W Singapurze chyba każda ulica ma odpowiednik domu kultury czyli Community center. Małe community centre są na parterze bloków Hdb, oferują zajęcia językowe, plastyczne, muzyczne, nie tylko dla dzieci, ale też dla dorosłych i seniorów. Wiele community centre prowadzi punkty przedszkole. Kura dostała kiedyś zaproszenie na lekcję haftu krzyżykowego.
Zajęcia w community center są bardzo tanie. Lekcja plastyki kosztuje 5 dolarów dla Singapurczyka i 7 dla gościa. W najbliższym nam community centre można uczyć się podstaw chińskiego i hindi, uczestniczyć w zajęciach jogi i klubie emeryta. Jednak nasz pobliski community centre jest mały i nie oferuje pełnej gamy zajęć. Nasze małe community współpracuje więc z innym większym. W dużym community centre można uczestniczyć w:
- zajęciach sportowych (od baletu przez grę w siatkówkę i jazdę na deskorolce do tai chi)
- lekcjach gotowania
- nauce gry na instrumentach (do wyboru skrzypce, pianino i chińskie instrumenty o dziwnie brzmiących nazwach)
- kursach językowych (bardzo popularna jest nauka koreańskiego)
- klubie gier "stolikowych" (popularny madżong i chińskie szachy)
Tutejsze community centre otwiera się o 8 rano, a zamyka o 11 wieczorem. Przyległe boiska, tory rolkowe i hale sportowe zamykają się tylko na noc, by skorzystać z dużej sportowej hali wystarczy jedynie wpisać się na listę i podać numer telefonu. Zawsze obowiązuje zasada kto pierwszy ten lepszy. Żywiciel chodzi grać z kolegami w badmintona i jest to jeden z niewielu sportów, które lubi uprawiać.
W community centre nie ma też sztabu ludzi pilnujących porządku wszystko jest otwarte, ogólnodostępne, a jednocześnie czyste i zadbane. Singapurczyk nie myśli, że jeśli coś jest wspólne to jest niczyje. Singapurczyk myśli, że jeśli coś nie jest jego to jest czyjeś i trzeba dbać o to podwójnie.
Nie wiemy, czy Singapurczycy byli tacy od urodzenia, czy nabyli ową wiedzę w procesie szkolnej edukacji, czy boją się wysokich kar za zniszczenie wspólnego mienia. Wiemy jednak, ze to działa i z przyjemnością odwiedzamy community center.
4 komentarze:
bajka! oj ja bym z tego "centrum kultury" nie wychodziła w ogóle! Tyle twórczych rzeczy można tam robić! Oj marzy mi się że kiedyś w PL też tak będzie ;) a jak tylko będzie to od razu wracam z leniwej IS.
Świetne takie ośrodki-łatwo znaleźć sobie towarzystwo i się z kimś zaprzyjaźnić. Też mam nadzieję, że może w Polsce też tak będzie.
pozdrawiam
Iza
Ogladalam kiedys fascynujacy program o Azjatach (Koreanczycy i Japonczycy, ale jak widze Singapurczycy tez idealnie pasuja). Porownywano w nim sposob postrzegania siebie i otaczajacego swiata, w tym ludzi, zwierzat i tla u ludzi bialych i Azjatow. Biali widza zawsze siebie, a potem "tlo", np. kolegow, krajobraz, itd. Azjaci natomiast widza siebie jako czesc calosci. Kiedy Azjata podejmuje jakas decyzje stara sie brac pod uwage jej skutki dla otoczenia, jest to naturalne, natomiast biali biora pod uwage przede wszystkim swoje dobro. Dlatego ksiazki bedace wspolnym dobrem maja sie nawet lepiej niz wlasne. Serdecznie polecam wyszukanie w necie tego filmu pt. "Wchod i Zachod" z kanalu Planet. Dla mnie byl fenomenalnym odkryciem :)
Idealni to ci Azjaci nie są,mają swoje wady, ale dbają o to co wspólne bardzo.
Prześlij komentarz