej.
To czy dzieciak lubie malować czy nie jest nieistotne. Ma mieć jakiś papier i już.
co kraj to obyczaj...
szok. swego czasu ( nie wiem, czy dalej tak jest...) w Polsce muzyka i plastyka została połączona w sztukę raz w tygodniu... chciałoby się rzec: cudze ganimy, swego nie znamy.
Bez sensu, też z punktu widzenia sukcesu. Uzdolniona plastycznie dziewczynka mogłaby w przyszłości odnieść sukces jako wzięty grafik komputerowy. Jako przeciętny matematyk tyle nie osiągnie. Czy Chińczycy myśląc tyle o sukcesie, nie przewidują, że odbijając swoje dziecko od tej samej sztancy co wszyscy prawdopodobnie skazują je na porażkę?
O, tu jest genialna komiksowa historia, pokazująca głupotę takich rodziców, a jednocześnie mądrość tych, którzy talenty swoich dzieci wspierają. Wprawdzie po rosyjsku, ale chyba wszystko i tak dobrze widać.
I to pewnie nie przypadek, że dziewczynka na rysunku jest Azjatką. Ja bym np. nie zrozumiała, o co chodzi na końcu, gdyby nie historia Twojej Chinki. A tu ten komiks:
http://www.adme.ru/zhizn-dobro/komiks-o-tom-kak-vazhno-chtoby-v-nas-kto-to-veril-1089460/
Prześlij komentarz