Singapur żegnał nas deszczowymi łzami - lało jak zwykle. Na lotnisku popatrzyliśmy na startujące i lądujące samoloty, zjedliśmy śniadanie w jednej z restauracji i odwiedziliśmy motyli raj. To był najładniejszy motyli świat jaki widzieliśmy do tej pory. Niech się motyli raj z Sentosy wstydzi. mimo zdecydowanie gorszych warunków na lotnisku zrobiono to lepiej, a zgromadzone okazy zapierały nam dech.
Na Changi Airport spędziliśmy trzy godziny, ale gdybyśmy musieli spędzić kolejne trzy też byśmy się nie nudzili. Oczekując na samolot można udać się do masażysty, zrobić tatuaż z henny, obejrzeć film w kinie. Podobno na Changi jest tez basen, ale my go nie widzieliśmy.
Do miasta na wielu wyspach dotransportował nas samolot Singapore Airlines z bardzo sympatyczną obsługą i smacznym jedzeniem. Lecieliśmy klasą turystyczną, ale zamawialiśmy jedzenie z karty jak w dobrej restauracji. Przychówek załapał się nawet na mały prezent i dostał specjalne małe słuchawki by było mu wygodniej oglądać film.
Zaledwie cztery godziny później wylądowaliśmy w Hong Kong-u, który przywitał nas gigantyczną kolejką do wyjścia.
Gdy miły pan wbijający pieczątkę w naszym paszporcie powiedział :
- Welcome in Hong Kong - uznaliśmy wakacje za rozpoczęte.
4 komentarze:
Udanych wakacji :)
Trafiłam na bloga przez przypadek (myślałam, że to blog kulinarny ;)), ale wsiąkłam już na dobre i będę Wam kibicować :) Pozdrawiam
Witaj w naszej azjatyckiej, niegotującej kuchni.
Dobrze mi sie wydaje, ze Singapurskie linie lotnicze sa zaliczane do grupy najlepszych na swiecie? ;)
Też to słyszeliśmy i po podróży singapurskimi liniami musimy się z tym zgodzić.
Prześlij komentarz