Singapurscy rodzice są gotowi pracować przez kilka lat w szkolnym wolontariacie by umieścić dziecko w wybranej szkole, ale nie zawsze chcą i mogą pracować sami. Dość często na rodzicielskie dyżury wysyłają pomoce domowe, która mają wykonać ich obowiązki. Chyba dość opacznie rozumują "wolontariat" i pracę za darmo. Szkoła naszego dzieciaka się zbuntowała i w oficjalnym piśmie poinformowała:
- Rodzicielski wolontariat jest dla rodziców, a nie dla ich pracowników
Kura jest jedną z trzech bibliotecznych wolontariuszek, więc jej notowania wzrosły. Jej cotygodniowy trud został w końcu doceniony i uzyskała najwyższą możliwą ocenę oraz uznanie pani bibliotekarki.
Nie starała się bardziej, nie była lepszym bibliotekarzem, ale tło było tak liche, że Kurza gwiazda rozbłysła w całej szkole. W środę na spotkaniu dla wolontariuszek Kura dostanie dyplom i uścisk dłoni pani dyrektor, a potem będzie mogła najeść się na koszt szkoły, bo w Singapurze wszystko kręci się w koło żarcia.
14 komentarze:
Nie ma to jak wykosić konkurencję :) ... czyżby Kura chciała się przenieść do sekcji gimnastycznej :) ?
Pozdr.
T.
Mojego udziału w "wykaszaniu" nie było aspirowałam również do sekcji basenowej i mnie nie przyjęli więc się obraziłam i z radością przewracam książki.
... być może coś przeoczyłem, ale na czym stanął temat zawodów pływackich ?
Nie przeoczyłaś nie samym pływaniem człowiek żyje: Zawody będą i w nich popłynę chociaż na laury nie liczę :)
No to gratuluję. Okazuje się, że w kurzej rodzinie nie tylko Przychówek ma monopol na zdobywanie dyplomów. No cóż, niedaleko pada jajko od.. Kury ;)
Cześć Kuro, pozdrawiam z upalnego Sopotu;)
Małe pytanko: po co właściwie jest ten cały rodzicielski wolontariat?
" Chwilowo brakuje rodziców, którzy pomagają na basenie, przy odrabianiu lekcji i w stołówce."
Dlaczego rodzice mają pomagać w tak prozaicznych czynnościach? Dzieci są bardzo małe/niesamodzielne, a brakuje kadry nauczycielskiej?
Tak mnie naszło, boj mój 7-latek na basenie radzi sobie całkowicie samodzielnie od A do Z, tak samo w szkolnej stołówce, a przy lekcjach pomagają mu ewentualnie panie "świetliczanki";)
SopociAnka
Droga Kuro, mam teorie, ze pani bibiotekarka przeczytala Twoj wpis na temat jej pracy i doszla do wniosku, ze lepiej miec w Tobie sojusznika. ;) Oczywiscie zartuje i gratuluje dyplomu, uscisku dloni pani dyrektor, a darmowego zarcia zazdroszcze.
Pozdrawiam,
M.
Szkoła singapurska jest inaczej pomyślana. Nauczycieli w stołówce nie ma chyba, że mają taką ochotę. W czasie przerwy obiadowej dzieci (400 na raz) są pod opieką jednego pana dyscypliny. Pomoc się przydaje szczególnie wśród pierwszaków.
Przy odrabianiu lekcji też się przydaje, bo wiele dzieci przychodzi bez znajomości angielskiego i czasem pomoc jest niezbędna. Program leci szybko. W bibliotece pomoc też się przydaje. Biblioteka jest otwarta codziennie od 7.30 do 18.30 i też się pomoc przydaje, bo jedna pani bibliotekarka nie dałaby rady siedzieć tam od rana do nocy a książki na półki trzeba wrzucić i czasem pokleić.
Na basenie rodzice (tylko kobiety) przydają się do pomocy przy suszeniu malajskich włosów pięknych, grubych i często do pasa.
Jeszcze tylko dodam, że świetlicy w szkole nie ma tak samo jak nie ma pielęgniarki. Jest inaczej i tyle.
