- Czy może mi pani nabić punkty na kartę lojalnościową? - powiedziała pewna starsza Chinka do Kury
- Oczywiście - odpowiedziała Kura.
Chwilę potem była świadkiem awantury między panią, która dała Kurze swoją kartę, a inną, która owej karty dać nie zdążyła. Obie były wściekłe i krzyczały na siebie dość głośno. Zanim Kura dotarła do kasy i nabiła owe punkty jeszcze dwa razy usłyszała :
- Czy może mi pani nabić punkty na kartę lojalnościową?
Oddając kartę zaczęła czytać co można dostać za magiczne punty z karty i nawet mocno się nie zdziwiła gdy odkryła, że trzeba wydać kilka setek by dostać prezent równowartości kilku dolarów. Kurza familia nie zbiera w Singapurze żadnych punktów, kapsli ani naklejek. Kurza rodzina ma w nosie prezenty gadżety, po które trzeba stać w długiej kolejce za linią kas, bezpłatne bidony, niepiszące ołówki i liche długopisy. Kurza rodzina nie jest Chińska, bo Chińczycy kochają promocje, oferty specjalne i zbieranie punktów na karty lojalnościowe.
Dla każdego singapurczyka jest oczywiste, że skoro dają to trzeba brać. Nie myśleć tylko brać.
- Jeśli dokładają do ciasta świeczkę to trzeba wziąć mimo tego, że urodziny ma się za pół roku.
- Jeśli dają biały talerz do tortu to też trzeba zabrać, mimo tego, że ma się w domu czarną zastawę.
- Jak dają próbkę kremu przeciwtrądzikowego, to też nikt nie odmówi mimo tego, że trądziku nie ma.
Kiedyś Kura postawiła w gotowości sklep kosmetyczny, gdy nie chciała gratisu w postaci dwóch pieluszek dołączonych do innego produktu. Pani z kasy nie miała pojęcia dlaczego Kura nie chce prezentu skoro jest za darmo. Nie pomogły tłumaczenia, że Przychówek od dawna z pieluch nie korzysta i ona za prezent po prostu dziękuje. Problem z dwoma pieluchami wymagał interwencji kierownika sklepu, bo kasjerka nie wiedziała co powinna zrobić. Rezygnacja z gadżetu była sytuacją wyjątkową. Tak samo jak wyjątkowe jest nie posiadanie karty lojalnościowej do połowy singapurskich sklepów.
Zbieractwo to element lokalnej kultury sprytnie wykorzystany przez specjalistów od marketingu, bo każdy oszczędny Chińczyk wróci do sklepu gdzie coś dostał, nie myśląc o tym ile tam wydał i kto na tym zyskał.
5 komentarze:
hahaha Kuro Kochana! nie jesteś przypadkiem odosobnionym! mój Tata pojechał do Obi coś tam chciał kupić (już nie mogę sobie przypomnieć co) i do tego również byl przyklejony gratis -miarka chyba. I mój Tata również poprosił, żeby to odczepiono bo on miarki nie potrzebuje i jej nie chce. Nikt nie mógł tego zrozumieć, a ze mój tata nadewszystko nie cierpi promocji, czasem nawet myślę, że jest na promocje i wszelkiego rodzaju gratisy uczulony ;) i w końcu się zdenerwował, pokłócił ze wszystkimi i w ogóle nie kupił tego po co pojechał. nie chcieli odkleić tej miarki bo według nich to była super promocja... no cóż ludzie nie rozumieja ze bez tej miarki i promocji cena byłaby zapewne dużo niższa.
pozdrawiam całą Kurzą rodzinkę!
Kasia z Hamburga
W Polsce też jest mania zbierania - Tesco, Real - mnóstwo osób łaszczy się na jakieś śmieszne promocje - karty na punkty, kartę dla rodziny, karty breloczki dla znajomych. Nawet jak komuś uda się dostać kupon na 10 złotych kupując tylko to, co i tak kupowałby bez karty na punkty to zostawia hipermarektowi potężną wiedzę o sobie , swoich przyzwyczajeniach. Pole do kolejnych śmiesznych promocji i manipulowania przez sieci handlowe.
A ja kiedyś wzięłam tylko płyty DVD dołączone do jakichś dennych tygodników, a gazetki oddałam kobiecie, która stała za mną w kolejce i wyraziła chęć posiadania takowych. Mina sprzedawczyni - bezcenna. :) A.
właśnie chciałam napisać to, co Dominik już napisał - w Polsce też to działa. ;)))
Nie wiem czy udało mi się oddać w owym poście absurdalność zbieractwa w Singapurze. Tu wszyscy zbierają jakieś punkty, mają karty rabatowe i czort wie jeszcze co. Wiemy, że w Polsce duże sieci handlowe też mają swoje karty lojalnościowe, ale nigdy nie byliśmy świadkami awantury miedzy posiadaczami karty i walki o punty za zakupy obcych ludzi.
W Singapurze nawet jak się kupuje sok od ulicznego sprzedawcy to się dostaje pieczątkę, kora przybliża do darmowego napoju. Duże sieci kawowe też mają swoje karty w stylu kup 10 a 11 dostaniesz gratis. Cała zabawa polega na tym, że w innym miejscu można podobną rzecz kupi za mniej i... też nabić punkty.
Kurze koleżanki mają po kilkanaście kart lojalnościowych i polują na promocje jak szalone chociaż wcale nie potrzebują rzeczy które kupują po okazyjnej cenie.
Prześlij komentarz