Dupoki z rodziny dim sum

Znów odwiedziliśmy nasz jedzeniowy zakątek w Ulu Pandan tym razem nie daliśmy się wykazać restauracji: japońskiej, koreańskiej, amerykańskiej i pizzeriom, tylko usiedliśmy w food court- cie i każdy z nas zjadł to co lubi najbardziej.

poniedziałek, 12 marca 2012

Już w domu...

Wróciliśmy do Singapuru. Smutno nam było gdy żegnaliśmy Kuala Lumpur. Czuliśmy ogromny niedosyt, bo chociaż zobaczyliśmy dużo ciekawych miejsc to wiemy, że nie zobaczyliśmy wszystkiego co byłoby dla nas interesujące. Miasto chyba też żałowało, że wyjeżdżamy, bo płakało deszczowymi łzami.
Gdy przed hotelem wsiedliśmy do taksówki uprzedzeni  lojalnie przez panią z recepcji, że sami za tą taksówkę będziemy musieli zapłacić myśleliśmy, że więcej niespodzianek tego dnia nie będzie.
Uśmialiśmy się myśląc, że ktokolwiek z gości hotelowych mógł podejrzewać, że hotel zapłaci za taksówkę na oddalone o prawie 50 km lotnisko.

  • Jakimi liniami lecicie? - zapytał taksówkarz
  • Tiger (Tajger) - opowiedział  pan mąż pewny, że taksówkarz nie będzie miał problemu z dojazdem
Po godzinie dojechaliśmy na lotnisko, ale niewątpliwie to nie był ten terminal na którym wysiedliśmy kilka dni temu.

  • To chyba nie tu, bo my lecimy Tigerem- powiedział Żywiciel bardzo spokojnym głosem 
  • Jak to nie tu? - zdziwił się taksówkarz
  • Lecimy z Tiger-em - powiedział mąż i przeliterował wyraz. 
  • A Tiger, a ja zrozumiałem Thai - zasmucił się taksówkarz i zapytała ile czasu jest do odlotu samolotu.
Czasu było wystarczająco dużo, ale Kura dostała wypieków na twarzy i myślała tylko o tym by być jak najszybciej  na lotnisku i móc skorzystać z toalety. Każda minuta była wiecznością. Na lotnisku nawet nie powiedziała taksówkarzowi: "do widzenia" tylko pognała w poszukiwaniu toalety.

Błyskawicznie wskoczyła w dziurę między dwoma sklepami, minęła męską toaletę  i weszła do pomieszczenia pełnego butów i zdziwionych, brodatych facetów. Przypadkiem znalazła się w meczecie. Jej europejska głowy nie mogła zrozumieć lokalizacja domu modlitwy. Do tej pory wydawało jej się, że nikt nie umieszcza kościoła za męską toaletą, ale widocznie nie znała Malajów.

Fizjologii oszukać nie mogła więc zapytała jakiegoś pracownika technicznego gdzie są damskie toalety i pobiegła najszybciej jak umiała. Brakiem wody i ogólnym smrodem jakoś się nie przejęła, najważniejsze było, że znalazła swój cel i znów była szczęśliwa.

  • No to przygoda zaliczona, czas do domu - powiedział dzieciak gdy Kura zdawała relację mężowi.
  • Do domu czyli do Polski? - zapytała Kura
  • Do domu czyli do Singapuru - odpowiedział dzieciak z dziwnym wyrazem twarzy
Singapurski dom przywitał nas ładem i porządkiem. Taksówkarz nic nie pomylił, a w domowej toalecie był papier, ładny zapach i mydło.
  • Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej - pomyślała Kura kładąc się do łóżka

5 komentarze:

hej kurko pomimo takiej przygody cała szczęśliwa i w domku //singapurskim// ja tez często miewam takie przygody rodzinka i znajomi się śmieją że jak zaczynam opowiadać coś śmiesznego to bank przygoda za potrzebą hehe pozdrawiam ela z plocka

Ciekawa jestem ile europejskich turystek odwiedza ten meczet w poszukiwaniu toalety :)

Hej Kuro,
na stambulskim lotnisku toaleta męska również sąsiaduje z drzwiami do meczetu, a toaleta damska jest ładny kawałek dalej;)
Za pierwszym razem też się do meczetu wpakowałam za potrzebą;)
SopociAnka

Oj a myślałam, że tylko ja "zwiedzałam męski meczet".

Prześlij komentarz