Uwazam ze to glupota, to nie jest biedne miasto wiec spokojnie moga zatrudnic dodatkowy personel a nie prosic rodzicow o wolontariat .. Katastrofa :(
Wolontariat nie jest obowiązkowy nikt nie zmusza rodziców do pracy na rzecz szkoły. Nie uważam, że wolontariat rodzicielski jest katastrofą, raczej powiedziałabym: Oszczędzają bogaci i nam się opłaci. Jeśli mam wybierać czy kasa pójdzie na szkolenie nauczyciela czy na panią suszącą włosy na basenie to wolę świetnie wyszkolonych nauczycieli. Ani mi ani żadnej matce korona z głowy nie spadnie gdy pójdzie na kilka godzin do szkoły własnego dziecka. To samo robiłam w polskiej szkole i w amerykańskiej robiłabym to samo.
Ok, Ty nie pracujesz zawodowo na etacie, nie opiekujesz się też w domu dzieckiem w wieku przed-przedszkolnym, więc radzisz sobie ze zorganizowaniem czasu na wolontariat. Sądzę jednak, że w szkole Przychówka jest sporo dzieci, których oboje rodziców pracuje.
Czy w Waszej szkole często zdarza się, że to ojcowie podejmują obowiązki wolontariusza?
Anonim z 23.35 wszystko co piszesz to prawda, ale większość moich koleżanek ma kogoś w domu do pomocy mamę, ciocię lub maid. Właściwie wszystkie Chinki mają. Azjaci bardzo rzadko żyją w takich rodzinach jak nasza. Dzieci jest więcej, ale dorosłych do obsługi też jest więcej. Nikt nie oczekuje, że pani która pracuje na etacie poświęci cały ( krótki) urlop na układanie książek w bibliotece, ale Jednoliterowa daje radę czasem zrobić coś dla szkoły mimo dwójki dzieci, braku pomocy , pracy na etacie. Wiem to kobieta wyjątkowa. Sporo rodziców jeździ z dzieciakami na wycieczkami, pomaga w akcjach specjalnych typu karnawał w szkole czasem wpadają na 15 minut by przeczytać na głos bajkę przed lekcjami pierwszaków. W zeszłym roku jedna mama wpadała do biblioteki codziennie na 20 minut przed pracą. W tym roku jej dziecko jest w gimnazjum więc jej już w szkole też nie ma. Zaangażowani rodzice to Ci, którzy już mają dzieci w szkole. Problem jest z tymi którzy mają dzieci małe i chcą do szkoły dzieci zapisać. Co sprytniejsi obstawiają pierwszą 15 szkół w Singapurze a potem sami nie dają rady ich obskoczyć i przysyłają maid. I na to nasza szkoła się nie zgodziła co było przyczyną niezłej awantury. Tatusiów w szkolnym wolontariacie jest bardzo dużo. Jeden trenuje nawet drużynę piłki ręcznej. O roli ojca innej niż w naszej kulturze napiszę za jakiś czas, bo to ciekawy temat. :)
To mi trochę przypomina historię o niebotycznie bogatych Saudyjczykach, pracujących u nich na lotnisku ;) Ponoć uznano tam, że niektórych funkcji ze względów bezpieczeństwa obcokrajowcom nie oddadzą, dlatego obywatele muszą odpracować swoje.
Efekt jest podobny - człowiek, który sam w życiu niczego nie robi, nie musi nawet palcem kiwać, tutaj musi pracować i nie może przysłać za siebie kogoś ze służby, nawet jakby miał ich tyle, co Twoja znajoma księżniczka. Księżniczki to nie dotyczy, bo kobiety nie mogą tam pracować z mężczyznami na jednym lotnisku.
To wszystko opowiadała kiedyś na wykopie dziewczyna, która z mężem wyjechała do AS. Tam jest taka opcja, że ktoś mówi np. "mieszkam w takim a takim kraju, pytajcie, o co chcecie" i zostajesz zalana pytaniami, na które odpowiadasz. Jakbyś chciała podpromować blog :) Ona nawet chyba też miała jakiś blog, tylko akurat w przebudowie, więc potem już na nią nie trafiłam. Szkoda, też ciekawie opowiadała.
Prześlij komentarz