Dzień po National Day był dniem wolnym w szkole Przychówka, Żywiciel wziął tego dnia urlop, bo w planie pierwotnym mieliśmy pojechać na małe wakacje, ale ponieważ Kura zambitniała i poszła na kursy angielskiego wakacje zostały odłożone na bliżej nieokreśloną przyszłość. Kura poszła na lekcje, a Żywiciel miał zrobić to co wszystkie Kury domowe robią od lat, w czasie kiedy nic nie robią, czyli:
- zagnać dzieciaka do mycia
- zorganizować śniadanie
- ogarnąć ciut chatę
Gdy Kura o 17.15 spotkała się z Żywicielem i Przychówkiem z wielką radością stwierdziła, że wykonali zadanie specjalne w postaci wizyty u fryzjera.
Chwilę potem okazało się, że :
- wyszli z domu bez wody w związku z tym dzieciak jest oklapły i jęczący,
- pierwszy i ostatni posiłek zjedli o 15, więc nie są głodni
- Przychówek mył zęby trzy razy, bo nie dwa mycia nie przeszły kontroli jakości...
Kura, która postanowiła się nie wściekać bez powodu, zachowała względny spokój, aż do domu gdzie zobaczyła , że:
- pranie, które wsadziła rano do pralki czeka nadal na powieszenie
- liczba szklanek w zlewie jest trzy razy większa niż rano
- Przychówek nie poprawił nawet łóżka, nie mówiąc o porządku na biurku
Wściekłość Kury przybrała tym razem formę milczącą... i pewnie by jej szybko przeszło gdyby nie to, że:
- Przychówek dostał gorączki,
- Żywiciel popsuł komputer
- Łazienkę zaatakowały mrówki, które w ciągu dnia uwiły sobie miłe gniazdko w koszu na śmieci...
Jeśli ktoś powie, że życie w Singapurze to sama bajka, to Kura osobiście kopnie go w zadek.
1 komentarze:
Już Hitchcock mówił o potrzebie właściwego rozpoczęcia story.
Potem, że taż ma narastać i narastać!
Teraz przypomniałem sobie, że nie liczy się tylko pierwsze wrażenia ale i ostatnie też!
Prześlij komentarz