Dupoki z rodziny dim sum

Znów odwiedziliśmy nasz jedzeniowy zakątek w Ulu Pandan tym razem nie daliśmy się wykazać restauracji: japońskiej, koreańskiej, amerykańskiej i pizzeriom, tylko usiedliśmy w food court- cie i każdy z nas zjadł to co lubi najbardziej.

poniedziałek, 28 listopada 2011

Wróciliśmy..

O 22:10 wylądowaliśmy w Singapurze, a o 22:30 jechaliśmy taksówką do naszego singapurskiego domu. Nawet się nie spodziewaliśmy, że tak szybko zatęsknimy za Singapurem i jego porządkiem.
Jako posiadacze zielonych kart błyskawicznie przeszliśmy przez kontrolę paszportową (automatyczną ze skanowaniem odcisku kciuka) i nie musieliśmy czekać w kolejce. Nasze bagaże zostawione na dworcu głównym w Hong Kongu (in town check-in) nie zgubiły się po drodze tylko "wysiadły" z samolotu dziesięć minut po nas.

Wracając do domu cieszyliśmy się z rzeczy na które jeszcze tydzień temu nie zwracaliśmy uwagi. Na horyzoncie nie było żadnej góry, a droga była na ziemi, a nie dwadzieścia metrów nad nią. Mimo to pożegnaliśmy Hong Kong z uczuciem niedosytu i nadzieją, że tam wrócimy. Będzie nam brakowało pięknych widoków z okna hotelu i gazety wrzucanej przez szparę w drzwiach. O przygodach w mieście na wielu wyspach jeszcze napiszemy, ale najpierw wyśpimy się we własnym łóżku.

0 komentarze:

Prześlij komentarz