Było prawie jak w domu, prawie bo był bardziej gorąco, duszno i wszędzie był tłum Chińczyków. Ucieczka z tego szaleństwa przy pomocy taxi graniczyła z cudem, bo kolejki do taxi przypominały kolejkę za mięsem w latach 80. Ludzi było znacznie więcej niż deficytowego towaru.
Byłoby nawet zabawnie, gdyśmy nie musieli dojechać do domu i gdyby podróż zajęła tyle co zwykle, a nie godzinę.
- Beznadzieja - powiedział Żywiciel gdy wchodziliśmy do mieszkania
- Beznadzieja - odpowiedziała Kura, która była zła potrójnie.
Po drugie obtarła sobie stopy do krwi, bo chciała być elegancka i założyła niewygodne buty.
Po trzecie nie spotkała ani pani I ani pani M chociaż zakładała, że obie tam będą.
Ten dzień miał kilka zalet, ale o nich napisze Kura innym razem gdy przestanie być taka wściekła.
1 komentarze:
A no wlasnie kolezanki opowiadaly ze utknely w metrze, normalnie Polska sie przhpomima :) Tez jechalam dzis z Orchard, ale na szczescie godzine wczesniej...
Prześlij komentarz