- Co robiłaś w ferie? - zapytały malajskie koleżanki Kury
- Byłam w Malezji - odpowiedziała Kura
- Co kupiłaś? - zapytały chórem koleżanki
- A nie pytacie się co widziałam? - zapytała Kura
- Przecież tam nic nie ma - odpowiedziały Malajki
- Jak to nic nie ma - zdziwiła się Kura i przez 10 minut opowiadała o tym co udało się zobaczyć w stolicy Malezji.
- O, a ja urodziłam się w Kuala Lumpur i nigdy Batu Caves nie widziałam - powiedziała Fa.
- Moja siostra mieszka w Kuala Lumpur i ja też nie widziałam Batu Caves - wtrąciła E.
Kura nie ma ochoty powtarzać zakupowej wyprawy. Miasto chętnie by zobaczyła, ale nie od strony centrum handlowego. Kompletnie nie ma pomysłu jak się z propozycji wspólnych zakupów wymigać i kulturalnie odmówić, tak by nikomu nie zrobiło się przykro. Jednoliterowa doradziła by zwalić wszystko na męża i powiedzieć:
- Ja chętnie bym pojechała, ale mąż się nie zgadza bym sama przekraczała granice, bo to dla Europejki jest niebezpieczne i koniec.
Kura już wie, że jej malajskie koleżanki są dużo sprytniejsze niż jej się wydawało. Nadal jednak nie wie jak ładnie się z wspólnej wyprawy zakupowej wymigać. Zdanie:
- Mąż się nie zgadza
8 komentarze:
No tak ... najlepiej zrzucić na biednego chłopa :)
Pozdrawiam.
T.
Ja również używałam argumentu "mąż" w negocjacjach cenowych na zakupach w Malezji (oczywiście za zgodą męża). Tyle, że ja dodawałam: "mąż jest skąpy, nie da mi więcej pieniędzy". Działało! zwłaszcza, kiedy sprzedawcą był mężczyzna :D a mój mąż był zachwycony, że wytargowałam korzystną cenę :D
Dobre :) też pójdę robić zakupy " do Malaja" i powiem , że mam skąpego męża. Może dostanę towar za połowę ceny. ;)
Spieprzaj babo, hihi. Prawie klasyka. ;)
M.
hehehe
Miałam dokładnie to samo napisać
anha
Ja się zawsze wymiguję od firmowych (i mocno zakrapianych) imprez mówiąc, że mi mąż nie pozwala i że jest zazdrosny. W Pl sposób też działa :).
A może jednak wybierzesz się do Johor Bahru...możesz połączyć przyjemne (zwiedzanie miasta) z pożytecznym (spotkanie z koleżankami), tudzież odwrotnie;) Nas JB urzekło swoją atmosferą i kolorami, i...tym, że tak się różni od Kuala Lumpur! Polecam:)
PS. A może i shopping będzie udany, w korzystnej cenie na "skąpego męża";)
Wybiorę się do JB z mężem i dzieciakiem, ale nie na zakupy. Musieliby za darmo dawać by chciało mi się chodzić po tak zatłoczonych sklepach.
Prześlij komentarz