Kura jest zwolenniczką smaków piekielnych i wsypuje, bądź wlewa, chili do wszystkiego łącznie z rosołem. Pewnie dlatego chętnie je w hinduskich stoiskach, których sprzedawcy lojalnie ostrzegają, że jedzenie jest bardzo ostre.
Do hinduskiej restauracji Kura sama nie pójdzie, bo jako samotna kobieta wzbudzałaby zbyt dużą sensację. Hinduskie kobiety większość czasu spędzają w domach więc w restauracjach hinduskich pracują głównie mężczyźni, dla których biała kobieta bez obstawy mężczyzny to niecodzienne zjawisko.
Co jakiś czas Żywiciel rezygnuje z ryżu w wersji chińskiej i zabiera żonę do hinduskiej restauracji, chociaż sam ani za curry ani za chili nie przepada. Tym razem odwiedziliśmy restaurację Sankranti w Little India na przeciwko największego hinduskiego sklepu w Singapurze - Mustafa Center.
Kura była w kulinarnym niebie, Żywiciel każdy kęs popijał na zmianę colą, wodą i sokiem z arbuza i mówiąc, że go pali w język. Przychówek tym razem niewiele jadł poza nanem - hinduskim chlebem maczanym w sosie.
Murg Lassoni Cheese Kebab - kawałki kurczaka marynowane w czosnku, suszonym imbirze i pieczone w piecu tandoor |
Czosnkowy naan |
Egg Dum Biryani |
Chicken Boneless Biryani |
Karivepaku Kodi - kurczak gotowany z imbirem, czosnkiem i przyprawami Andhra smażonymi z pastą curry |
Murg Patiyala - kurczak gotowany z papryką i specjalnym sosem |
Po wizycie w hinduskiej restauracji okazało się, że jemy nie tylko dwa razy więcej niż Chińczycy. Jemy też więcej niż hindusi... no może nie wszyscy, ale Kura na pewno.
1 komentarze:
dzióbłabym trochę... :)
Prześlij komentarz