Dupoki z rodziny dim sum

Znów odwiedziliśmy nasz jedzeniowy zakątek w Ulu Pandan tym razem nie daliśmy się wykazać restauracji: japońskiej, koreańskiej, amerykańskiej i pizzeriom, tylko usiedliśmy w food court- cie i każdy z nas zjadł to co lubi najbardziej.

piątek, 30 grudnia 2011

Muzeum dla malutkich czyli w świecie znaczków pocztowych.

Pełną historię znaczków pocztowych poznaliśmy w Singapore Philatelic Museum. Żywiciel zbierał kiedyś znaczki pocztowe, ale kolekcja była nieuzupełniana od wielu lat.
Kura wiedziała, że pierwszy znaczek wprowadzono na terenie Wielkiej Brytanii i Irlandii, ale nie miała pojęcia, że było to 6 maja 1840 roku. Znaczek został nazwany Penny Black i miał wartość jednego pensa, a jego wzorem był portret młodej królowej Wiktorii wybity w 1837 roku. Już Penny Black miał zabezpieczenie przed fałszerstwem, a do jego produkcji użyto papieru z znakiem wodnym.

Penny Black (Wikipedia)


W singapurskim muzeum historię znaczka pocztowego przedstawiono w sposób łatwy i zrozumiały nawet dla przedszkolaków.
Poza replikami znaczków historycznych udało nam się zobaczyć znaczek drewniany i serię pachnących znaczków z Filipin. Odnaleźliśmy znaczki z Polski, ale wyglądały tak biedne, że nie zrobiliśmy im zdjęcia.



    Oprócz stałej wystawy znaczków odwiedziliśmy wystawy czasowe. Wystawa o słoniach zajmująca jedną małą wnękę pokazywała ewolucję od mamutów do słoni oraz przyczyny wymierania słoni na świecie. Słoń to dla Azjatów symbol władzy królewskiej, dumy, trwałości, niezmienności, potęgi i męskości.
    Jedna z dużych sal na pierwszym pietrze została poświęcona Tintin czyli komiksowemu bohaterowi i jego przygodom. Znaczki z rysunkowym podróżnikiem były bardzo ładne, ale w tej sali obowiązywał całkowity zakaz robienia zdjęć. Po raz pierwszy spotkaliśmy się z takim zakazem w singapurskim muzeum. Zwykle proszą tylko by nie używać lampy błyskowej. 
    Sala doktora Sun Yat Sen uważanego za twórcę nowoczesnych i demokratycznych Chin też była objęta zakazem fotografii.
    Nawet w galerii z królikami zakazano robienia zdjęć, chociaż prawdziwych królików tam nie było, a małe maskotki pochowane były w króliczych norkach. Przychówek obszedł wystawę z niesmakiem twierdząc, ze nic ciekawego tam nie ma, ale przedszkolaki byłyby zachwycone.


    "Mówiące" znaczki z Bhutanu

    Drewniany znaczek z Dżibuti


    Z dużym zainteresowaniem obejrzeliśmy za to skrzynki pocztowe w różnych stron świata, a wychodząc odwiedziliśmy muzealny sklepik i zakupiliśmy trzy komplety znaczków do naszej kolekcji. 

    • Wrócę tu, tylko poczekam na zmianę wystawy czasowej - powiedziała Kura, której podobały się nie tyle eksponaty, co sposób ich prezentacji.  
    • A ja nie. Ciągle mówiłaś chodźmy do muzeum Znaczka i ja myślałem, że to jest muzeum Jana Znaczka znanego polskiego podróżnika, a nie znaczków pocztowych - powiedział Żywiciel
    Kura nie chciała wyjść na ignorantkę i nie przyznała się, że o Janie Znaczku nic nigdy nie słyszała. Wieczorem wpisała w google: Jan Znaczek i już wiedziała, że mąż sobie z niej zażartował. Nie po raz pierwszy zresztą.

    • Wkręciłeś mnie - powiedziała
    • Szczerze mówiąc, nawet nie podejrzałem, że tak łatwo się nabierzesz - powiedział Żywiciel i uśmiechnął się do Przychówka. 
    Kura nie ma z nimi lekko, ale ma wesoło codziennie.

    2 komentarze:

    Jak bylam w Bhutanie po poszlam do ichnego muzeum znaczka (obecnie jest czescia muzeum narodowego). O matko. Te ich znaczki powalaja. :-)

    Zywiciel ist the best :)

    ale cie wkrecil.

    a muzeum wierze,ze super. oni tam maja przecudne te znaczki.

    Prześlij komentarz