- Jak ci minął dzień? - zapytała Kura
- Beznadziejnie - odpowiedział Przychówek
- O, to coś nowego - zauważyła Kura
Od pierwszego dnia pobytu w singapurskiej szkole dzieciak wychodził ze szkoły radosny i uśmiechnięty, a potem przez pół godziny opowiadał czego się nauczył, co było interesującego i co się nie podobało.
- Masz konflikt z Geniuszem czy Marudą ? - zapytała Kura, która wie, że obaj chłopcy działają na naszego Przychówka jak przysłowiowa "płachta na byka"
- Nie mam konfliktu, tylko naszej pani nie było i to był najgorszy dzień w szkole - powiedział dzieciak
- Ojej - zmartwiła się Kura
- Była z nami pani Cha i było okropnie. Mieliśmy iść do laboratorium, ale nie dość, że nie poszliśmy to jeszcze pani powiedziała, że wszystko co potrzeba jest w książce - wycedził przez zęby Przychówek
Kura w domu przejrzała książkę od science. Temat był o roślinach i dużo łatwiej byłby dzieciom go zrozumieć, gdyby to co napisane jest w książce zostało wytłumaczone w szkolnym ogrodzie. W naturalnych warunkach można by dotknąć i obejrzeć liść i przyjrzeć się żyjącej roślinie. Nawet najładniejsze ilustracje w książce nie oddadzą tego co singapurka przyroda daje za darmo.
- Nie martw się - pojedziemy w sobotę do Ogrodu Botanicznego to ci wszystko wytłumaczę powiedziała Kura, która potrzebuje kilku dni na zaznajomienie się z angielskimi i łacińskimi nazwami roślin
- To nie jest obowiązkowe - powiedział Przychówek z grymasem
Kurze zrobiło się smutno. Pani C robi wszystko by rozbudzić w dzieciakach pasję, by chciały więcej wiedzieć i by szukały rozwiązań w różny sposób. Widzi, że dzieci z klasy Przychówka lubią wiedzieć więcej i chce im wytłumaczyć dużo więcej niż jest napisane w podręczniku, a tu przychodzi babsko na chwilę i wszystko tak ładnie psuje jednym niewinnym zdaniem:
- Wszystko co potrzeba wiedzieć jest w waszej książce
Kura ma nadzieję, że pani C szybko wróci, a wraz z nią wyniki ostatnich testów naszego Przychówka. Pani Cha jest nauczycielem stażystą i wiele rzeczy można jej wybaczyć, więc bez robienia afery Kura zapytała Przychówka:
- A co by powiedziała pani C gdyby wiedziała, że tobie się nie chce?
Dzieciak się zawstydził i zaczął przeglądać atlas roślin. Na wycieczkę do ogrodu i tak pojedziemy. Przy odrobinie szczęście pooglądamy nie tylko rośliny, ale też żółwie, łabędzie i karpie koi. Przyda się na wypadek gdyby pani C nie było dłużej.
14 komentarze:
Czyli chyba jednak istnieje coś takiego jak międzynarodowy język branżowy. Moja polska nauczycielka mówiła dokładnie to samo! ;)
Pozdrawiam,
M.
Istnieją dobrzy i źli wykładowcy. Pani Cha jest młoda może nie wszystko stracone. Mam nadzieję, że pani C szybko wróci i dzieciak znów po wyjściu ze szkoły będzie mówić , że było super.
Pozdrawiam Kura
Od razu widać, że Pani C to nauczyciel z powołania
Pani Ch świetnie pasowałaby do polskiej szkoły "jak zarobic i sie nie narobić" a potem zdziwienie, że polskie dzieci nie sa głoden wiedzy, nie mają ciekawości i wszytsko je nudzi.
Polska szkoła niestety zabija ciekawość :(
Owszem sa wyjątki ale jest ich tak mało, że sa nie zauważalne i nie maja wpływu na dzieciaki.
Za moich czasów miałam pana od polskiego, który prowadził polski w sposób rewelacyjny, czekaliśmy na te lekcje jak na nic innego.
Pan został zwolniony bo nie realizował w pełni programu nauczania i wprowadzał zbedne elementy np. wizyty w radio, wydawnictwie,itp :D
bo jak wiadomo najważniejsze dladzieci to wiedzieć jakie skarpetki nosił Mickiewicz :D
pozdr
Ppip
No tak Droga Kuro - nie od dziś wiadomo, że wszędzie są nauczyciele i... nauczyciele. Może warto więc doświadczyć różnych... ;). Życzę miłej wyprawy do ogrodu!
Gdybyśmy nie mieli złych nauczycieli, pewnie nie umielibyśmy prawdziwie docenić tych dobrych. Ale myślę, że jeden taki dzień wystarczy, i mam nadzieję, że pani C. następnego dnia już była.
A.
Pani C wróciła a wraz z nią testy i zmiany w układzie klasowych grup, ale o tym napiszę więcej za kilka dni.
Na szczęście to nie jest język branżowy, skoro potem Pani Ch. musiała poszukać sobie innego zawodu, bo uznano, że do tego się nie nadaje.
W Polsce niestety takie podejście przechodzi i to pokazuje, że wcale ten polski poziom nie jest taki wybitny...
Epilog historii pani Ch. jest tutaj:
http://azjaodkuchni.blogspot.sg/2012/09/nieatwo-byc-nauczycielem.html
A jednak to polskich specjalistów chcą zatrudniać na całym świecie, ciekawe, gdzie się tak wykształcili... nie w polskich szkołach przypadkiem?
Ilość tych których wszędzie chcą zatrudnić jest stosunkowa mała w stosunku do tych których nawet we własnym kraju zatrudnić nie chce nikt.
ale i tak jest ich więcej niż singapurskich, nieprawdaż?
Singapurczycy nie wyjeżdżają nie dlatego, że nikt ich nie chce, ale dlatego, że im tu dobrze i nie widzą takiej potrzeby.
Anonimowy pisząc o tych polskich specjalistach zapominasz, że oni zwykle kończyli ośmiolatki, dobre licea i jeszcze lepsze studia.... zapominasz o tym, że w ciągu kilku lat poziom polskiej szkoły spadł drastycznie. Wystarczy popatrzeć na maturę z matmy czy testy gimnazjalne. Ci co wychodzą z sześciolatek, rejonowych gimnazjów średnich liceów, które przyjmują uczniów jak leci i kończyli "wyższe szkoły w krzakach" mogą zostać co najwyżej specjalistami od układania kafelków.
Oj tak - Azjo... potwierdzam - polski belfer.
Prześlij komentarz