Najbardziej będzie nam brakowało zapachu ulicznego jedzenia i możliwości zjedzenia kiełbasy wprost na ulicy. Po wielu miesiącach jedzenia ryżu, nadziana na patyk kiełbasa smakowała jak najlepsze delicje. Niestety pyszną kiełbasę jedliśmy tylko raz, bo uliczni sprzedawcy zwykle nie stoją w jednym miejscu. Mobilne garkuchnie gotują, smażą i grillują, a potem przemieszczają się w inne miejsce. Uliczni sprzedawcy do perfekcji opanowali jazdę przez zatłoczone ulice często bez wygaszania grilla czy studzenia patelni.
Niestety nie dane nam było posmakować smażonych świerszczy i innych specjałów kuchni tajskiej, ale spróbowaliśmy Pad Thai , zjedliśmy kurze stópki i popatrzyliśmy na prawdziwe życie uliczne.
Bardzo się zdziwiliśmy widząc zewnętrzną kuchnię w pewnej małej knajpce w chińskiej dzielnicy. Pierwszy raz w życiu widzieliśmy knajpę, która gotuje na ulicy, a gości usadza w klimatyzowanej sali. Pozaglądaliśmy do garnków i zachęceni zapachem zjedliśmy tam obiad, a potem widzieliśmy dziesiątki takich knajpek gdzie gotuje się na zewnątrz, a je się wewnątrz.
W Bangkoku trudno nie kupić ulicznego jedzenia, bo wybór jest ogromny, ale zjedzenie świeżo kupionej potrawy nie zawsze jest proste. Widzieliśmy nastolatki jedzące zupę przy pomocy widelca i panią, która zjadła wielki naleśnik z bitą śmietaną i nadal pozostała czysta. Do takiej perfekcji jeszcze nam daleko, my po każdym spotkaniu z ulicznym jedzeniem wyglądaliśmy jak rodzina brudasów. Mimo ogromu prania i wielkiej góry prasowania wyjazd uznajemy za udany.
7 komentarze:
Świetne zdjęcia, bardzo miło się oglądało. Zazdroszczę tak ciekawego wyjazdu :>
Bardzo fajny wpis ... dzięki Kuro (fotki pewnie made by Żywiciel) ... piękne zdjęcia - różnorodność potraw ... na nie których widać, że mięcho nie pochodzi z lodówki w supermarkecie ... i te zupki w woreczkach ... ja chciałbym tam siedzieć miesiąc i spróbować wszystkiego :)
Pozdr.
T.
Kura! Tak się nie robi! Ślinotok po same pięty... Tęsknię jak nie wiem za azjatyckim jedzeniem za tajskimi roti banana, malajskimi roti telur i hinduskimi roti nan :) I całą masą innych pyszności na które przyjedzie mi znów czekać. Cieszę się że wyjazd Wam sie udał. I małe pytanko: jeśli mielibyście wybierać - Bangkok czy Kuala Lumpur? :)
Pozdrawiam z gorącej na szczęście Polski :)
m.
Kuala Lumpur zdecydowanie, ale ja nie jestem obiektywna większość moich koleżanek jest muzułmankami i jakoś lepiej rozumiałam to co oglądam.
W Bangkoku czułam się jak turystka którą trzeba oskubać z kasy a w KL jak księżniczka wkoło której trzeba skakać. Gdybyśmy mieli któreś z miejsc odwiedzić jeszcze raz to byłby to Hong Kong.
Miałam podobne odczucia, a Kuala uwiodło mnie do tego stopnia, że mogłabym tam mieszkać ;)
A Bangkok, cóż zawiodłam się, ale może kiedyś dam mu drugą szansę :) A na razie marze o Birmie - planujecie też tamten kierunek?
m (moniraf)
Planujemy może w sierpniu ( jak będzie egzamin dla klas 6 a młodzi będą mieć wolne)albo w przyszłym roku w marcu.
Siedze z wywieszonym jezykiem. Wszystko biore, moze poza oskubana kura i czyms co wyglada mi na golonki.
A Zywiciel to robi coraz bardziej smakowite zdjecia.
Prześlij komentarz