Gdy Kura opuszczała pewne duże miasto w Polsce i żegnała się ze swoimi polskimi przyjaciółmi była pewna, że kiedyś do Polski wróci. Pobyt w Singapurze miał być długimi wakacjami, po których wraca się do domu. Kura długo broniła się przed kupnem odkurzacza i wielu innych sprzętów bez których jeszcze dwa lata temu nie wyobrażała sobie życia.
- Skoro jestem tu na chwilę to wielu rzeczy nie potrzebuję - powtarzała.
Z każdym dniem w Azji czuła się mniej obca. W singapurskim mieszkaniu pojawił się odkurzacz, deska do prasowania i kilka garnków, a w życiu ludzie, bez których Singapur by nie był taki sam.
K, która
podwędziła słownik z Kurzego domu, była Kurze szczególnie bliska. Ten sam wiek, te same pasje, to samo osiedle i dzieci w tej samej szkole. Rozumiały się bez słów, wiele czasu spędzały razem i śmiały się z tych samych dowcipów. Pewnego dnia K wraz z całą rodziną zniknęła bez słowa. Jej córka nie pojawiała się w szkole, a ona przestała odbierać telefon. Drzwi od jej mieszkania były zamknięte, a Kura bała się, że stało się coś złego.
Po tygodniu gdy w końcu Kura spotkała koleżankę usłyszała, że mąż K dostał propozycję pracy w Hong Kongu i właśnie się przeprowadzają. Kura odetchnęła z ulgą, że nikt z rodziny K nie ucierpiał, ale poczuła się porzucona. Nie będzie K więc nie będzie już:
- kawy pitej z zielonego kubka pod palmą o 9 rano
- wspólnych wycieczek po Singapurze
- konwersacji po francusku.
i wielu innych rzeczy, które Kura tak w K lubiła.
Kurzy dramat odbywał się w cieniu wielkiej polityki małego Singapuru, który postanowił się pozbyć się
znacznej części zagranicznych pracowników. Jeszcze nie wiadomo kogo dosięgną rządowe macki i kto zapakuje swoje walizki. Kura ma nadzieję, że nie będzie to jej familia, bo zupełnie niezauważalnie dla niej samej pokochała Singapur.
19 komentarze:
Wiesz Kura, ja tez jestem zadziwiona ile jednak nagromadzilismy przez te 3 lata w kraju bagiennym. Teraz kolejna przeprowadzka wymusi na nas przeglad posiadanych ruchomosci :)
Odnosnie polityki: czyzby to byl zly moment na przybycie do Miasta Lwa? Czytajac artykul mam jednak wrazenie, ze o innego rodzaju pracownikach mowa...
Dochodzą do mnie takie słuchy, że ekspatów jest za dużo, ale ambicją polityków było ściągnąć specjalistów z całego świata i rozchulanie gospodarki. Niby się udało. Co wymyśli Wielki Brat za kilka lat to nikt nie wie.
Wcale Ci się nie dziwię, że pokochałaś Singapur i mam nadzieję, że Wasza rodzina będzie mogła w nim pozostać, także z egoistycznego punktu widzenia - bo co my byśmy czytali gdybyście nie pisali z Singapuru?
Co tam u Przychówka ... bo wypada jakby tylko siedział i się uczył i cyngle zużywał :)
Boski tekst. Też dorabiam się coraz większych ilości sprzętu AGD i coraz mniej mnie uwiera gdy o Bangkoku mówię "Dom". Pozdrawiam!
