- Z okazji wyborów prezydenckich - dostałem jeden dzień wolnego, powiedział Żywiciel po powrocie do domu.
- A ja mam aż dwa - powiedział Przychówek - bo w mojej szkole będzie lokal wyborczy.
- To miło - odpowiedziała Kura
I uświadomiła sobie, że w Polsce to inaczej wygląda. Tu nie ma żadnych wielkich bilbordów na mieście, żadnych plakatów.Jakoś nie udało nam się trafić na debatę wyborczą czy prezentacje problemów politycznych. Nikt nie wcisnął nam do ręki żadnej ulotki...
O wyborach nie powiedziała ani jedna z koleżanek Kury. Nikt się tym nie ekscytuje, może dlatego, że sporo tu emigrantów, osób z czasowy prawem pobytu, a głosują tylko obywatele Singapuru, którzy ukończyli 21 lat i mieszkają w Singapurze. Przebywający za granicą głosują tylko wtedy gdy opuścili kraj nie później niż 3 lata wcześniej.
Nie mają problemów z frekwencją wyborczą, bo do urn idą wszyscy - głosowanie jest obowiązkowe, a ten kto nie głosował, będzie skreślony z listy głosujących w następnych wyborach. Jeśli chce się odzyskać prawo wyborcze trzeba zapłacić karę.
Kandydat na prezydenta musi:
- Mieć ukończone 45 lat
- Mieszkać na terenie Singapuru minimum10 lat
- Pełnić funkcję publiczną conajmniej 3 lata lub być prezesem spółki z kapitałem co najmniej 100 tyś dolarów.
W ostatnich wyborach prezydenckich tylko jeden kandydat spełnił wymagania, teraz jest aż czterech kandydatów i jest to sytuacja nowa dla Singapurczyków.
Kura w dniu wyborów przeczytała program wyborczy wszystkich czterech panów T... Trochę jej to zajęło, ale dowiedziała się, że każdy chce rozwoju Singapuru. Czym się różnią kandydaci?
Przede wszystkim poparciem partyjnym (chociaż ordynacja zabrania być członkiem jakiejkolwiek partii) Podobno największe szanse ma Tony Tan - popiera go rządząca Partia Akcji Ludowej, która rządzi Singapurem od chwili odzyskania niepodległości.
Bez względu na to, który pan T zostanie prezydentem Singapurczycy go pokochają, a jego podobizna zawiśnie we wszystkich szkołach, urzędach i szpitalach.
P.S.
Zanim Kura zdążyła dokończyć posta, Singapurczycy policzyli już głosy. Siódmym prezydentem Singapur został: Dr Tony Tan.
Wygrał uzyskując 35.19% głosów. Drugi kandydat miał ich 34.85%.
1 komentarze:
Bardzo ciekawy jest warunek o obowiązkowym prezesowaniu spółce. W Polsce związki polityka z biznesem postrzegana są raczej jako wada. Mysle singapurski model jest jednak lepszy - wybiera sie człowieka z praktycznym doświadczeniem, bez hipokryzji i udawania, ze cesarz nie jest nagi.
Jednak sytuacja w której startuje tylko jeden kandydat w wyborach jest moim zdaniem mocno niezdrowa.
Prześlij komentarz