Mało kto już dziś pamięta, że to tu w 1937 roku otworzono pierwsze lotnisko w Singapurze. To tej pory zachowała się wieża lotniska, która obecnie służy jako taras widokowy, stare hangary przerobiono po singapursku na sklepy i też służą do dziś. Po naszych przeżyciach na wysokościach nie mieliśmy ochoty patrzeć na Singapur z góry i nawet nie odszukaliśmy dawnej wieży lotniczej, ale z dużą przyjemnością jeździmy na Geylang. Lubimy patrzeć na ubiory malajskie i podglądać życie po malajsku. W żadnym innym miejscu Singapuru nie można zobaczyć tylu pięknie ubranych i ślicznie umalowanych kobiet w różnym wieku. Panie młode i starsze chodzą w długich tunikach i spodniach lub w tradycyjnym baju kurung. Wszystkie wyglądają ślicznie. Przy każdej wizycie na Geylang Kura zastanawia się:
- Jak malajskie kobiety utrzymują tak piękną cerę?
- Gdzie uczą się tak ślicznie malować?
To na Geylang zauważyliśmy, że tradycyjne muzułmańskie chusty też podlegają wahaniom mody.
Obecnie najmodniejsze są chustki z doszytymi elementami lub z dziurkami w kształcie liści bądź kwiatów. Różny jest sposób ich upięcia, ale singapurskie muzułmanki potrafią zrobić to tak, że nakrycie głowy podkreśla ich urodę, a jednocześnie jest zgodne z zasadami islamu.
Sklepy z tradycyjnymi (malajskimi) ubraniami sąsiadują ze sklepami z biżuterią i supermarketem.
Sam supermarket wygląda jak wszystkie inne w Singapurze i sprzedaje dokładnie to samo, ale sklepy odzieżowe zawsze powodują zamieszanie w naszej rodzinie. Kura chce mierzyć wszystkie tuniki i chce kupić kolejny szalik, Żywiciel zawsze ma ochotę kupić żonie pół sklepu i wracać natychmiast do domu, a dzieciakowi nudzi się niemiłosiernie i zawsze głodnieje lub musi iść do toalety w najmniej odpowiednim momencie.
W muzułmańskie święto lub w niedzielę spacerując po Geylang można popatrzeć jak malajskie rodziny idą do meczetu. Wszyscy członkowie rodziny ubrani są w pasujące do siebie stroje. Mama, tata i dzieci mają ten sam kolor ubrania, a panie takie same ozdoby. Wiele małych dziewczynek ma głowach nihab-y. Miło się patrzy na roześmiane buzie malajskich dziewczynek ubranych jak kopie ich własnych matek.
Geylang jest spokojny i cichy, a jednocześnie radosny jak singapurscy muzułmanie, aż trudno uwierzyć chodząc sennymi uliczkami, że prawie przez środek dzielnicy przejeżdża metro, a do lotniska dojeżdża się stąd autostradą.
Malajską dzielnicę otaczają (takie same jak wszędzie) rządowe bloki, w których mieszkają nie tylko Malajowie, ale też Hinduski, Chińczycy i przybysze zza mórz. Mimo braku miejsca pod zabudowę mieszkalną zachowano fragmenty zabudowy Geylang, jeszcze z czasów kiedy Singapur był kolonią brytyjską. Wiele tu shophouse -ów (domosklepów), które na parterze mają sklep lub restaurację, a na piętrze mieszkanie dla całej rodziny. Rodzinne restauracje w shophouse-ach mają swój urok. Jedząc w nich człowiek ma wrażenie, że wpadł do znajomych z wizytą, a nie wszedł do restauracji. Bardzo lubimy takie miejsca nie tylko w malajskiej dzielnicy.
Za każdym razem gdy odwiedzamy Geylang odliczamy dni do kolejnego ramadanu i momentu gdy będziemy mogli się cieszyć fantastycznymi Ramly burgerami jedzonymi na ramadanowym bazarze. Tylko w czasie ramadanu senna Geylang Serai znowu będzie całodobowym, gwarnym bazarem.
2 komentarze:
Witaj nie dawno znalazlam Twoj blog, dziekuje za tak ciekawe opisy miejsc i zdarzen. Swietnie rozumiem Twoje zafascynowanie kultura innych nacji, ja wyjechalam z Polski bardzo dawno i mimo ze swietnie sie czuje w mojej ojczyznie z wyboru, dalej brakuje mi takich polskich spotkan. Ten moj komentarz dotyczy poprzedniej notatki, ale na zakupy tradycyjnych strojow jakos mnie nie mam ochoty. Ladne ale ... POzdrowienia
Grazyna1
Z tutejszymi ubraniami tak już jest, że bardzo podobają nam się na kimś a same czułybyśmy się w nich źle. Lubię tuniki, ale nie wyobrażam sobie chodzenia w Baju Kurung.
Prześlij komentarz