Przychówek ma się dobrze. Nawet się za mocno nie uczy chociaż to tydzień egzaminacyjny. Znów będzie grac główną rolę w przedstawieniu szkolnym, nadal najbardziej na świecie kocha książki a za największą atrakcję w szkole uważa przerwę podczas której stoi w kolejce do budki telefonicznej by zadzwonić do mamusi i powiedzieć,że nie ma czasu. :)
A i jeszcze kłóci się z nami, że nie ma ochoty nigdzie jechać, bo Singapur jest taki piękny.
podpisuję się pod tym wszystkimi kończynami!! :)
Ja od wczoraj oswajam się z myślami, że czeka nas wyjazd.. Mąż dostał kontrakt do Szwecji, warunki takie, że grzech nie skorzystać, ale z drugiej strony: dziecko, koty sztuk dwa, i cała reszta.... Wczoraj kontrakt został podpisany, teraz papierkologia i w czerwcu ruszamy na podbój północy ;) Mam nadzieję Kuro, że zostaniecie w Singapurze jeszcze co najmniej tyle ile wam się marzy, bo czyich wpisów będę wypatrywać od rana??? ;)
A za rok napiszesz, że pokochałaś Szwecję dziecko mówi jak rodowity Szwed a ja wtedy Ci powiem ... A nie mówiłam...Szwecja też fajna jedyne czego bym tam nie zniosła to słodkie śledzie. :)
Słodkich śledzi nie zdzierżę, nie ma mowy! :) I na pewno nie zjem renifera, bo z całą pewnością nie otrzymałabym wtedy prezentu na gwiazdkę ;) Muszę Ci powiedzieć, droga Kuro, że gdy jakiś czas temu mąż przyniósł tą wiadomość do domu to moją reakcją było: "A w bardziej egzotyczne zakątki nie było opcji?" ale i Szwecja dla mnie na dzień dzisiejszy jest egzotyczna. Dobrze, że my - ludzie, jesteśmy tak elastyczni i tak stosunkowo prosto się przystosowujemy. Szkoda tylko, że równie mocno się przywiązujemy.
A ja bym bardzo chętnie pomieszkała sobie za granicą, nawet w Szwecji, tylko niestety mąż nie chce jechać :(
Kurcze a mnie się marzyło za kilka lat wylądować w Singapurze na kilka lat. Mam nadzieję, że wtedy znowu bedą chcieli specjalistów z całego świata.:))
Wiesz Kuro ja od 4 lat prowadze expatryjackie życie już nie wyobrażam sobie powrotu do Polski aby tam osiąść na stałe. Ciekawe czy też masz takie myśli?
Gosia
Że do Polski nigdy nie wrócimy to nie, ale zostanie w Singapurze na kolejne lata bardziej mnie kusi niż przeraża.
Pozdrawiam Kura
Gdy mój mąż powiedział Singapur to ja się zapytałam gdzie to jest i jakim językiem tam mówią. Chyba nic bardziej egzotycznego trafić nam się nie mogło. Szwecja super ...i do Polski tak bardzo blisko.
U nas już szósty rok ekspacki, w drugim miejscu,
zauważyłam, ze w sumie bardzo łatwo przystosowuję się do zmian i jak Gosia, nie wyobrażam sobie powrotu do Polski
A jeśli chodzi o rzeczy, wozimy ze sobą wszystko: odkurzacz, meble, rowery, narty,... ;) i tony książek
Jestem przeciw! Kuro, wy musicie jeszcze trochę posiedzieć w Singapurze. Przecież miałyśmy się umówić na kawę (kiedy ja tam się wreszcie wybiorę). :) A.
Niezbadane są wyroki Wielkiego Brata, ale jeszcze nikt nas stąd nie wygania więc kawa jak najbardziej aktutalna.
Czy wstepnie zostal okreslony czas pobytu Kurzej rodziny w Singapurze?
Widmo przeprowadzki spowodowaloby u mnie czarne mysli jak zabrac ze soba rzeczy, ktorych wiem, ze zabrac nie moge. Z drugiej jednak strony zal byloby mi zostawiac rzeczy kupione w nowym miejscu i tak w kolko.
Przywiazuje sie bardzo do ludzi i rzeczy wiem jednak, ze jak juz gdzies jade i jestem tam na miejscu bez wielu rzeczy potrafie sie obejsc i jakos nie przeraza mnie wizja tego co zostalo w domu. Najgorzej jest z ksiazkami. Podejrzewam, ze nakupilabym ich cala mase i zadnej bym nie zostawila, ani nikomu nie oddala:-)
Został minimum dwa lata a co będzie potem zobaczymy.
Prześlij komentarz